To, co się dzieje, jest gorsze niż wojna prowadzona z poszanowaniem międzynarodowych konwencji. To ewidentny konflikt cywilizacji, mający zakorzenienie w odwiecznej walce zła z dobrem
Kontekst, w którym przychodzi nam przeżywać tegoroczną Niedzielę Palmową Męki Pańskiej, sprawia, że koncentrujemy się bardziej na Męce Pańskiej. Ona także zajmuje większą część liturgii tego dnia: od czytania Ewangelii o Męce Pańskiej aż po jej sakramentalne celebrowanie na ołtarzu. Zresztą, chyba cały Wielki Tydzień będziemy w tym roku raczej przeżywać niż świętować. Trudno bowiem świętować, gdy wciąż docierają do nas tragiczne wieści z sąsiedniej Ukrainy i dotykamy dramatu uchodźców, których wojna wygnała do nas z tego kraju. To wszystko skłania raczej do pytań o sens cierpienia i o granicę zła, którą – jak wierzymy – Bóg gdzieś w końcu wyznaczył.
Niektóre przekazy o rosyjskich zbrodniach na Ukrainie są tak okropne, że wydają się aż niewiarygodne. Tak jest choćby z informacjami o bestialstwie rosyjskich żołnierzy wobec cywilnej ludności w podkijowskiej Buczy. Mężczyźni, kobiety, a nawet dzieci torturowane i rozstrzeliwane na ulicach i w piwnicach przemienionych na katownie! Zdawało się nam, że coś takiego nie może się zdarzyć w Europie w XXI wieku. Tak bardzo ulegaliśmy złudzeniom, że być może nie uwierzylibyśmy nawet zdjęciom ofiar oraz świadectwom tych, którym udało się przeżyć rosyjską okupację miasteczka. Może skłonni bylibyśmy ulec propagandzie Ławrowa, że to tylko jakaś przerażająca inscenizacja? Ale te obrazy i informacje jakże boleśnie współbrzmią z tym, co w polskiej pamięci kryje się za słowami Katyń, Ostaszków i Miednoje. Te same metody, ten sam oprawca, który mimo upływu ponad osiemdziesięciu lat od zbrodni katyńskiej wcale się nie zmienił. Wojenne opowieści rodziców i dziadków o sowieckich „wyzwolicielach”, którzy gwałcili kobiety, rabowali zegarki i rowery, ożywają pod wpływem tego, co dociera do nas z Ukrainy. Z tą tylko różnicą, że do zegarków i rowerów trzeba dzisiaj dodać telefony komórkowe i teflonowe patelnie.
To, co się dzieje, jest gorsze niż wojna prowadzona z poszanowaniem międzynarodowych konwencji. To ewidentny konflikt cywilizacji, mający zakorzenienie w odwiecznej walce zła z dobrem. Tyle że opis zastosowany do niego przez patriarchę moskiewskiego Cyryla tak się ma do obiektywnej prawdy, jak miało się do niej stanowisko arcykapłana Kajfasza w procesie Chrystusa. Co w tej rzeczywistości mają nam do powiedzenia hunwejbini dyktatury relatywizmu? Że Cyryl nawołujący do wojny ma swoją prawdę, a wzywający do zaprzestania rosyjskiej agresji patriarcha Konstantynopola Bartłomiej I – swoją? Że jest prawda Rosji i jest prawda Ukrainy, prawda gwałconej Ukrainki i prawda gwałcących ją Rosjan? Że wszystkie te prawdy są jednakowo ważne i słuszne? Jakże inaczej w tym kontekście brzmi Piłatowe pytanie: „Cóż to jest prawda?” (por. J 18, 38). Nikt w tym stuleciu nie zrobił tak wiele, jak Cyryl z Putinem dla rozbicia rodzącej się koalicji konserwatywnych polityków w Europie. I nikt inny tak jak oni obydwaj nie „zasłużył się” piekłu w zohydzaniu obrońców naturalnego małżeństwa i rodziny oraz nobilitowaniu ideologii LGBT jako nieodłącznej składowej zachodniej demokracji. Czyż jest coś bardziej szatańskiego od wmawiania ludziom, że jedyny wybór, jaki mają, jest między Putinem i LGBT? Albo od przedstawiania zbrodniarzy jako obrońców prawdziwej religii?
Z bólem milionów ludzi, poczuciem bezradności i z naszymi rozterkami stajemy w tych dniach przed cierpiącym Chrystusem. Powtarzamy za św. Piotrem: „Panie, do kogóż pójdziemy, Ty masz słowa życia wiecznego” (por. J 6, 68). Zawiedliśmy się na wielu światowych przywódcach, dla których – jak to określiła czeska minister obrony Jana Czernochova – „tania ropa jest ważniejsza niż ukraińska krew”. Lepiej, żebyśmy nie musieli sprawdzać, ile jest dla nich warta polska krew. Na szczęście nasze elity polityczne, jak to u nas bywa, wobec realnego zagrożenia w większości szybko dorosły do nowych wyzwań. Polacy – poza drobnymi wyjątkami – zachowują się w tych dniach jak trzeba. Z niepokojem pytamy jednak o sens i ostateczny cel tego cierpienia, które rosyjska agresja niesie Ukrainie, a w dalszej perspektywie i światu. W Wielkim Tygodniu postarajmy się to wszystko zanurzyć w zbawczej męce i śmierci Chrystusa. Tylko On potrafi z cierpienia milionów ludzi wyprowadzić jakieś dobro, jak z krzyża wyprowadził zmartwychwstanie.