Badeni niejednokrotnie żartował sobie, że Duch Święty wprowadza rzeczywistą jedność, skoro dominikanin i jezuita działają razem...
Badeni niejednokrotnie żartował sobie, że Duch Święty wprowadza rzeczywistą jedność, skoro dominikanin i jezuita działają razem...
Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża. Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha. (J 3,8 )
Z pewnością nie można deprecjonować życia i działalności ojca Joachima sprzed doświadczenia wylania Ducha Świętego oraz jego aktywności niezwiązanej bezpośrednio ze środowiskiem charyzmatycznym. Tym bardziej że zgromadzone doświadczenia i dotychczasowa formacja nie pozostała bez wpływu na to, co działo się później. Ten etap został już opisany przez autorkę wydanej niedawno biografii [1] ojca – Judytę Syrek. Jeszcze zanim spotkał się z ruchem charyzmatycznym, był niewątpliwie człowiekiem bliższym porywowi niż strukturze. Oczywiście we wspólnocie zakonnej przyjmował wszystko, co się z tym wiązało, natomiast w nim samym było coś takiego, że posłużę się świeckim językiem, z poetyckiego porywu, czy zaufania do intuicji. Nawet jeśli akceptował, dajmy na to, teologię św. Tomasza, to zawsze ją sobie przewietrzył po swojemu… – śmieje się ojciec Jan Andrzej.
Henryk Sekuła, w latach siedemdziesiątych związany z Ruchem Światło-Życie, z którym – jak wskazują Nowiccy – integralnie związane było pojawienie się Odnowy w Polsce, potwierdza moje spostrzeżenia. Ten aspekt życia ojca dyplomatycznie się przemilcza. Proszę zauważyć, że tego tematu wielu autorów w ogóle boi się dotykać. Po pierwsze dlatego, że to jest żywe doświadczenie i osoby, które go nie miały, nie rozumieją tego. Po drugie nie da się ukryć, że na tej drodze popełnia się błędy, wobec których wybiera się ostrożny dystans, żeby się nie narazić na rozmaite reakcje, nie być zmuszonym się później z tego tłumaczyć.
Sekuła razem z ojcem Joachimem brał udział w pierwszym, krakowskim Seminarium Życia w Duchu Świętym [2]. Zorganizowali je animatorzy Ruchu Światło-Życie, skupieni przy duszpasterstwie franciszkanów, z Andrzejem Sionkiem na czele. Współpracował z nimi lider Odnowy w Duchu Świętym – ks. Marian Piątkowski. Seminarium odbywało się w ogromnym budynku Domu Prowincjalnego Zgromadzenia Sióstr Bożej Miłości przy ulicy Pędzichów 16. Zgodę na jego organizację wydał biskup pomocniczy Stanisław Smoleński. Warunkiem była obecność asystenta kościelnego. Został nim ojciec Mieczysław Bednarz SJ, z którym w późniejszych latach łączyła ojca Joachima ścisła współpraca i przyjaźń. Badeni niejednokrotnie żartował sobie, że Duch Święty wprowadza rzeczywistą jedność, skoro dominikanin i jezuita działają razem.
Zdaniem Sekuły, początki Odnowy nie były łatwe. Pojawiały się dylematy, dyskusje, nawet w obrębie samej wspólnoty. To, że doświadczenie wylania Ducha Świętego stało się udziałem także ojca Joachima, dawało poczucie bezpieczeństwa. To był człowiek związany z hierarchią, z Kościołem, z tradycją dominikańską. Było dla nas ważne, że ktoś to, związane z silnymi emocjami, doświadczenie autoryzuje. Ojciec Joachim był filarem, na którym mogliśmy się wesprzeć – ocenia. Duch Święty był w Kościele od początku. Nowość stanowił typ relacji, jaką wtedy zaczęto z Nim nawiązywać. Kościół był trochę jak ci Żydzi nieznający Ducha Świętego, których spotkał św. Paweł – twierdzi ojciec Jan Andrzej. Nowość polegała na tym, że ta relacja przechodziła przez wnętrze człowieka, przez jego serce. Proszę jednak zwrócić uwagę, że to dotyczyło człowieka, który otrzymał solidną formację teologiczną, zarówno w Anglii, jak i później w Polsce. On zawsze zachowywał dużo zdrowego rozsądku i takiego dystansu, który niektórzy mogli odbierać jako ironię – podkreśla ojciec Kłoczowski. Sekuła wskazuje jednak na to, że dystans, o którym mówi ojciec Jan, nie polegał na odcięciu się. Ojciec Joachim mówił jasno i otwarcie o swoim doświadczeniu, identyfikując się z nim niezależnie od negatywnych reakcji, z jakimi, podobnie jak inni charyzmatycy, bez wątpienia miał styczność. Mało tego, nie tylko mówił o tym w odniesieniu do siebie. Podkreślał, że Odnowa jest dana całemu Kościołowi, ku jego ożywieniu. W moim odczuciu, to czy się to komu podobało, czy nie, było dla ojca wtórne. On wiedział, czego doświadczył. Poszedł za głosem, który usłyszał, i pozostał temu doświadczeniu wierny. On przede wszystkim był do końca sobą. Miał konkretną tożsamość, był czytelny i przejrzysty i do tego się lgnęło – wyjaśnia Sekuła. Śmiem twierdzić, że wszystko, co działo się później, było w doświadczeniu Odnowy zanurzone, ono owocowało – dodaje.
Sam ojciec Joachim w artykule, który ukazał się w miesięczniku „List” [3], przyznaje, że z biegiem czasu zmuszony był zweryfikować swoje podejście do ruchu. . Byłem wtedy fanatykiem. Uważałem, że jeśli ktoś nie jest charyzmatykiem, to nie jest prawdziwym chrześcijaninem, bo prawdziwa wiara jest tylko w Odnowie. Mówi także, że jego oczekiwania względem tego zjawiska okazały się płonne. W swojej naiwności sądziłem, że Odnowa rozejdzie się na cały Kraków, a potem na cały Kościół. Nic takiego się nie stało – przyznaje. Zwraca uwagę również na zagrożenia, które wiążą się z ruchem. Szczególnie na nadmierny entuzjazm i wynikający z niego antyintelektualizm. Zbyt dużo intelektu gasi entuzjazm, za dużo entuzjazmu gasi intelekt – kwituje. W wywiadzie dla Aliny Petrowej-Wasilewicz wskazuje także na niebezpieczeństwo szukania sensacji [4] , gdy Pan Bóg robi show[5] , jak to określa, odnosząc się do tzw. darów epifanijnych, takich jak proroctwo, dar języków czy uzdrawianie.
Ojciec Badeni nie zaprzecza jednak, że te dary w Odnowie się pojawiały, i zwraca uwagę na ich dużą wartość. W artykule Artura Sporniaka i Jana Strzałki, który został opublikowany z okazji dziewięćdziesiątych urodzin ojca w „Tygodniku Powszechnym”, sam deklaruje: „[…] Choć dominikanie się z tego śmieją, glosolalia jest ważna – to jeden z warunków głębszego otwarcia się na Ducha Świętego. Dar, który otwiera na inne dary”. „Myślę, że w języku mistyki można to tak zinterpretować: glosolalia wprowadza w kontemplację »bierną wlaną«, czyli w autentyczne, bezpośrednie, niezasłużone doświadczenie obecności Boga” .[6] Ludzie, za których modlił się wstawienniczo (także przez telefon), z czego zdaje relacje w napisanej przez siebie biografii Judyta Syrek, często opowiadają, że trwał w ciszy bądź mruczał coś niezrozumiałego pod nosem. Jak można przypuszczać, modlił się wtedy językami. Również jemu osobiście ten dar służył. Jak zwierzył się ojcu Tomaszowi Alexiewiczowi, dominikaninowi, który także brał udział w seminarium na Pędzichowie, to dar języków pozwolił ojcu Badeniemu lata później nie zwariować, kiedy po operacji oka musiał przez długi czas leżeć zupełnie nieruchomo. Ojciec nigdy nie zaprzeczał temu, że Odnowa wywarła na niego trwały wpływ. Dzięki niej, mimo moich dziewięćdziesięciu jeden lat i fizycznych dolegliwości, czuję się wewnętrznie młody. To jest największy dar, jaki otrzymałem. Duch Święty jest Życiem, to On ożywia. [7]
Wskazując na zagrożenia, Badeni miał wszakże świadomość, że wiążą się one także z odrzuceniem, tego, co wniosła Odnowa. Dowodzi tego przytoczona opinia, iż zbyt dużo intelektu gasi entuzjazm. Andrzej Solecki, przyjaciel i podopieczny ojca z czasów, gdy ten był duszpasterzem Miasta na Górze, wspomina, jak w jednej ze swoich nauk, ojciec Joachim przywoływał etymologię słowa entuzjazm – wypełniony Bogiem, by podkreślić, że w swoim pierwotnym sensie entuzjazm jest czymś właściwym, a nawet pożądanym. Badeni wskazywał również na to, że przeżycie, którego wyrazem są emocje, ma duże znaczenia w duchowym rozwoju. We wspomnianym artykule z „Tygodnika Powszechnego”, czytamy: „Język wiary musi być oparty na przeżyciu – argumentuje ojciec Badeni. – Jeśli nie wypływa spontanicznie z przeżycia, staje się językiem sztucznym”. Pochyla się i ciszej dodaje: „Jak na przykład język listów duszpasterskich”. „Weźmy tradycyjną definicję wiary jako przylgnięcia do prawdy pierwszej – mówi już nie konspiracyjnym szeptem. – To teoria, a teoria wiary zawsze będzie sztuczna. Inaczej jest np. z wyznaniem św. Piotra: »Tyś jest Synem Boga żywego!«. Dla Apostoła to, co wypowiedział, było absolutnie pewne, gdyż stało za tym przeżycie”.
Podczas jednej z konferencji, którą ojciec wygłosił dla wspólnoty Miasto na Górze, tłumaczył zależność pomiędzy rolą intelektu a rolą emocji na spotkaniach modlitewnych. Chwalił podejście bielskiej wspólnoty, mówiąc o błędzie popełnianym przez niektórych charyzmatyków, którzy na spotkaniach nauczanie wyraźnie oddzielają od emocjonalnego rozkręcenia, następującego później. Za stary jestem, żeby się rozkręcać emocjonalnie, to jest przywilej młodości – pokpiwał sam z siebie. Właściwym, zdaniem ojca, podejściem jest refleksja intelektualna nad przeżyciem działania Ducha Świętego, którego doświadcza się podczas modlitwy. Uczymy się poprzez miłość rozruszaną emocjonalnie, która daje pewnego rodzaju widzenie tajemniczego profilu Trzeciej Osoby Trójcy Świętej – wyjaśniał. Na jednej z konferencji, którą wygłosił 7 maja 1996 roku w Centrum Kultury Chrześcijańskiej, działającym przy Wydawnictwie M, stwierdził: Żywa wiara daje autentyczne przeżycia, które mają także jak najbardziej uczuciowy charakter. Nie szukamy tych wrażeń, tylko poddajemy się komuś, kto w nas wywoła bardzo silne wrażenia [8]. Uczę się nie tylko z książki, ale z przeżycia – tłumaczył bielskiej wspólnocie. Nie czytam Biblii jako zbioru ciekawych opowiadań. Niektórzy ateiści znają fragmenty Biblii na pamięć. Uczę się Biblią żyjącą na spotkaniu modlitewnym. To jest najlepsza szkoła Ducha Świętego.
Doświadczenie Odnowy, jakie stało się udziałem Kościoła w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, było świeże i nieoczekiwane. Miało z pewnością swój okres dziecięcego entuzjazmu. Nie ma możliwości urodzić się od razu uczesanym i w krawacie. Tutaj nie ma skrótów. Nie da się pominąć tego etapu. Cóż to za sztuka podejść do młodzieńca i wytknąć mu jego niedojrzałość? – podkreśla Andrzej Sionek, który brał czynny udział w tworzeniu się polskiej Odnowy. Z czasem musiał nastąpić etap dojrzewania. Zaczęto dostrzegać błędy i uczyć się na nich. To doświadczenie, wspólne dla całego ruchu, stało się z pewnością udziałem także ojca Joachima Badeniego.
[1] J. Syrek, Nie bój się żyć. Biografia ojca Joachima Badeniego, Wydawnictwo Znak, Kraków 2014.
[2] M.M. Nowiccy, Upili się młodym winem…, s. 277–278.
[3] J. Badeni OP, Wielkie Ożywienie w: Świętość i odnowa, „List” nr 5/2003.
[4] Tenże, A. Petrowa-Wasilewicz, Prosta Modlitwa, s. 131.
[5] Tamże, s. 101.
[6] A. Sporniak, J. Strzałka, Bóg działa urokiem, „Tygodnik Powszechny”, nr 44 (2782), 3 listopada 2002.
[7] J. Badeni OP, Wielkie Ożywienie.
[8] Tenże, Czego dusza pragnie. Elementarz Duchowy, Wydawnictwo M, Kraków 2011, s. 17.
Jest to fragment książki:
Agata Adaszyńska-Blacha, Portret. Joachim Badeni
Wydawnictwo M
ISBN: 9788375959369
Ta książka opowiada nie tylko o ojcu Joachimie, ale przede wszystkim o Duchu Świętym, którego działania doświadczał on sam i jego otoczenie.
Autorka książki – dziennikarz, filozof, żona i mama – zna to środowisko od środka. Od kilku lat posługuje jako animatorka w krakowskiej Wspólnocie Uwielbienia i Ewangelizacji Janki, która funkcjonuje przy bazylice dominikanów, gdzie ponad trzydzieści lat temu działała wspólnota Nowe Życie.
opr. aś/aś