Chciałbym Kościoła ubogiego dla ubogich - Papież Franciszek

Papież Franciszek podbił już świat swoją prostotą i pokorą

Chciałbym Kościoła ubogiego dla ubogich - Papież Franciszek

Chciałbym Kościoła ubogiego dla ubogich - Papież Franciszek

Wydawnictwo M
ISBN: 978-83-7595-594-1



fragment książki:
Papież nadziei

Papież Franciszek to pasterz, jakiego Kościół dziś potrzebuje. O tym zresztą świadczy jego szybki i niemal jednomyślny wybór – co jest widzialnym dowodem asystencji Ducha Świętego. W świecie, który chce żyć tak „jakby Bóg nie istniał”, potrzeba papieża, który będzie przekonującym świadkiem Chrystusowej Ewangelii, ujmującym serca i niosącym nadzieję wątpiącym.

Duch Święty jest artystą, który potrafi nas zaskoczyć. Na czele Kościoła stawia tym razem pokornego zakonnika, przyjaciela ubogich, jezuitę zafascynowanego dziełem św. Franciszka. Te dwie duchowości – ignacjańska i franciszkańska – kryją w sobie olbrzymią moc. Jezuici najlepiej sprawdzali się w czasach trudnych, wzbogacając duszpasterstwo swą znakomitą formacją intelektualną i duchową oraz umiejętnością znajdowania odpowiedzi na nowe „znaki czasu”.

Św. Franciszek uratował chrześcijaństwo zachodnie w XIII wieku, kiedy siły Kościoła po okresie pierwszej ewangelizacji zdawały się wygasać i groziło mu zbytnie wtopienie się w feudalny pejzaż. Biedaczyna z Asyżu zaproponował radykalny zwrot ku ewangelicznym źródłom, odrzucenie bogactw i wszelkich znamion władzy – by Chrystusowa Prawda mogła zajaśnieć swym pełnym blaskiem. Gdyby mendykanci (zakony żebracze) nie osiedlili się w centrach miast, niosąc nowy powiew wiary, chrześcijaństwo poniosłoby pewnie śmierć wraz z ówczesną polityczną christianitas.

„Och, jakże pragnę Kościoła ubogiego i dla ubogich” – wyznał papież Franciszek podczas swego pierwszego spotkania z dziennikarzami. A podczas mszy inaugurującej pontyfi kat oświadczył, że jako papież pragnie „przyjąć z miłością i czułością całą ludzkość, zwłaszcza najuboższych, najsłabszych, najmniejszych, tych, których św. Mateusz opisuje w sądzie ostatecznym z miłości: głodnych, spragnionych, przybyszów, nagich, chorych, w więzieniu”.

George Weigel, amerykański fi lozof i słynny biograf Jana Pawła II, uważa, że papież Franciszek prezentuje typ katolicyzmu, który jest najbardziej niezbędny Kościołowi, by ten mógł skutecznie funkcjonować we współczesnym świecie. Wyjaśnia, że chodzi tu o „ewangeliczny katolicyzm”, który łączy siłę modlitwy z nieprzejednaną ortodoksją oraz otwartością na dialog i nowe wyzwania. Taki typ wiary wykuwa się w nowych ruchach i wspólnotach ewangelizacyjnych, które obecny papież, jako arcybiskup Buenos Aires, wysyłał do najuboższych dzielnic i slumsów, aby niosły tam orędzie Zbawienia.

Papież Franciszek do skarbca Kościoła powszechnego przywozi doświadczenia Kościoła latynoamerykańskiego: żywego, dynamicznego, solidarnego z ubogimi – Kościoła, który zdołał oprzeć się fali sekularyzacji. Będzie to zapewne równie cenny dar, jak dziedzictwo Kościoła prześladowanego, o które wzbogacił Kościół Karol Wojtyła.

Dodatkową wartością Ameryki Południowej jest cechująca tamtejszy Kościół „opcja preferencyjna na rzecz ubogich”, czyli troska o sprawiedliwość w świecie naznaczonym wyzyskiem i marginalizacją. Papież zapewne przypomni nam o konieczności dzielenia się dobrami, które co prawda spoczywają w rękach prywatnych, ale – jak naucza Sobór Watykański II – przeznaczone są do powszechnego użytku.

Z pewnością Ojciec Święty Franciszek przejdzie do historii także jako obrońca rodziny i cywilizacji chrześcijańskiej. Podobnie jak w Argentynie sprzeciwiać się będzie żądaniom tych szalonych prądów kontrkultury, które dążą do likwidacji rodziny poprzez zrównanie małżeństwa ze związkami partnerskimi czy homoseksualnymi.

„Kto nie modli się do Chrystusa, ten modli się do szatana” – te słowa Léona Bloy przywołał w swojej pierwszej homilii po wyborze na Stolicę Piotrową. Obyśmy nie zapomnieli tych słów!

Marcin Przeciszewski


Papież Franciszek podbił już świat swoją prostotą i pokorą –

rozmowa z kardynałem Zenonem Grocholewskim, prefektem Kongregacji ds. Edukacji Katolickiej

KAI: To drugie konklawe Księdza Kardynała. Jakie wrażenia, różniło się ono w swej dramaturgii od poprzedniego?

Kard. Zenon Grocholewski: Jestem dumny z uczestnictwa w konklawe, gdyż są to wybory, które nie przypominają żadnych innych. Spójrzmy: media wskazywały na tylu różnych kandydatów, przewidywały jakąś absurdalną walkę między frakcjami: postępową i konserwatywną. Taki podział, jeszcze raz powtórzę, jest absurdalny. Ładnie to powiedział Ojciec Święty podczas spotkania z kardynałami, gdyż najbardziej dzieli Kościół Duch Święty, bo obdarza ludzi różnymi darami, a z drugiej strony jest sprawcą harmonii pozwalającej, aby wszystkie dary współpracowały w Kościele. Oczywiście mamy różne opinie, ale to nie ma nic wspólnego z walką. Konklawe nie przypomina normalnych wyborów, gdyż nikt się nie chwali tym, co potrafi zrobić, nikt nie podaje swojego programu, nikt nie dyskredytował konkurenta, nie było też nikogo, kto by za kimś lub przeciwko komuś przemawiał. Konklawe odbyło się wyłącznie w atmosferze modlitwy.

KAI: Ważne jest chyba także miejsce wyborów?

− Konklawe odbywa się w Kaplicy Sykstyńskiej. Wchodziliśmy do niej, śpiewając Litanię do Wszystkich Świętych, Hymn do Ducha Święte8 go, i wysłuchaliśmy krótkiej medytacji. Podczas wyborów odmawialiśmy modlitwy brewiarzowe.

KAI:Zamiast mówić o wyborach, chyba lepiej wskazywać na pewną formę liturgii konklawe...

− Jest to w pewnym sensie paraliturgia. Przewodnikiem był dla nas „Ordo Rituum Conclavis”, czyli obrzęd, jak to ma miejsce przy sakramentach np. chrztu czy małżeństwa. Najpiękniejsze jest samo głosowanie. Było to dla mnie ogromne przeżycie, zarówno podczas konklawe przed ośmiu laty, jak i teraz. Każdy z nas brał kartkę z nazwiskiem swojego kandydata, podchodził pod wielki fresk Sądu Ostatecznego Michała Anioła i, trzymając w ręku kartkę, przysięgał: „Powołuję na świadka Chrystusa Pana, który mnie osądzi, że mój głos jest dany na tego, który − według woli Bożej − powinien być, moim zdaniem, wybrany”. W tym momencie bardzo mocno angażujemy swoje sumienie. Gdyby ktoś był w tym wyborze nieuczciwy, to przekreślałby sam siebie wobec Chrystusa i Kościoła. Po głosowaniach śpiewaliśmy „Te Deum”, dziękując Bogu.

KAI: No to wystawiliście watykanistów i dziennikarzy do wiatru...

− Opinie dziennikarzy nie miały dla mnie żadnego znaczenia. Ważne było dla mnie jedynie to, że głosuję wobec Chrystusa na najbardziej odpowiedniego kardynała. Naszymi sprzymierzeńcami nie byli dziennikarze, lecz wszyscy, którzy się modlili za nas i nasz wybór. Nigdy jeszcze nie było takiej mobilizacji modlitwy jak podczas tego konklawe. Nie było przecież wcześniej takiej inicjatywy jak „adopcja kardynałów”, która skupiła ponad pół miliona wiernych. A ile ludzi modliło się w naszej intencji w kościołach na całym świecie!

Zwróćmy uwagę na kolejny aspekt konklawe. Papież wychodzi po raz pierwszy na balkon Bazyliki św. Piotra, ludzie wiwatują i klaszczą. Powstaje pytanie: czy to dlatego, że wygrał kandydat ich partii? Nie, oni go w ogóle nie znali. Klaskali i cieszyli się, bo został wybrany namiestnik Chrystusa. Dlatego gdy papież poprosił o ciszę i modlitwę – tak rzeczywiście się stało. Ludzie pokochali papieża, gdyż jest on następcą świętego Piotra. My, katolicy, wiemy, że mamy budować na Piotrze – opoce, a nie na piasku, i tej opoki nie przemogą żadne siły ciemności. Dlatego też podczas każdej Mszy Świętej modlimy się za papieża. Papiestwa nie można postrzegać w kategoriach polityki i walki, gdyż jest to nieporozumienie. W ten sposób nigdy nie zrozumiemy Kościoła, mimo jego słabości.

KAI: Ale wcześniej na pewno rozmawialiście o kandydaturach. Mieliście dużo czasu. Benedykt XVI ostatecznie zapowiedział swe ustąpienie 11 lutego.

− Oczywiście, że rozmawialiśmy o kandydaturach. Wzajemnie informowaliśmy się. Dostaliśmy życiorysy wszystkich kardynałów i odbyliśmy wiele konsultacji. Każdy z nas, udając się na konklawe, miał swoich kandydatów. Z drugiej strony, ktokolwiek będzie wybrany, to i tak jego osoba jest owocem modlitwy setek milionów ludzi. Papież jest zawsze darem Ducha Świętego.

KAI: Znaliście się wcześniej z kard. Bergoglio?

− Znaliśmy się. Kilkakrotnie spotykaliśmy się w Rzymie i raz byłem w Buenos Aires, gdzie wizytowałem tamtejszy uniwersytet katolicki. Pamiętam, że przyjechał na spotkanie ze mną autobusem. Przed samym konklawe rozmawiałem z nim na temat Kościoła w Argentynie, którego głównym problemem jest brak powołań kapłańskich. Dla porównania: w całej Ameryce Łacińskiej odnotowuje się ich wzrost, np. w Kolumbii czterokrotny.

KAI: Czym to wytłumaczyć?

− Uważam, że w kwestii powołań problem ich ilości jest drugorzędny. Chodzi o jakość. Jeśli będzie jakość, to będzie i ilość. Weźmy św. Jana Vianneya, który był prostym księdzem, bez specjalnych zdolności. Działał w okresie prześladowania Kościoła. Dokonał o wiele więcej niż setki księży razem wziętych. Był po prostu złączony z Chrystusem i przez to święty. Takich przykładów można podać wiele i w dzisiejszych czasach. Jako księża musimy też dbać o jakość kazań, by nie mówić ponad głowami i dawać teologicznych wykładów. Papież Franciszek jest mocny w prostocie i zrozumiałości swoich kazań.

KAI: W przypadku papieża Franciszka wiele rzeczy stało się po raz pierwszy: papież spoza Europy, z Argentyny i Ameryki Łacińskiej. Jakie znaczenie ma to dla obydwu kontynentów?

− W Ameryce Łacińskiej mamy Kościół żywy. Mamy tam szkoły i uniwersytety katolickie, w tym największy w Brazylii, w Belo Horizonte, z prawie 70 tys. studentów. Bardzo dobrze, że z tego kontynentu pochodzi papież, gdyż tamtejszemu Kościołowi doda odwagi i go jeszcze bardziej zdynamizuje. Ponadto wybór kard. Bergoglio jeszcze raz jest dowodem na powszechność Kościoła: nie dominuje w nim ani Azja, ani Europa, ani inny kontynent. Dobrze, że papież jest z innej części świata. Nie możemy się koncentrować na Europie. Dla nas ten pontyfi kat też będzie miał znaczenie, gdyż papież przynosi nam coś ze specyfi ki tamtych krajów. Przede wszystkim prostotę. Zobaczmy, jak jego kazania od razu zachwyciły wszystkich. Tak było podczas przemówienia do kardynałów, gdzie Ojciec Święty momentami improwizował. Ujęły mnie jego słowa, gdy mówił, że połowa z nas jest w podeszłym wieku, że starość jest okresem mądrości życia, że starzy ludzie obdarzeni są mądrością, bo przeszli w życiu długą drogę, jak starzec Symeon, jak stara Anna w świątyni. Dlatego my, ludzie w podeszłym wieku, musimy pomóc młodym ludziom odnaleźć Chrystusa. Papież Franciszek ujmuje nas prostotą i tak powinno być, gdyż zbytnio przyzwyczailiśmy się do intelektualizacji naszej wiary. Przecież Chrystus nie wybrał na apostołów faryzeuszów, uczonych w Piśmie, lecz prostych rybaków. To oni podbili świat. Współczesne media na pewno wyśmiałyby Piotra.

KAI: Nowy papież wykreował też zupełnie nowe imię w historii papiestwa: Franciszek. We Włoszech nie cieszy się ono specjalnym prestiżem, gdyż kojarzy się z ubóstwem.

− Samo przyjęcie imienia Franciszek nie jest problemem, jest za to bardzo wymowne. Mimo że papież jest jezuitą, to żyje franciszkańskim duchem: ubóstwa, prostoty, pogody, dobroci i uśmiechu. Taka postawa jest niezwykle potrzebna Kościołowi w czasie kryzysu. Może mamy podobną sytuację, jak za życia Biedaczyny, gdy Jezus ukazał mu się i wezwał do naprawy Kościoła. Nie prosił go, aby wzbogacał go intelektualnymi teoriami, lecz świętością. Myślę, że papież Franciszek w swojej prostocie pomoże ludziom dążyć do świętości.

KAI: Jak Ksiądz Kardynał umieściłby papieża Franciszka w odniesieniu do pontyfi katów Jana Pawła II i Benedykta XVI? Jakie są ich podobieństwa i różnice?

− Każdy z nich jest inny i to mi się podoba. Ostatni dwaj papieże wnieśli bardzo dużo w życie Kościoła. Jan Paweł II niezwykle go ożywił, a Benedykt XVI wzbogacił o swój teologiczny geniusz. Papież Franciszek jest potrzebny Kościołowi, aby mu uświadomić, że nasza siła nie leży w nas, lecz w Chrystusie.

KAI: Mówiliśmy o tym pięknym geście papieża, który pokłonił się przed ludem Rzymu, nawiązując też niejako do starożytnych czasów, i poprosił o modlitwę. Czy to zapowiada zmianę stylu?

− Każdy z papieży trochę zmieniał styl. To nie jest papież, który będzie chciał celebrować siebie. Będzie to papież bardzo prosty, już w tych dniach pokazał prostotę. Nawet fakt, że poszedł do hotelu, w którym mieszkał, i zapłacił za pokój. Tą prostotą papież bardzo ubogaci Kościół, bo tego nam dziś potrzeba, a także tych bardzo prostych kazań. Niedobrze, kiedy głosimy kazania ponad głowami, jakby to był wykład teologiczny, a ludzie nie są przecież teologami. I apostołowie, i św. Franciszek podbijali świat swoją prostotą, gestami i słowami, które w prostocie nabierały swojej mocy. Znajomość Jezusa, znajomość prawd wiary absolutnie nie opiera się tylko na studium; opiera się na łączności z Chrystusem. W historii Kościoła mamy ogrom ludzi bardzo prostych, którzy wykazali dużą mądrość. Weźmy Katarzynę ze Sieny. Nie umiała czytać i pisać, a to, co podyktowała, pozostało na zawsze. Skąd czerpała tę mądrość? Czerpała z modlitwy, ze spotkań z Jezusem, który mówił: „beze mnie nic uczynić nie możecie”. Dlatego uważam, że obecny papież tą prostotą wzbogaci Kościół.

KAI: Czy papież wie coś o Polsce, o naszym Kościele?

− Na pewno, przecież Jan Paweł II był takim propagatorem Polski, jak nikt inny. Gdy przyjechałem do Rzymu w 1966 r., pytano mnie, w jakim języku mówi się w Polsce: po niemiecku czy po rosyjsku. Po Janie Pawle II cały świat zainteresował się Polską. A tym bardziej tacy ludzie jak kard. Bergoglio na pewno zainteresowali się i wiedzą dużo o Polsce. Jednak ja na ten temat z nim nie rozmawiałem.

KAI: A o czym rozmawialiście?

− Podczas moich wizyt w Argentynie rozmawialiśmy o uniwersytetach. Po wyborze powiedziałem, że nigdy Kościół nie był tak zmobilizowany w modlitwie o papieża jak obecnie, że ten wybór to owoc modlitwy i dar Ducha Świętego.

KAI: Przed jakimi największymi wyzwaniami staje teraz papież Franciszek?

− Największym problemem dzisiejszego świata jest relatywizm, brak odniesienia do prawdy. Benedykt XVI mówił nawet o dyktaturze relatywizmu, kiedy twierdzi się, że nie ma prawdy obiektywnej odnośnie do fundamentalnych pytań o sens życia oraz norm moralnych. Jeśli nie ma takiego fundamentu prawdy, to wszystko runie. A kolejne pytanie, przed jakim stanie papież, dotyczy tego, jak mamy wychowywać nowe pokolenia, gdy nie ma żadnych zasad obiektywnych, których przecież nie wymyślamy. Powiedzmy sobie szczerze: za Stalinem głosowało 99,9 proc., za Hitlerem również całe rzesze. Większość demokratyczna nie może stanowić zatem kryterium prawdy. Musimy szukać prawdy obiektywnej. Nie tylko papieże, ale też fi lozofowie, agnostycy i niekatolicy widzą, że bez kryterium prawdy świat jest zdolny do wszystkiego, także do zbrodni. Człowiek dziś wymyśla sobie, kiedy zaczyna się życie: po trzech miesiącach można dokonać aborcji. A czemu nie po sześciu, po dziewięciu? Czemu nie po urodzeniu? I jaka jest racja zabijania? Bo ktoś jest niepotrzebny? Można się posunąć dalej i żądać zabijania dzieci chorych, niepełnosprawnych umysłowo. Dla papieży, którzy walczą o życie, o zasady poszanowania życia od poczęcia aż do śmierci, to rzecz fundamentalna. A więc najważniejsze kwestie, przed którymi staje nowy papież, to prawda i obrona życia oraz ludzkiej godności.

KAI: Mówienie o największych zagrożeniach i wyzwaniach Kościoła nie było jednak przedmiotem relacji i komentarzy światowych mediów przed konklawe. Polacy np. mogli się dowiedzieć, że jednak największe problemy Kościoła to vatileaks czy problemy Banku Watykańskiego...

To są kwestie zupełnie drugorzędne. Oczywiście, jest w tym dużo przesady, wyolbrzymiania i złośliwej interpretacji. Mówię to, bo w trakcie przygotowań do konklawe mieliśmy relacje dotyczące tej sprawy. W Kościele zawsze będziemy mieli do czynienia ze słabościami. Pan Jezus nas do tego przygotował. W tym Jego seminarium 12 apostołów znalazł się zdrajca. Ale to nie jest istotne; istotne jest to, że 11 pozostałych ludzi podbiło świat dla Chrystusa. Powtarzam, że najważniejszym zadaniem Kościoła jest pomoc człowiekowi w duchowym dojrzewaniu we współczesnym świecie.

KAI: Czego Ksiądz Kardynał życzy nowemu papieżowi?

− Życzę mu przede wszystkim dobrych współpracowników. Kardynał Bergoglio nie pracował w Kurii Rzymskiej i przyjechał z dalekiego kraju. Trzeba mu pomóc, nie po to, aby załatwić przy okazji jakieś swoje sprawy, lecz wręcz przeciwnie: mamy mu służyć, realizować jego wolę i to jest sens istnienia Kurii Rzymskiej. Działamy w imieniu i autorytetem papieża.

Rozmawiali ks. Przemysław Śliwiński i Krzysztof Tomasik (KAI)

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama