Planeta miłości i ogrody nastrojów

Felieton o pielęgnowaniu własnego świata uczuć

Miłość to cudowna planeta, gdyż tylko na niej
mogą rozkwitnąć rajskie ogrody szczęścia.

Każdy człowiek codziennie spaceruje w pewnym ogrodzie, który jest dla nas ważny, a czasem bywa tajemniczy i zaskakujący. To ogród nastrojów, który zwykle jest wyjątkowo dobrze strzeżony, gdyż dostęp do niego mają tylko te osoby, z którymi czujemy się zupełnie bezpieczni, bo nieodwołalnie kochani. Niektórymi alejkami tego ogrodu spacerujemy w samotności. W ogrodzie naszych nastrojów są miejsca całkiem słoneczne, a inne znajdują się w cieniu pochmurnych przeżyć, które przesłaniają nam radość istnienia. Niektóre alejki wydają się zarośnięte i rzadko uczęszczane, podczas gdy inne noszą wyraźne ślady naszych częstych przechadzek.

Zwykle łatwiej nam jest wchodzić do ogrodu naszych myśli i przekonań niż do ogrodu naszych przeżyć. Niemal codziennie spotykamy osoby, które boją się zaglądać do własnego ogrodu nastrojów. Tacy ludzie lękają się wyruszyć w głąb samych siebie i stawać twarzą w twarz z własnymi przeżyciami. Nawet nie zbliżają się do bramy, która prowadzi do ogrodu nastrojów. Są i tacy, którzy uciekają w popłochu z ogrodu swoich przeżyć, posługując się w tym celu alkoholem czy narkotykiem. Inni z kolei nadmiernie skupiają się na przeżyciach, stając się więźniami własnych nastrojów. Tacy ludzie spacerują zwykle w ciernistych alejkach smutku i niepokoju. Nie wiedzą, a czasem nie chcą wiedzieć, że to, co dzieje się w ogrodzie ich nastrojów, zależy najbardziej od tego, z jakiej gleby ów ogród wyrasta: z gleby radosnej miłości czy też z gleby smutnego egoizmu.

Każdy z nas ma wpływ na to, co dzieje się w jego ogrodzie nastrojów. Nawet zaniedbane dotąd klomby i łąki można przemienić w radosne morze kwiatów. Przeżycia zależą bowiem głównie od naszego sposobu postępowania i od naszych więzi z samym sobą, z Bogiem i z bliźnimi. Ogród nastrojów jest lustrem naszego sposobu istnienia na tej planecie, która bywa doliną łez, ale która dla wielu ludzi okazuje się ziemią błogosławieństwa i szczęścia. Ludzie dojrzali i odważni zaglądają do tego lustra nie po to, by się w nie zapatrzeć lecz po to, by wyciągać wnioski z własnych przeżyć. Wiedzą, że na stałe mogą poprawić sobie nastrój tylko wtedy, gdy coraz dojrzalsze będą ich więzi, które tworzą i wartości, którymi się kierują. Ludzie niedojrzali natomiast redukują swoje życie do nastrojów, które przeżywają. W konsekwencji nastroje stają się dla nich ważniejsze niż... oni sami.

Chyba każdemu z nas zdarza się spacerować czasami na końcu ogrodu nastrojów. Ja też tam bywam. Na szczęście mam przyjaciół, którzy potrafią odnaleźć mnie w każdej części ogrodu mych przeżyć i którym pozwalam tam zaglądać. Oni nie tylko mnie kochają, ale też rozumieją mnie i moje potrzeby. Właśnie dlatego wychodzą mi naprzeciw wtedy, gdy tego potrzebuję. Wiedzą też, kiedy pragnę chwil samotności w oazie czy na pustyni moich przeżyć. To, że jestem osobą, czyli kimś świadomym niezwykłości własnego człowieczeństwa i kimś zdolnym do miłości, sprawia, że moje istnienie nie ogranicza się do nastrojów. Jestem wielką planetą marzeń i ideałów. Na tej planecie są kontynenty zbudowane z miłości i wolności. Są też morza tęsknoty i oceany tajemnicy. Moje życie nie kończy się na spacerowaniu w ogrodzie nastrojów. Moje istnienie przekracza cały ten widzialny wszechświat i prowadzi ku horyzontom, które przeczuwa jedynie moje serce! Codziennie opuszczam ogród nastrojów po to, by wyjść na spotkanie z radosną miłością, która jest czymś nieskończenie większym i trwalszym niż emocjonalne przeżycia. Miłość i radość to nie nastrój, lecz sposób istnienia osoby, która jest nieskończenie większa od swej psychiki. Miłość to fundament mojego wszechświata, a nastroje to muzyka, która towarzyszy memu istnieniu.

Czy warto zatem zaglądać do ogrodu własnych nastrojów? Czy warto słuchać muzyki własnego serca? Czy ma sens pielęgnować ogród przeżyć? Z pewnością tak! Warto choćby dlatego, że w każdym moim przeżyciu znajduję ślady, które prowadzą mnie do miłości albo które przypominają mi o tym, że zmierzam w kierunku, który mnie od miłości oddala. Miłość to cudowna planeta, na której rozkwitają rajskie ogrody szczęścia na podobieństwo tamtego pierwszego raju, w którym Bóg spacerował z człowiekiem zanim ten schował się w krzaki swego egoizmu i grzechu. Kto kocha i wiąże swój los z tymi, którzy też umieją kochać, ten wie, że jest kochany z całym swym ogrodem radosnych i bolesnych nastrojów. Wie też, że w ogrodach zasadzonych na glebie miłości, spaceruje radość.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama