Co zrobić, gdy mamy wrażenie, że my lub ktoś z naszych bliskich jest wykorzystywany duchowo? Jak odróżnić autentyczne i twórcze zaangażowanie religijne od mechanizmów sekciarskich i destrukcyjnych?
ISBN 978-83-60040-87-4
cena 24,90 zł
rok wydania: 2010
O nadużyciu duchowym mówimy, gdy ktoś, korzystając ze swej pozycji przywódcy religijnego, dopuszcza się psychologicznej i duchowej dominacji nad drugim człowiekiem, pozbawiając go autonomii i wolnej woli. Zjawisko to dotyczy przede wszystkim sekt, choć czasem również niestety i wspólnot chrześcijańskich. Na podstawie swojego bogatego doświadczenia autorzy pozwalają zidentyfikować i zrozumieć zjawisko nadużycia duchowego i ułatwiają udzielenie pomocy ich ofiarom. Patrząc z perspektywy osób wierzących, którym na sercu leży nie tylko dobro ofiar, ale także prawda i czystość ewangelicznego przekazu, ostrzegają przed religijną manipulacją i daję wiedzę potrzebną, by zawczasu ją rozpoznać.
„Myślę, że nadużycie duchowe jest również formą gwałtu, którego dokonuje się w imieniu Boga i Chrystusa, zadając osobie wierzącej rany w samej głębi jej duszy. Konsekwencje tego są katastrofalne. Ofiary muszą pokonać wielkie trudności, aby powrócić do normalnego życia. Doszły one do wniosku, że Bóg lubi się mścić, że cały czas szuka słabości u ludzi wierzących, aby je karać i posyłać do piekła. Osoba wykorzystana duchowo ma bardzo negatywny obraz samej siebie. Przytłacza ją wstyd i z trudem okazuje innym zaufanie. W wielu przypadkach wykazuje silną „alergię” na jakikolwiek system religijny.”
Pascal Zivi
Czym jest miłość? To czynić drugiemu to, czego chcemy dla siebie samych. I nie czynić drugiemu tego, czego nie chcemy dla samych siebie.
Konfucjusz (551–479 przed Chrystusem)
Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego.
(Mt 22, 39)
Przyjęcie chrześcijaństwa jest na ogół doświadczeniem wyzwolenia. Tak było w moim przypadku. Moi rodzice byli katolikami, zostałem ochrzczony po narodzeniu. Ale dopiero w wieku dwudziestu dwóch lat, w Japonii, nawróciłem się i odpowiedziałem na wezwanie Pana Jezusa. Śmierć mojej matki w wypadku, gdy miałem siedem lat, odegrała wielką rolę w mojej wędrówce duchowej. Jeśli Bóg jest miłością, dlaczego pozwolił, aby moja matka zginęła w wypadku? Nie mogłem tego zaakceptować i stopniowo doszedłem do znienawidzenia Boga. Dorastając, stawiałem sobie wiele pytań na temat cierpienia obecnego na świecie. Zawsze zachowywałem je jednak dla siebie i nigdy nie odważyłem się o nich z kimkolwiek porozmawiać.
W swojej książce Problem cierpienia C.S. Lewis streścił to, co mnie niepokoiło: „Gdyby Bóg był dobry, pragnąłby uczynić swe stworzenia doskonale szczęśliwymi, a gdyby był wszechmogący, byłby w stanie spełnić to pragnienie. Jednak stworzenia nie są szczęśliwe. A zatem Bóg albo nie jest dobry, albo nie jest wszechmogący – albo też nie jest ani dobry, ani wszechmogący”.
W wieku piętnastu lat doszedłem do wniosku, że Bogu brakuje obu tych cech i że nie mam z Nim nic więcej wspólnego. W tym też czasie jeden ze szkolnych kolegów przedstawił mnie swojemu nauczycielowi judo. W języku japońskim „judo” oznacza „łagodną drogę”. Chińskie przysłowie powiada: „Łagodność może pokonać twardość, słabość może pokonać siłę”. Taka jest myśl przewodnia tej sztuki walki. Myśl ta dała mi niezwykle wiele i dalej dużo mi daje w wymiarze fizycznym, lecz przede wszystkim psychicznym.
Ponieważ nie bardzo lubiłem się uczyć, w wieku osiemnastu lat zostałem strażakiem. Jednakże judo pozostało moją największą pasją. Wyjechałem do Japonii, aby doskonalić tę sztukę. W Tokio spotkałem nauczyciela judo z uniwersytetu w Tsukubie – pana Nakamurę. Dzięki niemu przez wiele lat trenowałem w jego klubie.
Pan Nakamura i jego uczniowie z klubu zawsze okazywali mi wielką uprzejmość. Zauważyłem jednak dwadzieścia trzy lata temu dyskryminację rasową niektórych Japończyków względem Chińczyków, Koreańczyków i innych Azjatów. Ja również na własnej skórze doświadczyłem kilkakrotnie rasizmu. Wzmocniło to tylko moją negatywną opinię o Bogu. Dzięki judo stałem się oczywiście o wiele silniejszy fizycznie i psychicznie. Jednakże duchowo byłem wielkim biedakiem. Chciałem uważać się za silnego, ale byłem słaby. Brakowało mi wewnętrznej jedności. Negowałem swe zranienia. To w tym momencie Bóg wyszedł mi na spotkanie.
Pewnego dnia, w pociągu, który jedzie z uniwersytetu w Tsukubie do Tokio, poznałem pewnego Amerykanina, Louisa Burtona. Był nauczycielem języka japońskiego i misjonarzem. Rozmawialiśmy po angielsku i francusku. Później miałem sposobność spotykać go wielokrotnie na uniwersytecie w Tsukubie. Burton bardzo szybko stał się moim dobrym przyjacielem. Kilka miesięcy później zaprosił mnie do swego kościoła. Aby sprawić mu przyjemność, zdecydowałem się tam pójść jeden raz. Nie wiem dlaczego, ale w następnym tygodniu poszedłem tam jeszcze raz i tak przez cztery lata. Każdej środy uczestniczyłem też w studium Biblii wraz z innymi parafianami. Burton był też doradcą personalnym. Bardzo szybko zrozumiał, że mam problemy, i powoli zaczęliśmy o nich rozmawiać.
Burton zawsze słuchał mnie bardzo cierpliwie i nie osądzał. Japoński pastor, który z nim pracował, pan Hinagaki, zachowywał się tak samo wobec mnie. Wielu obcokrajowców, zwłaszcza Azjatów, przychodziło na niedzielne nabożeństwa oraz na studium Biblii. Wszyscy parafianie Japończycy przyjmowali ich z wielką uprzejmością i szacunkiem. Ku memu wielkiemu zaskoczeniu nie było dyskryminacji rasowej. W tej małej międzynarodowej kongregacji – nie potrafię tego zrozumieć – Bóg odmienił moje serce. W swej książce La source des larmes (Źródło łez) Jean Vanier cytuje proroka Ozeasza (2, 16–17), który przywołuje obraz doliny Akor. Vanier wyjaśnia: „Dolina Akor położona jest blisko Jerycha. W dolinie znajduje się wiele niebezpiecznych wąwozów, pełnych węży i skorpionów (...), to miejsce, gdzie nie należy się zapuszczać, miejsce, od którego wszyscy się odwrócili, którego wszyscy unikali... U Ozeasza natomiast Bóg mówi, że ta dolina nieszczęścia stanie się bramą nadziei”.
Jean Vanier dodaje: „W każdym z nas jest dolina Akor, są w nas rzeczy, na które nie chcemy patrzeć, o których nie chcemy ani pamiętać, ani się do nich zbliżać, (...) od których się odwracamy, albowiem sprawiają nam zbyt wiele bólu, a my boimy się cierpienia”. To właśnie w Japonii, w gronie chrześcijan z różnych krajów, zgodziłem się po raz pierwszy spojrzeć na swoją dolinę Akor. Przekształciła się ona wówczas w bramę nadziei.
To przy studium Ewangelii Mateusza wszystko się wywróciło: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem słodkie jest moje jarzmo, a moje brzemię lekkie” (11, 28–30).
Zrozumiałem wówczas, w samej głębi duszy, że niewiele znaczy kraj, osoba, kolor skóry. Jezus Chrystus przyjmuje nas wszystkich w ten sam sposób. On kocha nas dla tego, kim jesteśmy. Uwalnia nas od cierpień. Nawiedza nas w naszych psychologicznych i duchowych więzieniach, aby nas uwolnić. Trudno jest mi wyrazić słowami to, czym było moje nawrócenie, szczęście i radość, które odczuwałem. Oczywiście, mam jeszcze problemy i zawsze będzie dużo cierpienia na świecie. Chrystus jest jednak moim wsparciem i nadzieją. On pozwala mi świadczyć, że Bóg jest miłością i że gdy decydujemy się w pełnej wolności kroczyć za Nim, On odmienia nasze serce.
Dlaczego dzielę się tymi osobistymi sprawami w książce poruszającej kwestię duchowych nadużyć? Powód jest prozaiczny: w swoim świadectwie mogę wyrazić całe szczęście ze spotkania z Panem, radość z wyzwolenia, którym mnie obdarzył. Niestety, wielu chrześcijan przeżywa bardzo boleśnie doświadczenie wiary, albowiem nadużycia duchowe, których doznali, przemieniły ich życie chrześcijańskie w więzienie, w niewolę, w cierpienie.
Od blisko dwudziestu lat w Sapporo, na wyspie Hokkaido, zajmuję się problemami totalitarnych sekt i dokonywanymi przez nie manipulacjami mentalnymi. Razem z byłymi ich adeptami stworzyliśmy stronę internetową, aby przyjść z pomocą osobom opuszczającym te sekty. Otrzymaliśmy wiele e-maili od ofiar nadużyć duchowych. Ku memu wielkiemu rozczarowaniu, pisali również chrześcijanie. Treść ich listów była bardzo podobna do listów od innych osób. Listy te świadczą, że pastorzy, księża i inni przywódcy chrześcijańscy wykorzystują swój duchowy autorytet do kontrolowania i literalnie zniewalania, dla własnych potrzeb, członków swych kościołów lub wspólnot. Posługują się oni tekstami biblijnymi, aby manipulować, upokarzać i obarczać winą wierzących, aby zmusić ich do podporządkowania się ich żądzom. Wiele ofiar, które ze mną się skontaktowały, nie uczęszcza więcej do kościoła. Są one głęboko zranione emocjonalnie. U wielu też poczucie szacunku do samych siebie zostało naruszone lub wręcz unicestwione.
W przypadku ofiar nadużyć duchowych sam czas nie zmaże śladów ich bolesnych doświadczeń. Potrzebna jest pomoc oparta na miłości, cierpliwości, a zwłaszcza zrozumieniu. Dziełko to zostało napisane głównie po to, aby pomóc ofiarom, które pragną uleczenia różnych zranień wpływających na ich życie i duchowy wzrost. Przeznaczone jest ono też dla rodziców i przyjaciół tych osób, jak również dla profesjonalistów, aby lepiej zrozumieli ten problem i kompetentnie towarzyszyli ofiarom duchowych nadużyć.
Ilustrowana encyklopedia Larousse podaje następujące definicje słowa nadużycie: „Eksces szkodliwy dla zbiorowości, społeczeństwa; niesprawiedliwość wyrządzona przez niewłaściwe zastosowanie prawa lub wykorzystanie władzy”.
Nadużycie duchowe jest niesprawiedliwością pochodzącą z niewłaściwego korzystania przez niektórych pastorów, księży lub innych przywódców chrześcijańskich z praw i władzy związanej z ich funkcją. Osoby te, gdy występują w roli autorytetu, wyrządzają ogromne szkody członkom swoich wspólnot.
W swojej książce L’estime de soi retrouvée (Odnaleziony na nowo szacunek dla siebie) Jeff Van Vonderen przypomina, czym jest kazirodztwo: „Kazirodczy rodzice wykorzystują swoją pozycję autorytetu, aby zaspokoić swoje potrzeby bez oglądania się na zło, jakie wyrządzają swoim dzieciom. Przez kazirodztwo człowiek dorosły usiłuje zaspokoić swoje pragnienie znaczenia, potęgi, intymności, wartości lub przyjemności seksualnej. Stara się on osiągnąć przyjemność za pośrednictwem seksualności tych osób, które powinien chronić, kształtować i którym powinien służyć. Dla dziecka miejsce, które powinno być najbezpieczniejszym schronieniem, staje się miejscem najgroźniejszym”. Ponieważ „w zdrowo funkcjonującym kościele Bóg jest źródłem akceptacji, miłości i wartości”, Jeff Van Vonderen przyrównuje kościół do rodziny, w łonie którego rolą odpowiedzialnych jest pomagać, kształtować, służyć i odpowiadać na potrzeby parafian. Jednakże zauważa on: „W niektórych systemach religijnych myśli, uczucia, pragnienia i potrzeby członków nie liczą się. Nie zaspokaja się «ich aspiracji»; przeciwnie, członkowie są w kościele, aby zaspokoić potrzeby przywódców. Gdy dzieje się tak we wspólnocie chrześcijańskiej, chodzi o nadużycie duchowe”.
Myślę, że nadużycie duchowe jest również formą gwałtu, którego dokonuje się w imieniu Boga i Chrystusa, zadając osobie wierzącej rany w samej głębi jej duszy. Konsekwencje tego są katastrofalne. Ofiary muszą pokonać wielkie trudności, aby powrócić do normalnego życia. Doszły one do wniosku, że Bóg lubi się mścić, że cały czas szuka słabości u ludzi wierzących, aby je karać i posyłać do piekła. Osoba wykorzystana duchowo ma bardzo negatywny obraz samej siebie. Przytłacza ją wstyd i z trudem okazuje innym zaufanie. W wielu przypadkach wykazuje silną „alergię” na jakikolwiek system religijny.
Dwie sprawy powracają bardzo często: jak możliwe jest duchowe wykorzystanie człowieka? W jaki sposób człowiek dopuszcza do duchowego nadużycia? Aby odpowiedzieć na te pytania, warto zrozumieć mechanizm nadużycia duchowego.
Istnieje wiele technik, które pozwalają kontrolować ludzkie myśli. Wiele książek o nich mówi. Poruszają one w szczególności kwestię manipulacji mentalnych dokonujących się w totalitarnych sektach. Zapoznanie się z wieloma świadectwami ofiar nadużyć duchowych oraz komentarzami różnych specjalistów uświadamia, że techniki manipulacyjne stosowane przez sekty totalitarne i techniki wykorzystywane przy nadużyciach duchowych są w większości identyczne.
a) Love bombing
Wiele ofiar nadużyć duchowych opowiada, że podczas pierwszych spotkań księża lub pastorzy miejscowego kościoła lub przywódcy wspólnot okazywali im nadzwyczajną uprzejmość i byli bardzo uważni. Podczas każdego spotkania – nabożeństwa lub niedzielnej mszy, spotkań biblijnych i innych zebrań – osoby te były przyjmowane bardzo ciepło, odnosiły wrażenie, że ktoś naprawdę się nimi interesuje.
Osoby, które po raz pierwszy przychodzą do jakiegoś kościoła lub wspólnoty, prawie zawsze przechodzą przez bolesne okresy w życiu: samotność, żałoba, rozwód, ciężka choroba, bezrobocie etc. Często też mają one trudności, by zintegrować się ze społeczeństwem. Niektóre znowu szukają w życiu wartości. Przyczyny poszukiwań duchowych mogą być rozliczne. Osoba przeżywająca strapienie przeważnie odczuwa wielką bezradność, co czyni ją bardzo podatną na wszelki wpływ i dlatego chętnie przyjmuje wszelkie formy współczucia.
Love bombing polega na „bombardowaniu” miłością, w każdy możliwy sposób, nowo przybyłych. Na przykład osobie zachowującej pewną rezerwę mówi się: „Musisz być bardzo poważny!”, a jeśli się uśmiecha, wówczas mówi się do niej: „Jesteś bardzo sympatyczny!”. W każdym przypadku celem jest pochlebienie i dowartościowanie danej osoby, przekonanie jej, że jest bezwarunkowo akceptowana i kochana.
Technika love bombing jest groźna. Po pierwsze, stwarza ona uczuciową zależność członków wobec kościoła, wspólnoty, a zwłaszcza wobec przywódców. Następnie, w takim środowisku trudne staje się odkrycie prawdy o istniejących relacjach, przede wszystkim zaś trudno jest stawiać sobie pytania. Krok po kroku dana osoba traci zmysł krytyczny.
Jest rzeczą zupełnie normalną, że kościół czy wspólnota przyjmuje ludzi z serdecznością i miłością i stara się odpowiedzieć na ich potrzeby. Staje się to jednak problematyczne, gdy postępowanie to motywowane jest chęcią manipulowania i kontrolowania.
b) Obwinianie przez wzajemność
Otrzymałem od przyjaciela prezent na Boże Narodzenie, więc i ja powinienem mu coś sprezentować. Sąsiad wyświadczył mi przysługę. Trzeba, abym i ja ze swej strony wyświadczył mu przysługę. W ubiegłym tygodniu zaprosiła mnie pani Martin... i ja muszę ją zaprosić. Wszyscy znamy tego rodzaju sytuacje. Generalnie fakt, że ktoś daje nam prezent lub świadczy nam przysługę, stwarza w nas poczucie długu, skłania nas do tego, że i my chcemy zrewanżować się komuś za otrzymane od niego dobro.
Nazywa się to regułą wzajemności. To groźna broń pozwalająca manipulować ludźmi. Możliwe jest bowiem – przy zastosowaniu tej reguły – doprowadzić jednostkę do takiego poczucia winy, iż można wpływać na jej postępowanie i zdolność refleksji. W przypadku nadużyć duchowych często spotyka się stosowanie reguły wzajemności. Jak to już wyjaśniłem, osoby, które po raz pierwszy przychodzą do grup, gdzie praktykuje się nadużycia duchowe, zawsze przyjmowane są bardzo uprzejmie. Wskutek tego rozwija się w nich znaczne poczucie uczuciowej zależności i trudno im się wycofać, zadawać sobie pytania lub wygłosić krytykę. Ci, którzy decydują się na coś takiego, zostają surowo przywołani do porządku przez przywódców grupy: „Po całej uprzejmości, którą ci okazałem, jak śmiesz mówić coś takiego?”; „Nie wstyd ci? Ta krytyka jest wiarołomstwem wobec Boga. Co robisz z miłością, którą ci okazaliśmy?”; „To diabeł przez ciebie przemawia! Jesteś egoistą! Czy zapomniałeś o wszelkim dobru, jakie ci wyświadczyliśmy?”.
Ten rodzaj refleksji stwarza u tych ludzi poczucie wstydu tak silne, że nie ośmielają się więcej nic powiedzieć. Wielu z nich ma wrażenie, że są wyłącznie egoistami, którzy zdradzają przywódców grupy i Boga. Czują się niezdolni do miłości, skoro nie są w stanie okazać najmniejszej wdzięczności wobec swych dobrodziejów.
Wszelkie fałszywe współczucie, jakie ludzie ci otrzymali, staje się prawdziwym długiem, który trzeba zwrócić. Zapłatą jest utrata wolnej woli i krytycyzmu.
c) Ryt spowiedzi
W książce Protégez-vous contre les sectes (Chrońcie się przed sektami) Steven Hassan, były adept Kościoła Zjednoczenia (sekty Moona), streszcza osiem kryteriów reformy myśli, jaka była praktykowana od lat pięćdziesiątych do siedemdziesiątych XX wieku w Chinach. Tych osiem kryteriów zostało zdefiniowanych przez dr. Roberta Jaya Liftona.
W odniesieniu do czwartego kryterium, nazywanego „rytem spowiedzi”, Steven Hassan stwierdza: „Ruchy ideologiczne, jakakolwiek jest ich siła, posługują się mechanizmami poczucia winy i wstydu jednostki w ten sposób, że wpływają na przebieg zmian, jakie ona przechodzi. Dokonują tego wewnątrz procesu, który ma własną strukturę. Seansom wyznania grzechów towarzyszy krytyka i samokrytyka, na ogół odbywają się one w małych grupach, w których nakłania się do osobistej przemiany”.
Chrześcijaństwo uczy wyznania grzechów. Celem takiej spowiedzi jest wyzwolenie i danie możliwości dostąpienia Bożego przebaczenia. W Pierwszym Liście św. Jana jest napisane: „...krew Jezusa, Syna Jego, oczyszcza nas z wszelkiego grzechu. (...) Jeżeli wyznajemy nasze grzechy, Bóg jako wierny i sprawiedliwy odpuści je nam i oczyści z wszelkiej nieprawości” (1 J 1, 7. 9). Biblia nie pozostawia niedomówień w tej kwestii. Nasze grzechy zostają nam przebaczone. Znikły. Już więcej nie obciążają nas winą.
W przypadku nadużycia duchowego spowiedź jest wykorzystywana w ten sam sposób co przy reformie myśli w komunistycznych Chinach. Służy do obciążania ludzi winą, aby zmusić ich do zmiany osobowości, by stali się ślepo posłuszni otrzymanym poleceniom.
Jedna z ofiar składa następujące świadectwo: „W moim kościele parafianie podzieleni byli na małe grupki, które miały spotykać się co tydzień pod kierownictwem odpowiedzialnego. Po zebraniu odpowiedzialny miał składać szczegółowy raport pastorowi. Ten zaś podczas niedzielnego kazania posługiwał się pewnymi informacjami, aby krytykować ludzi, którzy nie myśleli tak jak on albo nie chcieli poddać się jego ideom. Bardzo często dochodziło do publicznego upokorzenia. Ludzie byli zobowiązani do klęczenia, aby prosić pastora o przebaczenie i aby złożyć samokrytykę”.
W przypadku każdego parafianina strach, że jego życie prywatne zostanie ujawnione przed całym zgromadzeniem, staje się prawdziwą udręką; wisi nad człowiekiem jak przysłowiowy miecz Damoklesa.
W wielu świadectwach ofiary nadużyć duchowych wyjaśniają, że fakt, iż nie myślą jak pastor lub inni przywódcy kościoła, stał się dla nich grzechem. Przyznają się nawet w ostateczności do grzechów, których nie popełniły.
Odpowiedzialny za grupę, do której uczęszczałam, chciał kontrolować każdego członka kongregacji nawet w życiu prywatnym poprzez stwarzanie licznych utrudnień. Jeśli ktoś popełnił niewielki błąd, który z łatwością mógł być naprawiony, Filip urządzał prawdziwy proces danej osoby przed całą kongregacją i domagał się publicznej skruchy.
d) Kontrola myśli i wolnej woli za pomocą fobii
Fobia jest uczuciem chorobliwego lęku przed określoną sytuacją, osobą lub nawet przedmiotem.
Jedna z zaprzyjaźnionych Japonek doznawała panicznego strachu na widok węża, od czasu kiedy jej młodsza siostra została ukąszona przez żmiję. Widok węża w telewizji wywoływał u niej lęk tak intensywny, że oblewał ją zimny pot i nie mogła wówczas racjonalnie myśleć.
Lekarz Roger Baker w książce Les crises d’angoisse (Napady strachu) wyjaśnia fobie w następujący sposób: „Wyróżnia się wiele rodzajów fobii, w tym fobie przed takim bądź innym owadem, zwierzęciem lub przed wysokością, zimną wodą, krwią, wymiotami, ukąszeniami, szpitalami, dentystą lub tłumem lub jeszcze przed koniecznością przemawiania do innych osób. Dla ludzi cierpiących na fobie spotkanie z rzeczą, której się boją, wywołuje strach w sposób tak pewny jak mechanizm zegarka; to bojaźliwe drżenie jest naprawdę specyficzne i przewidywalne”.
W mechanizmie nadużycia duchowego interpretacja wersetów biblijnych jest wypaczona, aby wdrukować bardzo silne obrazy negatywne w najgłębszych pokładach nieświadomości osób, którymi chce się manipulować. W szczególności chodzi o obraz Boga, który zawsze gotów jest karać, i Diabła, który wyczekuje sposobnej chwili, aby doprowadzić ludzi wierzących do upadku. Członkowie wspólnoty, która praktykuje taki sposób odczytywania Biblii, żyją cały czas w atmosferze strachu, który uniemożliwia im racjonalne myślenie i wolny wybór tego, co chcą robić.
Okazuje się, że w tego typu grupach brak bezwarunkowego posłuszeństwa ideom i rozkazom przywódców równa się nieposłuszeństwu wobec Boga, co grozi karą z Jego strony i popadnięciem w sidła Szatana. Oto kilka wypowiedzi owych liderów: „Okażcie skruchę, że mnie nie słuchaliście, albo Bóg sprawi, że tego pożałujecie!”; „To, co mówię, jest prawdą! Tym, którzy nie słuchają, przeciwstawi się Bóg!”. Inne wypowiedzi są nawet jeszcze bardziej agresywne: „Bóg ześle was do piekieł”; „Diabeł was zniszczy”. Bywają słowa, które stanowią bezpośrednią groźbę pod adresem danej osoby lub jej rodziny: „Diabeł sprawi, że zginiesz w wypadku”; „Twój ojciec lub matka umrą wskutek ciężkiej choroby”. Tych samych argumentów używa się wobec osób, które chcą porzucić kościół lub wspólnotę.
e) Struktura piramidalna
Kościoły i wspólnoty dopuszczające się nadużyć duchowych mają na ogół strukturę piramidalną. Taki system, w zamierzeniu totalitarny, ma na celu trzymanie ludzi pod presją i kontrolowanie ich nawet w życiu prywatnym. Jednostki te nie mogą podjąć żadnej decyzji same z siebie bez pozwolenia przywódców. Hierarchia przypomina hierarchię wojskową.
Oto przykład, który pozwoli to lepiej zrozumieć. W pewnym kościele pastor nazywany był „pasterzem”, a członkowie wspólnoty „owcami”. Każda osoba, która stawała się nowym uczniem, otrzymywała za formatora starszego parafianina, który miał ją nauczać Biblii i reguł panujących w grupie. Formatorzy ci z kolei mieli nad sobą superwizora. Każdy musiał podporządkować się autorytetowi osoby, która stała ponad nim. Pastor kontrolował całość jak prawdziwy dyktator. Jeśli chciał dowiedzieć się czegoś na temat jednego z parafian, wystarczyło mu zwrócić się do formatora danej osoby. Ludzie szpiegowali się wzajemnie. Nie było możliwości, by mieć przyjaciół, którym można by zaufać.
W systemie takim, jak ten opisany, wykorzystanie czasu również jest bardzo zestrukturyzowane, każdego tygodnia zaplanowana jest znaczna ilość spotkań. Każdy członek zobowiązany jest do uczestniczenia w nich. Źle widziane jest ich opuszczanie. Nic nie powinno uczniowi przeszkodzić w uczestnictwie w spotkaniach i terminowym przybyciu na nie. Celem tych spotkań jest pogłębienie znajomości Pisma Świętego albo, ujmując rzecz dokładniej, właściwej tego rodzaju wspólnotom interpretacji Biblii. Istnieje wiele kwestii dotyczących rozrastania się kościoła, priorytetu wedle woli Boga. To prawdziwa obsesja, a powiększanie się kościoła staje się przedmiotem bardzo szczegółowych planów. W następnych miesiącach statystyki weryfikują realizację planów. Jeśli są zadowalające, wszyscy będą szczęśliwi. Jeśli natomiast rezultaty są złe, podniosą się bardzo krytyczne głosy: „Wasza wiara jest martwa!”; „Brakuje wam doskonałości w Chrystusie!” albo „Jesteście niezdarami, brakuje wam woli!”.
To oczywiste, że generalnie cele są nie do osiągnięcia. Jednakże członkowie grupy, w większości sparaliżowani przez strach i poczucie winy, będą podwajać wysiłki, aby spróbować uczynić zadość temu, co uważają za wolę Bożą.
f) Małe przywołanie do porządku
Aby dobrze opanować mechanizm nadużycia duchowego, ważne jest zrozumienie elementu o kapitalnym znaczeniu. W procesie tym wszystko dzieje się bez wiedzy danej osoby. Nigdy nie spotkałem kogoś, kto w sposób absolutnie dobrowolny i świadomy przyczyn wstąpiłby do kościoła lub grupy dopuszczającej się nadużyć. Przeciwnie, ludzie stają się członkami wspólnoty, którą uważają za gościnną i pełną akceptacji. Dopiero po jej opuszczeniu uświadamiają sobie rzeczywistość i mówią, że dana grupa dopuszczała się nadużyć i że oni sami byli manipulowani.
Proces manipulacji nie dokonuje też przekształcenia człowieka w kilka godzin. Wymaga to czasu. Każdego dnia przywódcy każą człowiekowi robić to samo i powoli dodają nowe elementy, aby przemienić daną osobę. W okresie po wstąpieniu do wspólnoty postępowanie i sposób myślenia danej osoby całkowicie się zmieniają, z czego ona nawet sobie nie zdaje sprawy. Osoba trzecia (krewny lub przyjaciel) może dostrzec przemianę, ale nie może tego dokonać zainteresowana osoba.
opr. aś/aś