Dzięki Siostrze stałem się mężczyzną i pisarzem

Spotkanie z zakonnicą w szpitalu raz na zawsze przemieniło młodego agnostyka

Zamieszczamy fragmenty «Listu do pewnej zakonnicy», który pisarz zamieścił w «Pismach chrześcijańskich» w 1979 r. Tekst publikujemy za książką «Sentinelle dell'assoluto» ( «Strażnicy absolutu») Ferdinanda Castellego (Ancora, 2012).

Droga Siostro, nie wiem, czy Siostra będzie miała sposobność, by przeczytać ten list. Nie wiem też, czy czytając go, będzie mogła Siostra rozpoznać w nim siebie: nie pamiętam imienia Siostry ani nazwy zgromadzenia, do którego Siostra należy. Zresztą w Siostry życiu w szpitalu było zapewne tak wiele spotkań podobnych do naszego, że to, co teraz opowiem, choć było dla mnie nadzwyczajne, dla Siostry było całkiem zwykłe i prawdopodobnie nie zapisało się w Siostry pamięci. Mogę podać tylko dwie rzeczy dokładne, miejsce i datę. Było to w marcu 1953 r. w Villa delle Querce w Neapolu, prywatnej klinice położonej w połowie drogi między Muzeum Archeologicznym i dzielnicą Vomero.

Opowiem Siostrze o nas, o mojej żonie i o mnie, młodym, bezdzietnym małżeństwie z Abruzji, które na skutek życiowych okoliczności znajdowało się od paru miesięcy w Neapolu, gdzie nie żyło nam się zbyt dobrze, mieliśmy trudności również natury ekonomicznej, a przede wszystkim nie udawało się nam zaaklimatyzować, brakowało nam krewnych i prawie nie mieliśmy przyjaciół. Okres ten stał się jeszcze bardziej ciężki, gdy moja żona zachorowała i musiała poddać się delikatnej operacji.

Wiem, że wydarzenie to samo w sobie nie jest niczym nadzwyczajnym, z pewnością nie byliśmy pierwszym małżeństwem, które musiało stawić czoło tego typu doświadczeniu. Lecz być może wydawało się nam ono bardziej smutne, niż było w rzeczywistości, nie tyle z powodu lęku o wynik operacji, niewygód, trudności finansowych, lecz ze względu na wiele innych nieuchwytnych rzeczy, poczynając od naszej niedojrzałości. Oboje przeżyliśmy okres dojrzewania i młodości w bardzo bezpiecznych warunkach i po raz pierwszy musieliśmy stawić czoło, przynajmniej w sferze prywatnej, zmartwieniom, które nas przerastały. Było to «życie» ze swoimi twardymi prawami, które nagle przypomniało nam o sobie, a nie byliśmy na to przygotowani. Wciąż jeszcze pamiętam długie godziny, które spędzaliśmy w ciszy, sami, w klimacie szpitala, moją bezsilność niezręcznego opiekuna i melancholijne zachody słońca, najsmutniejszą porę w klinice, a także pełne utrapienia długie noce.

Na szczęście była Siostra, gotowa uśmiechać się do nas i dodawać nam odwagi, gotowa powiedzieć właściwe słowo, gotowa spełniać proste posługi, na które nie zwracał uwagi pospieszny i nieco najemniczy profesjonalizm pielęgniarek. Bardzo szybko nauczyliśmy się czekać na Siostrę, to oczekiwanie wyznaczało rytm naszych dni. Siostra przychodziła lekkim i szybkim krokiem, i natychmiast zaczynała z tajemniczą spostrzegawczością, w czuły i troskliwy sposób zajmować się moją żoną.

Od początku zadawałem sobie pytanie o przyczynę tego wszystkiego. Skąd ta całkowita ofiara z siebie dla innych i, mówiąc wprost, tyle miłości. I skąd tyle pokory. I skąd taka wielka różnica między zachowaniem Siostry i zachowaniem innych, nas wszystkich, zamkniętych w kręgu małych egoizmów i próżności. I niech Siostra doda tysiąc innych pytań, które rodziły się w moim umyśle. Przede wszystkim jednak proszę się nie dziwić. Niech Siostra weźmie raczej pod uwagę, kim ja byłem wówczas: mówiąc krótko, agnostykiem, mało interesującym się religią samą w sobie, a przede wszystkim zupełnie nie znającym, z wyjątkiem zwykłych zewnętrznych form kulturowych, prawdziwej rzeczywistości Kościoła i tysięcy sposobów chrześcijańskiego życia, tysięcy rodzajów świadectw, tysięcy typów heroizmu, które — jak w przypadku Siostry — może zrodzić wiara.

Oczywiście moja historia opowiedziana w ten sposób staje się bardzo prosta, brak w niej półcieni, proszę jednak pamiętać o pewnej wrażliwości moralnej, wpojonej mi w okresie dojrzewania, która była wciąż żywa mimo moich kontestacji. Bardziej jeszcze trzeba wziąć pod uwagę zamiłowanie do książek drążących kwestię człowieka, zadających pytania o sens jego życia i tajemnicę, do owych lektur, które nie byłyby możliwe bez pewnych założeń i korzeni religijnych. Nić zatem nie była prawdopodobnie zerwana, lecz moje oblicze było, ogólnie mówiąc, obliczem agnostyka, który myśli, że skończył z pewnymi problemami lub co najwyżej przeżywa je na płaszczyźnie kulturowej bądź w szeroko pojętym aspekcie estetycznym.

I oto na mojej drodze wyszła mi na spotkanie Siostra, zmieniła wiele z moich pewników i wprowadziła niepokój w mój spokojny laicki wszechświat. Odkrycie bezpośrednie, a nie na podstawie opowiadań innych osób, że istnieją wybory podobne do wyboru Siostry, życiowe doświadczenia tak wyłączne i zadziwiające, podejmowane z tak pogodną i spontaniczną odwagą, zmieniło radykalnie moją wizję chrześcijaństwa i, pozbawiając mnie mojej polemicznej tarczy, sączyło we mnie niepokój, który później wydał nieprzewidziane owoce. Pomijając efekty psychologiczne i głęboko egzystencjalne tego doświadczenia i nie nazywając go nawróceniem, bo byłoby to zbyt łatwym określeniem długiej wędrówki, skomplikowanej i pełnej zmagań, którego w każdym razie nie użyłbym w sposób bezwstydny, mogę powiedzieć, że również moja droga pisarska wydaje mi się głęboko z nim powiązana. Mówiąc krótko, stałem się pisarzem nazajutrz po tym spotkaniu i dość prawdopodobnie właśnie w następstwie tego spotkania.

Za Siostry sprawą wydobyły się na światło dzienne zarazem moje głębokie ja i powołanie literackie.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama