Ksiądz pod lupą

Księża byli i są wdzięcznym tematem dla mediów

Mówiąc o Kościele, często dokonujemy rozróżnienia na: my i oni. My, czyli świeccy, mniej wtajemniczeni, i oni — czyli księża, kapłaństwo hierarchiczne.

 

Nie trzeba przekonywać, że księża zawsze byli i będą wdzięcznym tematem dla mediów, a najdrobniejsze sprawy z nimi związane urastają niekiedy do niebotycznych rozmiarów.

Okryci siatką tajemniczości i świętości, zostali objęci „spojrzeniem powołania”, którego doświadczył także św. Piotr, i niekiedy zaskoczeni natarczywym pytaniem: „Czy ty Mnie kochasz?”, wymagającym ostatecznej odpowiedzi, choć z poszanowaniem ludzkiej wolności. Doświadczenie religijne, które staje się ich udziałem, wyróżnia ich znamienną cechą niepowtarzalności, odczytywanej w dwojakiej optyce. Skoro zostali wybrani przez Chrystusa, skoro ujawniła się ich wyjątkowość, pomimo ludzkich słabości, znaczy to, że w wyraźny sposób powinny być w nich widoczne blask ewangelicznego piękna, umiłowanie człowieka, wzniosłość w świadectwie, wierność Słowu Bożemu, „głód wieczności”. Chcąc nie chcą, należą do grupy społecznej, od której — jak to się potocznie mówi — wymaga się, tak w kwestiach głoszenia prawd wiary, jak i moralności, obyczajowości, choć bywa, że nie tylko. Od kogo, jak nie od księdza winniśmy oczekiwać uczciwości, prawdomówności, sprawiedliwości, wszak „kapłan winien być zawsze gotowy odpowiedzieć potrzebom dusz. On nie żyje dla siebie” - mawiał św. Jan Vianney.

Na fali pokus

Kondycja naszych czasów pozostawia wiele do życzenia. Przyszło nam bowiem żyć w kulturze, której wciąż trzeba przypominać: odważ się myśleć, odważ się poznawać, odważ się mówić prawdę. Nieproste to zadanie, także dla duchownego.

Dzisiaj niełatwo jest budować Kościół. Gdy przedstawia się go jako konserwatywny, pełen jałowego ruchu, zaspany bądź wtrącający się w „nieswoje” sprawy, nieidący z duchem czasu, gdy dotychczasowy system wartości zamienił się w rumowisko śmieci, trudno hołdować — dla wielu dziś — przebrzmiałym treściom: posłuszeństwu, oddaniu, wyrzeczeniu, ofierze. Dla wielu wiara i religia stały się „pustym doświadczeniem”. Pewne środowiska pragną zredukować misję Kościoła do zakrystii, a przecież ma on prawo uczestniczyć w życiu społecznym. Obserwuje się tendencje wysoce niepokojące — silna jest presja zeświecczenia kapłana w Kościele, a to może prowadzić do zatarcia kapłańskiej tożsamości.

Polska, niestety, poddała się zachodnim modom, trendom, zatracając swe kulturalne i religijne oblicze. Ludziom ogłuszonym i oślepionym przez rzeczywistość wystarcza dzisiaj religijność pojęta emocjonalnie, płytko, bezrefleksyjnie, jałowo. Po co się zastanawiać, kontemplować, skoro liczy się łatwy i szybki zysk, wartości uchwytne, przynoszące natychmiastowe korzyści. Stąd tak łatwo zatracić się w wirze światowych pokus, szukać łatwych radości, prostych satysfakcji... Księża nie są z tej próby wyłączeni: niektórzy zmęczeni, zniechęceni, znudzeni dźwiganiem spraw tego świata i innych ludzi, zgnuśnieli i zapomnieli, że „Bóg jest radością tego, kto Go kocha” (św. Jan Vianney). Bywa, że odchodzą od Boga, bo im się wszystko znudziło. Niektórzy, wtłoczeni w ramy konwencji, zatracili swój pierwotny zapał, stali się niewolnikami karier, układów, salonowych konwenansów, poddali się żywiołom grzechu: pokusie nieposłuszeństwa, ciała, władzy, posiadania, nie ustrzegli się gwiazdorstwa, zapomnieli, że Chrystus dokonał największych dzieł na prowincji, z dala od metropolii...

Skutek jest taki, że trudno dzisiaj być „zwykłym-niezwykłym” księdzem, nie księdzem-biznesmenem, księdzem-designerem, księdzem-globtroterem, księdzem-dobrym kumplem... A takich niestety jest wielu. Źle dzieje się wtedy, gdy ksiądz postrzega siebie, jako „naczynie wybrane, ponadprzeciętne”, uważa, że tylko on należy do grona sprawiedliwych oratorów. Źle, gdy dotyka go syndrom połowiczności, myślenie kategoriami: seminarium, parafia, szkoła, zakrystia, kancelaria. Wielu niestety zapomina, że „najgłębszym sekretem prawdziwych sukcesów duszpasterskich nie są środki materialne, zwłaszcza «środki bogate». Trwałe owoce duszpasterskich trudów rodzą się na podłożu świętości kapłańskich serc” (Jan Paweł II). „Drzwi lekarza nie powinny nigdy być zamknięte, drzwi kapłana powinny zawsze być otwarte” — pisał W. Hugo. Osobną kwestią pozostają głoszone kazania i homilie — niekiedy intelektualnie pozawijane traktaty, po wysłuchaniu których nieraz cisną się na usta słowa dykteryjki, krążącej w kręgach jezuickich: „kazanie księdza było niepojęte jak Boża mądrość oraz niezgłębione jak Boże miłosierdzie...”.

„Ludzie nas dzisiaj jakby mniej lubią, bo chcą, abyśmy byli świętymi kapłanami” — gorzko stwierdza ks. prof. Jan Sochoń.

W wielu środowiskach, jak mantra powtarzają się zarzuty: „A księża?! Dbają tylko o własne interesy. Ten ich luksus, bogactwo, ta urzędnicza wyniosłość, pycha, brak współczucia i troski o potrzebujących...”. Słyszy się też niekiedy wypowiedzi: „Kiedyś, w dzieciństwie byłem religijny, dzisiaj nie ufam już parafialnym urzędnikom, nie mogę zaakceptować zachowań niektórych księży”.

Chrystus stawia sprawę radykalnie: „Kto staje się powodem grzechu...”. Znana jest dalsza część tej przestrogi. Grzech każdego z nas uniemożliwia w jakimś stopniu dostęp do tajemnicy wiary. Ma taką siłę, że wpływa na zachowania, świadomość innych, jest jak oścień, rani. Wszyscy jesteśmy narażeni na to, że nas pokona, ale może dlatego księża winni być szczególnie wrażliwi i czujni. Jan Paweł II już wiele lat temu przestrzegał, zwracając się do kapłanów: „Kościół najłatwiej jest pokonać również przez kapłanów. Jeżeli zabraknie tego stylu, tej służby, tego świadectwa — najłatwiej jest pokonać Kościół przez kapłanów”.

Szukam „Bożego szaleńca”

W każdym księdzu, jak w lustrze, odbija się i przegląda cały Kościół. Jeżeli jesteśmy ludźmi wiary, docenimy ich obecność w pejzażu naszych codziennych Betlejemów, Nazaretów, Kan, Betanii. Jesteśmy wdzięczni za posługę sakramentalną, zwłaszcza za tę pełnioną w konfesjonale, za trwanie w wierze, za wyzwalanie w nas ambicji zrozumienia transcendencji oraz za poświęcony czas. I za świadectwo, bo tylko „ten, kto potrafi wyrazić swe własne doświadczenie, może być dla drugich źródłem ich wewnętrznego uporządkowania i zrozumienia”, jak pisał ks. Jan Sochoń.

Oto wszyscy istniejemy pomiędzy tajemniczym źródłem życia, jakim pozostaje Bóg, a Jego widzialnym ukazaniem się w języku gestów miłości i miłosierdzia realizowanych pomiędzy nami. Dobrze, gdy ktoś z księży ujawni intrygujący pomysł duszpasterski, który może być wykorzystany np. w pracy z młodzieżą, z dziećmi. Wielu jest rzeczywiście oddanych sprawom Boga i ludzi, wielu jest zaangażowanych, otwartych na współpracę ze świeckimi, jednoczy, a nie dzieli. Wielu można nazwać „Bożymi szaleńcami”, ukazującymi obraz Jezusa, dobrego Pasterza.

Polskie świątynie, na szczęście, nadal są pełne, do seminariów i zgromadzeń nadal zgłaszają się młodzi, ludzie nadal przystępują do sakramentów, szukają duchowej opieki będąc w szpitalach, hospicjach, w dramatycznych sytuacjach uzależnień, odsłaniając rdzeń własnego życia, własne wątpliwość, swoją nadzieję i rozpacz.

Spotkanie, rozmowa z księdzem może wyznaczać jakość życia i doświadczenia prawdy, ale wcześniej powinno być spotkanie z Bogiem, który od nas wszystkich wymaga czujności.

Musimy o tym pamiętać, jeżeli chcemy być godnymi świadkami Ewangelii. To zobowiązanie dotyczy całego Kościoła; zarówno wiernych świeckich, jak i kapłanów.

Prawdą jest, że tacy będą przyszli duchowni, jakie są rodziny, jak jest nasza modlitwa za nich, ale też i tacy, jaki jest przykład innych księży...

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama