Watykański zmysł humoru

Św. Franciszek Salezy twierdził, że chrześcijanin powinien być najweselszym człowiekiem na świecie. Czy historia papieży potwierdza jego tezę?

Św. Franciszek Salezy mawiał, że „prawdziwy chrześcijanin jest najweselszym człowiekiem ze wszystkich”. Czy bez wahania można to samo powiedzieć o pracownikach Watykanu, z papieżem na czele?

Ujmujący uśmiech Ojca Świętego

Przez wieki Stolica Apostolska pracowała na swój wizerunek niezachwianej opoki dla wyznawców Chrystusa. Znaczenie i ranga Watykanu zdają się więc wykluczać ze zmysłem humoru, o który modlił się św. Tomasz Morus. Nie ulega jednak wątpliwości, że to pontyfikat naszego rodaka, i to już od pierwszych dni, przyczynił się do „ocieplenia” wizerunku następcy
św. Piotra. Wciąż dobrze pamiętamy i często wspominamy gesty i anegdoty charyzmatycznego papieża, który nie tylko przy okazji oficjalnych wystąpień, ale również w codziennych, nieformalnych sytuacjach przejawiał poczucie humoru. Zwykło się mówić, że przejął je od swojego poprzednika — Jana Pawła I— nazywanego często Papa del Sorriso — Papieżem Uśmiechu.

Choć przewodniczył on Kościołowi zaledwie 33 dni, to swoim ujmującym uśmiechem zdobył sobie ogromną popularność we Włoszech i na całym świecie.

Śmiech rodzi sympatię

Pamiętając o starożytnym powiedzeniu: „Śmiech rodzi sympatię”, można spojrzeć na następców Chrystusa, a także na środowisko kurialne i kościelne, z zupełnie nowej perspektywy. Codzienne sytuacje, w których dość często gościł element humorystyczny, pozwalają poznać bliższą, bardziej „ludzką” i jednocześnie sympatyczną twarz osobistości, które bardzo często wcale nie stroniły od dowcipów na własny temat.

Wobec coraz częstszego nagabywania przez bliższą i dalszą rodzinę z racji pełnionego urzędu, papież Pius II (Eneasz Silvio Piccolomini) kazał nawet wydrukować humorystyczny epigramat: „Gdy Eneaszem byłem, nic nie znaczyłem. Teraz, gdy jestem Pio, wszyscy mi mówią — stryjo”. Podobnym zabiegiem dowcipnego wykorzystania swojego imienia posłużył się inny namiestnik Chrystusa — Pius X. Zdarzyło się, że jeden z kardynałów zastał go w apartamencie w trakcie przyszywania guzika do białej sutanny. W odpowiedzi na zdziwienie kardynała, papież odrzekł, że przecież jego nazwisko rodowe to Sarto (krawiec), dodając, że prawdziwą niespodzianką było znalezienie w tym miejscu igły i nici. Ten sam papież wobec krytyki otoczenia, jakoby nie stosował się do zwyczajów swych poprzedników, bowiem zaprosił na posiłek kilku współpracowników, odrzekł: „Czytając uważnie Ewangelię i Dzieje Apostolskie nigdzie nie zauważyłem, by św. Piotr jadł sam”. Również Leon XIII doceniał wagę humoru. Gdy niezbyt wysokiej klasy malarz ukończył jego portret, poprosił papieża o złożenie swojego podpisu z cytatem zaczerpniętym z Pisma Świętego. Po dłuższej refleksji Leon XIII napisał: „Nie bójcie się, to jestem Ja” (por. Mt 14, 27).

Szczególnym poczuciem humoru odznaczał się Jan XXIII. Jedna z anegdot głosi, że wkrótce po wyborze, ujrzawszy go, pewna Włoszka bez zastanowienia wykrzyknęła: „Jaki gruby! Nie podoba mi się”. W odpowiedzi miała usłyszeć: „Konklawe, proszę pani, to nie konkurs piękności”. Innym razem na wieść, że jeden z kardynałów narzeka, zmierzając do papieskich apartamentów mieszczących się na trzecim piętrze: „Czego znów chce ode mnie ten na górze?”, skomentował: „Drogi kardynale, Ten na górze jest Panem i Ojcem wszystkich. Ja jestem tylko z trzeciego piętra”.

Jan XXIII ujął wiernych nie tylko serdecznym uśmiechem, ale i bezpośredniością w kontaktach z ludźmi. W pierwszym okresie swojego pontyfikatu otrzymał list od małego Brunona, w którym chłopiec prosi o radę, kim ma zastać: policjantem czy papieżem. Ojciec Święty odpisał mu: „Naucz się być policjantem, tego się nie improwizuje. Każdy może zostać papieżem: najlepszy dowód, że ja nim zostałem. Odwiedź mnie, jak przyjedziesz do Rzymu”.

Postny napój i Sobór Trydencki

Rok 1569. Na stolicy Piotrowej zasiada Pius V, o którym później biograf napisze: „Urząd inkwizytora sprawował przez długi czas z niezłomną siłą charakteru”, co już wiele mówi, jakim był typem człowieka. Niewielu wie, że to właśnie jemu przypadło rozstrzygnąć czekoladowy spór. Zajęty organizowaniem największej krucjaty przeciw Turkom, musiał podjąć decyzję w sprawie czekoladowego buntu, z którym nie potrafili poradzić sobie meksykańscy duchowni. Rozporządzenia Watykanu co do potraw postnych były jasne. Stolica Apostolska nie wydała jednak żadnych dyrektyw co do xocoatl — gorzkiego w smaku napoju wytwarzanego z owoców drzewa (dziś znany pod nazwą czekolada). Nie ustalono, który z klasztorów wpadł na genialny, nowy pomysł przygotowywania tego napoju z dodatkiem cukru i na gorąco. Wiadomo, że odbywały się iście czekoladowe festiwale, które, gdy przepis zdobyli świeccy, były trudne do okiełznania przez duchownych. Stąd kardynałowie z Meksyku domagali się interwencji papieża. Ten rozwiązał problem empirycznie. Skosztował i zdecydował: napój ten nie narusza postu, co więcej, tak obrzydliwie słodki płyn można polecać chrześcijanom... jako pokutę w postne dni. Odtąd rozpoczął się pochód czekolady przez kuchnie całej Europy, dodać trzeba, że zreformowane przez Sobór Trydencki, w myśl którego należało ściśle przestrzegać postu.

Niejeden zatem z dostojników watykańskich modlił się słowami wspomnianego na początku św. Tomasza Morusa: „O Panie, udziel mi zmysłu humoru. Daj mi łaskę, ażebym rozumiał się na żartach, a dzięki temu trochę szczęścia zaznał w życiu ziemskim i z innymi mógł się nim podzielić”.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama