Zło jest bardziej krzykliwe niż dobro. Nie możemy pozwolić, aby to, co negatywne całkiem zasłoniło nam to, co dobre
„Patrzę z podziwem na siostry pracujące w ośrodku dla niepełnosprawnych dzieci w Gębicach. Czasami widzę, jak mimo braku sił — szczególnie te w podeszłym wieku — wciąż dźwigają dzieci. Kładą je do łóżka, myją, bawią się z nimi, uczą. Odpoczynek na emeryturze ich nie dotyczy.
A w mediach wciąż słyszę o tym, jak się źle prowadzicie. I złości mnie ta niesprawiedliwość” — zwierzył mi się mój brat. I dał do myślenia. Bo chociaż uważam, że nie możemy bronić się przed zarzutami dotyczącymi nadużyć w Kościele, pokazując tylko, że inni też postępują źle, a nawet gorzej, to faktem jest również to, że trzeba mieć świadomość, iż zło jest bardziej krzykliwe niż dobro. Tak krzykliwe, że czasami tego dobra już nie widać.
Jest prawdą, że tysiące sióstr i księży w naszym kraju to dobro innym daje i nie zawsze bywa ono wystarczająco mocno zauważone. Jestem daleki od porównań: więcej—mniej. Nie o licytację na liczby tutaj chodzi, choć i one przemawiają głośno. Natomiast trudno nie przyznać racji tym, którzy podobnie jak mój brat, na co dzień widzą bardzo praktycznie okazywaną miłość przez księży i osoby zakonne. I to miłość, która ich kosztuje. Miłość, która zabrała im wszystkie osobiste plany życiowe, życie rodzinne, a czasami nawet zdrowie fizyczne. Zabrała nie z przemocą, ale siłą przyciągania, której źródłem jest Bóg, który ich do takiego życia powołał.
Dlatego przekonują mnie słowa Chiary Amirante, której życie i charyzmat opisuję w tym numerze „Przewodnika”, a która mówiła: „Bóg zabrał mi to, co najcenniejsze, ale dał o wiele więcej. Zabrał szczęście, żeby dać szczęście większe”. I dodaje, że była to Boża propozycja przyjęta w pełnej wolności.
Zbiegły mi się słowa Chiary z wyznaniem mojego brata. I sądzę, że należało je tutaj przytoczyć, aby przywrócić właściwe proporcje w ocenie tego, co dzisiaj jest w Kościele dobre, a co złe. Nie pomimo, ale właśnie dlatego, że zasada „zero tolerancji” wobec przestępstw, których dopuszczają się duchowni, jest słuszna. Stanowi ona bowiem drugą stronę medalu tej samej miłości, która chroni i troszczy się o innych. I którą okazują ci, którzy swoje życie innym naprawdę oddali. I to całkowicie.
Ks. Mirosław Tykfer, redaktor naczelny „Przewodnika Katolickiego”
opr. mg/mg