Uważajcie i czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie - usłyszymy w pierwszą niedzielę Adwentu Chrystusowe napomnienie.
„Uważajcie i czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie” – usłyszymy w pierwszą niedzielę Adwentu Chrystusowe napomnienie.
Bo rzecz ma się podobnie jak z człowiekiem, który udał się w podróż. Zostawił swój dom, powierzył swoim sługom staranie o wszystko, każdemu wyznaczył zajęcie, a odźwiernemu przykazał, żeby czuwał. Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie” (por. Mk 13, 33-37).
Uwagę zwraca intensywność napomnień. Gwałtowność i siła, z jaką są wypowiadane, wskazują na priorytetowy charakter wezwania. Do czego? Do zwrócenia się ku Bogu, zdystansowania wobec codziennych, przyziemnych spraw, niejednokrotnie absorbujących nas bez reszty, i spojrzenia w niebo. „Adwent zmniejsza nasze zaangażowanie w szaleństwo świata posuwającego się szybko naprzód – napisała s. Joan Chittister w książce Co rok bliżej Boga. – Przyhamowuje nas. Skłania nas do myślenia. Każe nam spoglądać poza dzień dzisiejszy na «wielkie jutro» życia. Bez Adwentu, zagrzewani jedynie wyścigiem donikąd, który wyczerpuje świat wokół nas, moglibyśmy tak gorączkowo podejmować próby cieszenia się i sterowania tym życiem, że nie rozwinęlibyśmy w sobie upodobania do ducha, który nie umiera i nie przecieka nam przez palce jak topniejący śnieg”.
Szczególną rolę w Adwencie odgrywa Maryja. Od początku, nim jeszcze „góry stanęły i wody miały swoje granice” (por. Prz 8, 22-31), została wybrana przez Boga na Matkę Zbawiciela. Kontemplujemy Jej wiarę, posłuszeństwo, gotowość do podjęcia współpracy z Przedwiecznym Bogiem. Trzeba odkryć głębszy sens Jej kluczowej roli w historii zbawienia – szczególnie w kontekście naszego czasu: zauważyć, że – jak tłumaczył liturgista ks. prof. Bogusław Nadolski – „Bóg nie przyniósł ciała ze sobą «z góry». Przyjmuje, zaślubia ciało człowieka. Oznacza to wyjątkową afirmację całego człowieka, która jest początkiem przyszłych relacji […]. Bóg odwieczny, wysyłając swego Syna na ziemię, prosi o współpracę w tym nowym narodzeniu kobietę – Maryję”. Fakt ów stanowi jawne zaprzeczenie twierdzeń płynących niekiedy ze strony ruchów feministycznych, jakoby w Kościele deprecjonowano kobiecość. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie: zostaje ona wyniesiona! Ów aspekt maryjności naszej wiary jest często niezauważany – może dlatego że wydaje się… mało teologiczny? Nie brakuje jednak opinii, że może on być śmiało przyjmowany jako fundament współczesnej emancypacji.
Św. Łukasz, umieszczając w swojej Ewangelii scenę Zwiastowania, ukazuje młodziutką Miriam zasłuchaną w słowo Boże (Łk 1, 26n). Nie jest to odbiór bezrefleksyjny, pozbawiony – jak byśmy to dziś powiedzieli – „analitycznego pazura”. Przyszła Matka Pana stawia odważne pytania! „Rozważa w swoim sercu”, co anioł Jej objawia. Szuka znaków, potwierdzenia słów. To bardzo ważne! „Słuchać” nie zawsze znaczy to samo co „usłyszeć” – mamy z tym dziś ogromny kłopot. Jak też z faktem, że dla wielu deklaracja „wierzę w Boga” wcale nie pokrywa się ze słowami „wierzę Bogu”. Wiara poszukuje zrozumienia – to naturalne. Ale fundament zawsze pozostaje taki sam: „usłyszeć” to wziąć sobie do serca, co Bóg ma mi do powiedzenia, afirmować Dobrą Nowinę.
Istotnym elementem adwentowego czuwania są tzw. roraty – liturgie Mszy świętej o Matce Bożej celebrowane o świcie. Ważną rolę odgrywa w nich kontrast pomiędzy ciemnością (oznaczającą czas oczekiwania na Mesjasza) i jasnością, oznaczającą radość z Jego przyjścia. Owa symbolika wykracza daleko poza rozumienie li tylko liturgiczne. Nie lubimy mierzyć się z ciemnością – świat dziś generuje mnóstwo kosmatego, podstępnego lęku. Stając w perspektywie niepewności, zaczynamy się wahać, wycofywać, szukać wymówek. Naturalnym odruchem takiego stanu rzeczy jest koncentracja na sobie. Roratnie świece (ich płomień zanosi się do domów) pokazują, że Pan Bóg jest w stanie rozświetlić drogę, pomóc przejść nawet przez „najciemniejsze doliny” (por. Ps 23) – pragnie przywrócić człowiekowi podobieństwo do siebie, które człowiek utracił w raju i które nieustannie ulega zniekształceniu poprzez grzech. Patrząc na Maryję, w Nim odnajdujemy odwagę i nadzieję, że to się może spełnić!
O czym jeszcze warto pamiętać? Adwent – biblijne oczekiwanie na „powrót Pana” – realizuje się na dwóch poziomach. Pierwszy z nich, eschatologiczny, zwraca nas ku czasom ostatecznym, w końcowej jego części – także ku wydarzeniu zbawczemu, jakim jest Wcielenie Syna Bożego. Drugi jest przypomnieniem, że Bóg przychodzi do nas codziennie. Bywa, że bez uprzedzenia, jako niezapowiedziany Gość. Pojawia się tam, gdzie nie spodziewamy się Go spotkać. Zaskakuje oczywistością i prostotą swojej obecności – bez metaforycznych zniekształceń, jakie nieraz jesteśmy skłonni Mu przypisywać, hojnością łaski, której nam udziela, i wszechstronnością działania przekraczającego nasze zdolności przewidywania. Bywa, że nie zauważamy tego. Śpimy! Jesteśmy zajęci budowaniem spichrzy – gromadzeniem rzeczy stanowiących jedynie cień przyszłych dóbr. Zmęczeni, zaabsorbowani nimi, tracimy bezpowrotnie szansę na przebudzenie, zredefiniowanie celów. Przegrywamy życie. To odwieczne przekleństwo spisku Heroda, który chciał zniszczyć Boże Narodzenie…
Bóg przychodzi. Jest blisko! Nie chcemy patrzeć na ten fakt jedynie na płaszczyźnie moralnej. Przyjście Pana jest ostateczną afirmacją godności człowieka wyrażającej się w nadziei. W Nim człowiek „jest u siebie”! Dlatego w tych trudnych czasach, kiedy tak często dostrzegamy jej deficyt, chcemy wołać z całym Kościołem: Marana tha! – Przyjdź, Panie Jezu! (por. Ap 22, 20c). Przyjdź i odnów nasze spojrzenie na siebie, cały nasz świat. I pozostań z nami na zawsze!
opr. ac/ac