Wyznania pewnego miłośnika Kościoła

Co dobrego jest w Kościele?

„Jestem miłośnikiem Kościoła. Przyznaję się do tego. I nie pozwalam nikomu i niczemu zniszczyć mojej miłości do Kościoła”. Wyznanie austriackiego kapłana i profesora ks. P. M. Zulehnera, jednego z najwybitniejszych przedstawicieli współczesnej katolickiej teologii pastoralnej odczytane w kontekście aktualnych problemów Kościoła w Polsce.

Gdzie jest życie, tam są i problemy

Trudne sytuacje w życiu Kościoła nie są jakimś nadzwyczajnym czy wyjątkowym wydarzeniem. Wpisane są w jego życie, tak jak w życie każdej ludzkiej wspólnoty, bo gdzie jest życie, tam są i problemy. Bywają one jednak niekiedy wyolbrzymiane przez tych, którzy ideał mylą z rzeczywistością, a słabość jednostek, czy przejściowych koncepcji uważają za klęskę całej wizji. Niespokojni reformatorzy zapominają, że Królestwo Boże obecne jest dopiero w swoim zaczynie i dojrzeje do pełni wtedy, kiedy nie będzie już nas na pewno na tym świecie. Pośpiech zaś i niecierpliwość nie przyspieszą jego wzrostu i rozwoju, gdyż ma on swoje prawa, ustalone zresztą nie przez człowieka i żaden człowiek nie może im też przeszkodzić.

Chyba jest lekką przesadą określenie różnych niedawnych wydarzeń w Kościele w Polsce mianem kryzysu. Ale z pewnością też różnorakie trudności nie mogą nie stawiać pytań, mobilizować do poszukiwania rozwiązań na przyszłość, zastanawiać się, co Pan Bóg chce nam przez nie powiedzieć. W takiej sytuacji można odejść i patrzeć z boku, albo zostać i prosić Boga razem z innymi, siostrami i braćmi o przemianę oblicza Kościoła, tego Kościoła, jak kiedyś prosił Jan Paweł II o odnowę oblicza ziemi, tej ziemi.

Kościół jest lepszy, niż to, co się o nim mówi

W radzeniu sobie z trudnymi problemami pomocnym może być spojrzenie na doświadczenia innych, którzy byli kiedyś w podobnej sytuacji. Co mają nam oni do powiedzenia? W jaki sposób sami przepracowali te sytuacje? Jak ich doświadczenia mogłoby być także dla nas pomocne? Nie trzeba daleko szukać, aby zobaczyć, że podobną do naszej sytuacji przeżywał kilka lat temu Kościół w Austrii. Niemalże te same grzechy i słabości stały się powodem zarówno wzmożonej krytyki medialnej, jak i pogłębionej refleksji wewnątrz Kościoła. Głos w dyskusji zabrał wtedy również wybitny austriacki pastoralista ks. prof. Paul Michael Zulehner, uważany za raczej progresywnego teologa, a w naszej teologicznej rzeczywistości, wręcz za liberalnego (zresztą niesłusznie, ale to już inna kwestia). Swoją refleksję na temat Kościoła, który ze wszystkich możliwych stron poddawany był krytyce i osądowi zawarł w małej książce pod znamiennym tytułem, który w takiej sytuacji już sam w sobie był niemałą prowokacją: „Dla miłośników Kościoła i dla tych, którzy chcą nimi zostać” (w oryginale: „Für die Kirchenliebhaberinnen und solche, die es werden wollen, Ostfildern 1999). Zawarte w niej refleksje nad Kościołem przeplatają dwa stwierdzenia, które oddają też bardzo dobrze wymowę całej publikacji. A brzmią one następująco: „Jestem miłośnikiem Kościoła. Przyznaję się do tego. Nie pozwalam zatem nikomu i niczemu zniszczyć mojej sympatii do Kościoła” oraz „Kościół jest lepszy, niż to, co się o nim mówi. Posiada on swoje mocne strony, które nie mogą zostać zniszczone nawet przez jego notoryczne słabości”.

„Wyznania miłośnika Kościoła”, jak określił je sam autor, ukazują powody, dla których jest on świadomie w nim, dla których chce angażować w jego rozwój swój czas, swoją fantazję i swoje pieniądze. A powodów ku temu, owych „mocnych stron Kościoła” jest wiele. Nie chodzi tu o ich szczegółowe wyliczeni, ale o wskazanie na to, że we wszelkich trudnych sytuacjach, z jakimi konfrontowany jest Kościół nie można zapomnieć, że zwłaszcza media, przez które dzieje się tak wiele dobra, przedstawiają zaledwie małą cząstkę prawdy o nim, choć czynią to bardzo głośno. Kształtowanie w sobie obrazu Kościoła poprzez tematy poruszane na pierwszych stronach gazet i ukazywane w głośnych programach informacyjnych jest przejawem naiwności i nierozsądku, podobnie jak ocenianie jego działalności tylko przez to co ukazują media. Ich głos jest cenny i bardzo potrzebny, ale nie może być przyjmowany bezkrytycznie i naiwnie jako jedyna prawdziwa i słuszna opinia, bo „Kościół jest przecież lepszy, niż to co się o nim mówi”.

Mocne strony Kościoła

Kościół jest bardzo potrzebny, nie dla samego Kościoła, ale dla świata, dla społeczeństwa, także dla naszego, polskiego. „Bez Kościoła nasze państwo byłoby uboższe i chłodniejsze. Stwierdzenie to nie kwestionuje zasług tych wszystkich, którzy nie należąc do Kościoła służą naszemu państwu. Ale nie przeszkadza to także mnie, aby za siebie i innych powiedzieć: bez nas, bez Kościoła, nasze państwo byłoby uboższe i chłodniejsze”. Wśród wielu silnych stron Kościoła wymieńmy tylko dwie, na które wskazuje jego niewątpliwy miłośnik ks. Zulehner. Pierwsza to szeroko pojęta obrona życia i godności każdego człowieka, będąca jednym z najistotniejszych elementów kultury czy cywilizacji życia. Przywołany przez autora H.E. Enzetsberger stwierdził kiedyś, że „nawet w bogatych społeczeństwach, każdy z nas może jutro okazać się niepotrzebnym i nie będzie wtedy wiadomo, co z nim począć”. Dotyczyć może to: umierających, upośledzonych, bezrobotnych, dzieci narodzonych i nienarodzonych. Takim tendencjom społecznej selekcji, twierdzeniom o bezużyteczności czy wręcz szkodliwości społecznej niektórych grup ludzi, jakie pojawiają się w modernistycznych społeczeństwach przeciwstawia się zdecydowanie Kościół. Głosząc „Ewangelię życia” występuje w obronie poszanowania godności każdego człowieka, którego nowoczesne społeczeństwa chcą poddać różnorakiej selekcji, decydując o tym, kogo życie jest wartościowe, a kogo nie, opierając to rozróżnienie głównie na kryteriach ekonomicznych. Drugą mocną stroną Kościoła jest otwarcie człowieka na inną perspektywę życia, promocja tzw. „życia w perspektywie otwartego nieba”. Koncentracja całej ludzkiej egzystencji na sprawach doczesnych, traktowanie „życia jako ostatniej okazji” (M. Gronemeyer) prowadzi do różnorakich frustracji, niepokojów i stresów. „Zapracowujemy się na śmierć, zabawiamy się na śmierć, zakochujemy się na śmierć” (P.M. Zulehner). Ogranicza to człowieka jedynie do jednego wymiaru życia, łudząc go tym, że możliwe jest już tutaj osiągnięcie pełnego szczęścia, wolnego od jakichkolwiek cierpień, co powoduje różnego rodzaju ucieczki w złudny świat medialnej fikcji, sekt, alkoholu, narkotyków, erotyzmu, czy wreszcie bezpowrotnej ucieczki w samobójstwo. A przecież świat jest zawsze „o jeden numer za ciasny dla człowieka”, gdyż jest on stworzony nie tylko dla ziemi, ale i dla nieba. „Utrzymywanie otwartego nieba” nad człowiekiem, żyjącym z pełnym zaangażowaniem na ziemi to nie ucieczka, ale odzyskanie właściwej perspektywy i właściwych proporcji w życiu. I to kolejna mocna strona naszego (lepiej Chrystusowego, ale właśnie przez to i naszego) Kościoła, której nie są w stanie zniszczyć nawet największe jego słabości. I można by wyliczać je jeszcze długo, ubolewając jednocześnie nad tym, że w medialnym obrazie Kościoła najczęściej ukazywane są tylko jego słabości, których nie można przemilczać, ale które nie ukazują też prawdziwego jego obrazu. Taki właśnie Kościół godzien jest prawdziwej miłości, a my nie powinniśmy pozwolić na to, aby ktokolwiek tę miłość do niego w nas zniszczył. Może zatem i w naszej sytuacji, kiedy jedni zawodzą, inni kończą działalność, krytykują i wyśmiewają, warto podjąć wołanie wspomnianego tu wiedeńskiego kapłana, skierowane do miłośników Kościoła i takich, którzy chcą nimi zostać, wiedząc, że Kościół jest lepszy, niż to, co się o nim mówi.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama