"Prawo nie może się opierać na przesłankach religijnych" - to argument powtarzany jak mantra przez lewicowych polityków, a jednak prawo musi współgrać z normami etycznymi, a normy etyczne znajdują swoje podstawy w religii
"Często mówi się, że obecna ustawa jest kompromisem. Nie jest i nigdy nie była. Ustawa antyaborcyjna w Polsce jest najlepszą ilustracją problemu braku świeckości państwa i tego, że państwo przy tworzeniu prawa kieruje się przesłankami religijnymi, podczas gdy powinno zachować bezstronność i uznać pluralizm światopoglądu oraz wyznania i tworzyć prawo na podstawie wartości akceptowalnych dla wszystkich"
— Marek Balicki, poseł SLD, na spotkaniu poświęconemu turystyce aborcyjnej w sierpniu 2010 r. w polskim Parlamencie.
"Abp Hoser swą wypowiedzią złamał dwie zasady świeckości państwa: zasadę neutralności światopoglądowej oraz zasadę, że prawo nie może być stanowione z motywów religijnych"
— ten sam Marek Balicki o komunikacie abp Henryka Hosera o tym, że politycy popierający in-vitro stawiają się poza Kościołem.
Podobne hasła do tych przytoczonych powyżej można było usłyszeć na październikowym kongresie Ruchu Poparcia Janusza Palikota i pojawiają się praktycznie w każdej wypowiedzi przedstawicieli lewicowego środowiska. Lewica na każdym kroku głosi, że wszelka krytyka aborcji, in-vitro, czy „małżeństw” homoseksualnych jest ideologicznym działaniem Kościoła i motywowana jest wiarą katolicką. Sprowadzenie dyskusji światopoglądowych do kwestii wiary jest z jej punktu widzenia znakomitym zagraniem. Przecież większość ludzi zgodzi się, że nikt nie ma prawa narzucać swojej wiary innym ludziom.
Argumentacja ta powtarzana jest niczym zdarta płyta, aby zapadła ludziom w pamięć. Dodatkowo bardzo często - świadomie albo bezkrytycznie (w zależności od medium) - powielana jest przez środki przekazu. Efektem jest to, że nawet wielu katolików daje się sobą manipulować i za lewicowymi aktywistami powtarza: nie mamy prawa nikomu narzucać naszej wiary i poglądów.
Argumentacja ta jednak jest podwójnie błędna. Po pierwsze aborcja czy in-vitro nie jest złem dlatego, że tak sobie wymyślił Kościół, tylko po prostu jest złem. To, że człowiek od momentu poczęcia ma unikalne DNA, nie wynika z nauki Kościoła, ale jest obiektywnym faktem zweryfikowanym przez naukę. To, że malutki człowieczek w łonie matki, wygląda jak człowiek, ma zalążki albo już wykształcone organy podobne jak człowiek, też nie jest wymysłem Kościoła. Podobnie obiektywnym faktem jest to, że zdecydowana większość kobiet dokonujących aborcji doświadcza syndromu poaborcyjnego. I tak mógłbym przytaczać wiele kolejnych przykładów.
Po drugie zaś nawet jeśli przyjąć, że pogląd, że życie zaczyna się od poczęcia oparty jest na pewnym światopoglądzie, to na takiej samej zasadzie pogląd, że życie zaczyna się później też opiera się na pewnym światopoglądzie.
Gigantyczną manipulacją są próby wmówienia nam, że fakt, że to co głosi Kościół jest zaangażowane światopoglądowo, oznacza, że żeby być neutralnym nie można przyjąć poglądów głoszonych przez Kościół. Neutralność światopoglądowa nie istnieje! Każde rozwiązanie w sprawach światopoglądowych, będzie opierać się na jakimś systemie wartości i po prostu nie da się od tego uciec. Rzekoma "neutralność", którą nam się próbuje narzucić, to nic innego jak przechył w inną, „lewicową” stronę.
W trakcie, ciągle otwartej, sejmowej dyskusji nad projektami ustaw w sprawie in-vitro i aborcji warto zdać sobie sprawę, że jeden z koronnych argumentów lewicy jest nic nie warty. Szkoda tylko, że tak wielu dobrych ludzi daje się na niego nabierać.
opr. mg/mg