Chrześcijanie z morskiej pianki

Dlaczego antychrześcijańskie poglądy Baracka Obamy zyskały poparcie amerykańskich katolików?

Wyborczy triumf Baracka Obamy oznacza pęknięcie pewnej bariery psychologicznej. I nie chodzi tu wcale o kolor skóry nowego gospodarza Białego Domu, ale o fakt, że jego postępowe poglądy na temat aborcji i kwestii społecznych zostały poparte przez większość amerykańskich katolików.

W dniu wyborów prezydenckich 4 listopada Ameryka przeżyła kulturowe trzęsienie ziemi" - stwierdził niedawno prezes watykańskiego trybunału Penitencjarii Apostolskiej kard. James Francis Stafford. I nie ma co specjalnie ukrywać, że wiadomość o wyborze demokraty Obamy wywołała w środowiskach kościelnych przede wszystkim konsternację. Bo z jednej strony ten wybór zdaje się ostatecznie zamykać temat podziałów rasowych w historii ludzkości, co wielu hierarchów Kościoła uważa samo w sobie za wielkie, uniwersalne dobro; z drugiej zaś istnieje uzasadniona obawa przed próbą wcielania w życie radykalnych, antychrześcijańskich poglądów społecznych, którym hołdują państwo Obama. Bo silna pozycja amerykańskiego prezydenta plus spora przewaga demokratów zarówno w Izbie Reprezentantów, jak i w Senacie są w stanie przekuć się w realne ustawy, oznaczające radykalną zmianę tamtejszego porządku prawnego.

Zmiana

Barack Obama to nie był kandydat marzeń dla wierzącej Ameryki. Owszem, on sam uznaje się publicznie za człowieka wierzącego, ale który z Amerykanów, z ich specyficznym podejściem do religijności, jest tak naprawdę niewierzący? „Czułem, że słyszę Ducha Bożego zapraszającego mnie. Poddałem się Jego woli i poświęciłem swoje życie odkrywaniu prawdy" - mówił w radiowej reklamówce wyborczej, opowiadając, jak 23 lata temu, klęcząc przed krzyżem w kościele w Chicago, przyjął Jezusa do swojego życia. Tak więc Barack Obama po zaliczeniu krótkiego islamskiego epizodu we wczesnej młodości i „obowiązkowego" wśród demokratów okresu ateistycznego buntu, trafił w końcu na łono ultraliberalnego Zjednoczonego Kościoła Chrystusa, który z chrześcijaństwem ma tyle wspólnego, co z nazwy.

Nowy amerykański prezydent zapowiada wszakże zwiększenie rządowej pomocy o 500 min dolarów w ramach programu dla organizacji religijnych, zainicjowanego przez ekipę George'a W Busha. Tyle w kwestiach religijnych.

Znacznie bardziej rozbudowany program nowy gospodarz Białego Domu prezentuje natomiast w sferze społecznej. Próbkę swoich poglądów Barack Obama zaprezentował w kwietniu tego roku, kiedy to podczas jednego z wieców wyborczych opowiadał o wychowaniu swoich córek: „Będę wpajał im wartości i normy moralne, ale jeżeli w przyszłości popełnią błąd, nie chcę, żeby były ukarane dzieckiem". Obama nie ukrywa bowiem, że absolutnym priorytetem jego prezydencji jest wprowadzenie ustawy o tzw. wolnym wyborze, która zakłada finansowanie przez państwo powszechnie dostępnej aborcji. Ta nowa regulacja ma mieć nadrzędną rangę wobec prawa stanowego, które w wielu częściach USA uniemożliwia lub ogranicza możliwość przerywania ciąży. Co więcej, znosi ona także przepisy federalne, zakazujące makabrycznej aborcji przez częściowy poród i późniejsze uśmiercenie dziecka.

Jest też niemal pewne, że nowy prezydent przywróci - wstrzymane w 2002 roku przez Busha - dotacje na Fundusz Ludnościowy ONZ (UNFPA), który wspiera działania na rzecz legalizacji aborcji na świecie i chińskiego rządowego programu „jednego dziecka".

Inne postulaty Obamy pojawiające się w kampanii wyborczej to m.in. zielone światło dla eutanazji, „małżeństw homoseksualnych" oraz badań na komórkach macierzystych.

„On proponuje Amerykanom prawdziwe rozwiązania, nawet w kwestiach tak trudnych jak aborcja. Dzięki tym rozwiązaniom wspólnie możemy uczyć dzieci odpowiedzialności i szacunku dla samych siebie, by unikać niechcianych ciąż, i oferować silne wsparcie dla kobiet" - oświadczył Mark Linton, odpowiedzialny w sztabie Obamy za... elektorat katolicki.

Sieroty po katolicyzmie

Amerykańscy biskupi wielokrotnie krytykowali proaborcyjne poglądy Baracka Obamy i nowego wiceprezydenta Joe Bidena. „Sugerowanie - jak robią to niektórzy katolicy - że senator Obama jest w rzeczywistości kandydatem broniącym życia, wymaga szczególnego rodzaju samohipnozy, albo moralnego pomieszania, lub czegoś gorszego" - stwierdził arcybiskup Denver Charles Chaput.

Oberwało się także Bidenowi - katolikowi, który podobno nigdy nie rozstaje się z różańcem, co nie przeszkadza mu zupełnie w głoszeniu proaborcyjnych postulatów - którego Chaput wezwał do odstąpienia od przyjmowania Eucharystii.

Jeszcze dalej poszedł biskup Robert W. Finn z diecezji Kansas City-St. Joseph, ostrzegając katolików popierających Baracka Obamę, że ryzykują, narażając swoje dusze na potępienie.

Jego zdaniem głosowanie na zwolennika aborcji w sytuacji, gdy istnieje wiarygodna alternatywa pro-life, jest bowiem tożsame ze współuczestnictwem w akcie aborcji. „Nie wolno tego robić, bo z tym ważnym wyborem wiąże się wieczne zbawienie" - przypomniał biskup.

Pomny znaczenia tych słów sztab Obamy robił wszystko, aby zniwelować efekt tzw. Bożej luki, który tyle razy w historii ważył na wyniku amerykańskich wyborów. Aby pozyskać poparcie białego elektoratu religijnego, Obama stopniowo wyciszał co bardziej radykalne poglądy, a jeśli nawet do nich wracał, to używał gładkich zbitek pojęciowych w rodzaju „prawa do wolnego wyboru". Miejsce radykalizmu społecznego zajęły zaś reklamówki wyborcze wypełnione w dużej mierze treściami religijnymi.

Te zabiegi okazały się nadzwyczaj skuteczne -Amerykanie nie posłuchali swoich biskupów i poszli zagłosować na Obamę. Poparło go 54 proc. amerykańskich katolików. Jedynie protestanci pozostali przy swoim, głosując w większości za Johnem McCainem. Część amerykanistów tłumaczy wynik wyborów za Wielką Wodą m.in. tradycyjnymi, sięgającymi jeszcze początków państwa amerykańskiego, sympatiami katolików do demokratów. Inni zwracają uwagę na fakt, że wśród katolików proces sekularyzacji przebiega o wiele szybciej niż w bardziej ortodoksyjnych dziś amerykańskich Kościołach protestanckich. W efekcie niepraktykujący stanowią w chwili obecnej większość katolików w USA, a ich prywatne poglądy mają się nijak do społecznej nauki Kościoła.

Skazani na kohabitację?

Amerykański Kościół, chcąc nie chcąc, musi więc zmierzyć się z nową powyborczą rzeczywistością. Rany są jednak poważne.

Najważniejsze pytanie brzmi: co zrobić z tymi wiernymi, którzy głosowali na Baracka Obamę? Odpowiedź na to pytanie dał ks. Jay Scott Newman, proboszcz parafii św. Marii w Greenville, który przypomniał, że zgodnie z nauczaniem Kościoła, nie może on odmówić sakramentu ze względu na czyjeś przekonania polityczne, ale ma prawo przypominać, że aborcja jest poważnym złem i ukrytą formą morderstwa. Dlatego też zapowiedział wiernym, że ci, którzy głosowali na popierającego aborcję Obamę, nie powinni przystępować do Komunii Św., dopóki nie pojednają się z Bogiem w sakramencie pokuty.

Inna poważna kwestia, jaka pozostaje do rozstrzygnięcia, to możliwość współpracy na linii prezydent - amerykański episkopat. A nie będzie to łatwe zadanie. Wspomniany już amerykański kardynał James Francis Stafford nazwał bowiem Obamę „przedstawicielem ekstremistycznej frakcji przeciwko życiu", a przyszłość Ameryki pod jego rządami porównał wręcz do cierpienia Chrystusa w Ogrodzie Oliwnym.

W specjalnym oświadczeniu skierowanym do prezydenta elekta amerykańscy biskupi podkreślili zaś, że państwo ma obowiązek zapewnienia ochrony dzieciom poczętym. Jednocześnie biskupi Stanów Zjednoczonych wyrazili pragnienie współpracy z nowym prezydentem na rzecz dobra wspólnego. „Jako katoliccy biskupi prosimy Boga, aby dał Panu siłę i mądrość do przezwyciężenia nadchodzących wyzwań" - napisali.

I choć Obama zareagował na list życzliwie, to bynajmniej nie zamierza z tego powodu rezygnować z realizacji swoich postulatów. Dowód? Kilka dni temu Biuro nowego prezydenta zapowiedziało spełnienie „amerykańskiej obietnicy równości", czyli ustawę nadającą wszystkim nieheteroseksualnym związkom te same prawa, które przysługują małżeństwom. Łącznie z prawem do adopcji dzieci...

Chrześcijanie z morskiej pianki

Państwo Obama chcą uchodzić za typową amerykańską rodzinę, ale ich poglądy na kwestie społeczne są dalekie od tradycyjnego modelu życia

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama