Handel ludźmi wyzwaniem XXI w.

W świadomości przeciętnego człowieka handel ludźmi i niewolnictwo to zjawisko marginalne. Jaką skalę przyjmuje obecnie w Europie? Co dzieje się zagranicą z ludźmi zwabionymi podstępem do pracy?

Z dr Barbarą Namysłowską-Gabrysiak z Instytutu Prawa Karnego Uniwersytetu Warszawskiego rozmawia Monika Lipińska.

Co współcześnie kryje się pod pojęciem handlu ludźmi?

Jest ono wyraźnie sformułowane w artykule 115 Par. 22 Kodeksu karnego. By można było stwierdzić, że doszło do popełnienia przestępstwa handlu ludźmi, muszą wystąpić łącznie trzy elementy. Pierwszy z nich to zachowanie sprawców, tj. werbowanie osoby, transport, dostarczanie, przekazywanie, przyjmowanie, przechowywanie jej. Kolejnym są środki stosowane przez sprawców; oprócz klasycznych form, jak przemoc, groźba bezprawna, uprowadzenie, podstęp, należy do nich także tzw. wykorzystanie krytycznego położenia.

Forma wykorzystania ofiary stanowi trzeci element, przy czym o ile lista zachowań sprawców i rodzaj użytych przez nich środków tworzą katalogi zamknięte, o tyle formy wykorzystania to katalog otwarty. Najczęstsze w Europie formy handlu ludźmi to: wykorzystanie seksualne, do pracy lub usług o charakterze przymusowym, żebractwa, a także handel dziećmi. W Europie odnotowano również przypadki handlu organami; w większym stopniu problem ten dotyczy jednak krajów Afryki i Azji. Jeśli chodzi o nowe obszary wykorzystania, to np. w Niemczech pojawia się ostatnio forma polegająca na wykorzystaniu ofiar do dokonywania przymusowych czynności prawnych, np. zaciągnięcia kredytów czy zmuszenia ich do popełniania przestępstw.

Zdecydowana większość ofiar handlu ludźmi w Europie to osoby, w przypadku których sprawca wykorzystał ich krytyczne położenie. Co to znaczy?

Krytyczne położenie odnosi się, najprościej mówiąc, do bardzo trudnej sytuacji życiowej. Przyczyną może być bieda, choroby w rodzinie albo inne okoliczności zmuszające do poszukiwania pracy zagranicą. Jeżeli komuś jest pod wieloma względami ciężko: finansowo, społecznie, rodzinnie, np. matka samotnie wychowuje dzieci i musi zarobić na ich leki, wówczas te uwarunkowania mogą doprowadzić do poszukiwania pracy i stania się ofiarą handlu ludźmi. Niewątpliwie jeśli chodzi o modus operandi sprawców mają oni bezbłędne wyczucie osób, które znajdują się w trudnym położeniu i do tej grupy kierują swoje oferty pracy.

W świadomości przeciętnego zjadacza chleba handel ludźmi i niewolnictwo to zjawiska - jeśli nie związane z zamierzchłą przeszłością, to marginalne. Jaką skalę przyjmuje obecnie w Europie?

Handel ludźmi jest naruszeniem podstawowych praw i godności ludzkiej, dlatego w mojej ocenie, dopóki będziemy mieli chociaż jedną ofiarę, dopóty będzie on wyzwaniem i dla Europy, i dla świata.

Istnieje wiele statystyk i raportów pokazujących skalę zjawiska. W 2015 r. ukazał się pierwszy raport Eurostatu zawierający dane za lata 2010-2012. Wynika z niego, że w ciągu trzech lat w 28 państwach członkowskich UE zarejestrowano w sumie 30 tys. 146 zidentyfikowanych i domniemanych ofiar handlu ludźmi. 80% ofiar stanowiły kobiety. Większość (69%) było wykorzystanych do prostytucji lub innych usług seksualnych. 19% to ofiary pracy przymusowej.

Czy te przykładowe liczby oddają skalę zjawiska? Z pewnością nie. Niewykrywalność przestępstwa, np. w kontekście pracy przymusowej, jest ogromna.

Z czego wynika?

Do organów ścigania czy organizacji pomocowych wspierających ofiary handlu ludźmi zgłasza się co piąta, szósta osoba. Jedną z przyczyn jest fakt, że nie postrzegają siebie jako ofiary. Np. czują, że ta praca i tak jest lepsza niż ta, którą mieliby u siebie. Poza tym nie identyfikują się z pojęciem bycia ofiarą handlu ludźmi. A jeśli się nie identyfikują, nie szukają pomocy.

Takich sygnałów raczej nie można się też spodziewać od społeczeństwa. Nikt nie jest dzisiaj zainteresowany, aby informować organy ścigania, że np. zatrudnienie, jakie grupa ludzi - najczęściej cudzoziemców - znajduje u danego pracodawcy, ma znamiona handlu ludźmi. Większą wrażliwość mamy, jako społeczeństwo, w odniesieniu do dzieci, np. podejrzewając, że mogło zostać sprzedane, zawiadomimy organy ścigania.

W jakim stopniu najczęstszą w Europie formę handlu ludźmi - wykorzystanie seksualne - zaciemniają stereotypy?

Wykorzystanie seksualne jest związane z szeregiem uprzedzeń, stereotypów, patrzeniem stereotypowo na wszystko, co dotyczy prostytucji i seksualności. W związku z tym nie mówimy i nie rozwiązujemy problemów, które stoją za prostytucją. Prosty przykład: w całej Polsce, przy różnych trasach, kobiety świadczą usługi seksualne. Wiele z nich to ofiary handlu ludźmi. Myślę, że wszyscy mamy problem z kulturowym postrzeganiem tej sytuacji i obwinianiem tych kobiet, a jednocześnie łagodniejszym postrzeganiem sprawców. Już sam fakt wykorzystania seksualnego uruchamia w nas szereg stereotypów, skłania do piętnowania, obwiniania ofiary. Szkoda, że brakuje refleksji: a może ta kobieta jest ofiarą?

Takie myślenie pokutuje, niestety, we wszystkich fragmentach życia społecznego i dotyczy również osób, które są zaangażowane w zwalczanie handlu ludźmi i zapobieganie mu: organów ścigania, policji, straży granicznej, prokuratury, sądownictwa, także mediów. Maryla Koss-Goryszewska jest autorką publikacji na temat języka używanego w mediach w odniesieniu do kobiet świadczących usługi seksualne, będących ofiarami handlu ludźmi. Ten język jest piętnujący: „same się o to prosiły”, „mają to, na co zasługują”. Społeczne przyzwolenie na powielanie takiego postrzegania tych osób to wydźwięk doniesień na temat handlu ludźmi czy prostytucji znanych z mediów. Za tym idzie język używany przez organy ścigania i stosunek do ofiar handlu ludźmi, jak również orzecznictwo sądowe. Efekt jest taki, że nadzwyczajne złagodzenie kary wobec sprawcy jest odnoszone, bez żadnego uzasadnienia prawnego, np. do tego, że pokrzywdzone były zawodowymi prostytutkami albo że kilkunastoletnie ofiary, porwane podstępem, przetrzymywane i zmuszane do świadczenia usług seksualnych, były dziewczynkami trudnymi w wychowaniu.

Można mówić o jakichś schematach działania w celu zniewolenia kobiet?

Najczęstsza sytuacja w handlu ludźmi w Polsce jako kraju docelowym dla osób ze Wschodu, jak i miejsca pochodzenia ofiar, czyli Polek, które jadą na Zachód, to wykorzystanie krytycznego położenia. Kobiety są często podstępem nakłaniane do wyjazdu pod pretekstem pracy: sprzątaczki, tancerki, opiekunki do osób starszych, a na miejscu - albo jeszcze w drodze - okazuje się, że jest to praca polegająca na świadczeniu usług seksualnych. Kiedy kobiety chcą zrezygnować, pojawia się przemoc. Klasyczne porwania zdarzają się rzadko. W swojej praktyce miałam przypadek porwania podstępem. Kilkunastoletnia Bułgarka z bardzo biednej rodziny poszła z chłopakiem na dyskotekę. Dwóch panów, Polak i Bułgar, zaproponowało jej pracę w szwalni, płatną ok. 1 tys. euro miesięcznie oraz mieszkanie i wyżywienie w Polsce. Wsiadła z nimi do samochodu. Przywieźli ją pod Poznań i uwięzili. Dowiedziała się, że nie ma mowy o szyciu. Miała jednak dużo szczęścia. Kiedy do domu, w którym była przetrzymywana, ktoś zapukał, oprawcy wepchnęli ją do łazienki. Udało jej się uciec przez okno.

Co dzieje się zagranicą z ludźmi zwabionymi podstępem do pracy?

Mechanizm handlu ludźmi jest specyficzny. Osoby zatrudnione do pracy często mają dług u sprawców, np. za wyrobienie dokumentów, za mieszkanie, transport. Dług nie znika, ponieważ absolutnie nie są w stanie zarobić nawet 20% tej kwoty, jaką im obiecywano. Pieniędzy wystarcza im tylko na jedzenie, papierosy, jakieś drobiazgi. Często odbierane są im także dowody tożsamości, co sprawia, że mają związane ręce.

Dlaczego tak trudno wyeliminować handel ludźmi?

Moim zdaniem podstawową kwestią powinno być zapobieganie, a więc diagnozowanie obszarów, sytuacji i zjawisk, które są źródłem tego procederu, a także objęcie ochroną ofiar handlu ludźmi. Na plan pierwszy wysuwa się walka z ubóstwem, identyfikowanie obszarów Europy i świata, gdzie mamy z nim do czynienia, szczególnie w odniesieniu do kobiet. W ogóle wszystkie kwestie, które są związane z szeroko rozumianą dyskryminacją kobiet ze względu na płeć, czyli sytuacją związaną z feminizacją biedy, ubóstwem, przemocą - w jakimś stopniu mogą prowadzić do tego, że te osoby stają się ofiarami handlu ludźmi, ponieważ albo sytuacja ubóstwa zmusza je do migracji „za pracą”, albo sytuacja przemocy stosowanej przez męża czy ojca zmusza je do ucieczki w poszukiwaniu innego miejsca życia.

Problemem jest ściganie sprawców, ponieważ na mocy układu w Schengen na granicach wewnętrznych 26 państw, w tym Polski, nie są prowadzone kontrole. Łatwiej o to na granicy wschodniej, aczkolwiek trudno znaleźć osoby, które będą w stanie właściwie, wrażliwie identyfikować ofiarę. Nawet jeżeli na granicy polsko-niemieckiej strażnicy zatrzymają samochód, orientując się, że kobiety siedzące z tyłu są ofiarami handlu ludźmi, to niewiele mogą zrobić, jeśli one same o tym nie powiedzą. A nie mówią, ponieważ, jak już mówiłam wcześniej, zdecydowana większość z nich to osoby godzące się na zaproponowaną im pracę, ponieważ ich sytuacja życiowa jest krytyczna.

Dziękuję za rozmowę.

Echo Katolickie 10/2019

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama