Cotygodniowy komentarz z Gościa Niedzielnego (50/99)
Uchwalaniu ustaw podatkowych na przyszły rok towarzyszyła atmosfera spektaklu. Kolejny akt przedstawienia wyreżyserował prezydent Kwaśniewski. Jego rola nie była łatwa. Gdyby zawetował wszystkie ustawy, stanąłby jednoznacznie po stronie swego obozu politycznego — SLD, który zwalczał podatkowe pomysły koalicji AWS—UW z zapałem daleko przekraczającym polityczną rutynę. W tej sytuacji jednoznaczne poparcie prezydenta dla „swoich” utrudniłoby mu występowanie w roli „prezydenta wszystkich Polaków”, która przyniosła mu zwycięstwo w poprzednich wyborach i daje duże szanse w kolejnych, przyszłorocznych. Ponadto weto wobec wszystkich ustaw kłóciłoby się z wypracowanym przez Aleksandra Kwaśniewskiego wizerunkiem prezydenta, który swym politycznym oponentom mówi: nie przeszkadzam w waszych reformach, ale wykorzystam wszystkie wasze błędy.
Z kolei podpisanie wszystkich ustaw postawiłoby prezydenta w konflikcie z własnym zapleczem politycznym. Oczywiście postkomuniści nie poszukaliby nowego kandydata na prezydenta, ale mogliby np. odegrać się na zwolennikach Aleksandra Kwaśniewskiego podczas zbliżającego się kongresu SLD.
W tej sytuacji prezydent wybrał wyjście kompromisowe, podpisując dwie z trzech ustaw. Argumentacja, której użył, wydaje się czysto instrumentalna. Jeśli istnieją wątpliwości co do zgodności ustawy z Konstytucją, najwłaściwszym organem do ich rozstrzygania jest Trybunał Konstytucyjny. Z kolei sprzeciw wobec parlamentarnych forteli skierowany jest dziwnie jednostronnie. Owszem, instytucja wniosku mniejszości nie została pomyślana jako narzędzie omijania niemożliwych do przegłosowania poprawek opozycji, jednak te poprawki nie mają służyć uniemożliwieniu większości przegłosowania jej projektów.
Kolejnym wreszcie aktem podatkowego widowiska był spektakularny namysł Leszka Balcerowicza nad pozostaniem w rządzie. Wicepremier jest człowiekiem niewątpliwie ideowym, jeśli chodzi o poglądy gospodarcze, jednak jest też politykiem umiejącym trzeźwo (co nie zawsze znaczy: skutecznie) kalkulować. Trudno uwierzyć, żeby nie był w stanie z wyprzedzeniem przemyśleć swojej reakcji na możliwe posunięcia prezydenta, który nie miał przecież wielu możliwości. Przedłużający się namysł miał zapewne służyć demonstracji własnego znaczenia: zmiany kursu złotego zależnie od deklaracji wicepremiera powinny uzmysłowić wszystkim, jaka jest jego polityczna cena.
A przecież — co chyba nie wszyscy sobie uświadamiamy — wybór zasad rządzących podatkami jest zarazem wyborem założeń, na których ma być oparte państwo: np. czy ma w nim być więcej równości, czy też więcej wolności, by pozostać tylko przy tym dylemacie znanym z filozofii polityki. Tymczasem zamiast poważnej dyskusji mieliśmy parlamentarno-medialny spektakl. Szkoda.