Sukces rozróby?

Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (51-52/99)

Znaleźli się w Polsce zwolennicy demonstrantów z Seattle, którzy narzekali, że media w Polsce nie dość wyczerpująco informują o demonstrantach, a zwłaszcza że nie podają prawdziwej ich liczby. Dlaczego te żale, komuż udzielono w tych utyskiwaniach duchowego wsparcia i o co w ogóle chodziło?

Otóż na początku grudnia zebrała się w Seattle trzecia ministerialna konferencja Światowej Organizacji Handlu (WTO). Uczestniczyli w niej przedstawiciele 135 krajów. Chodziło o przygotowanie kolejnej rundy rokowań na temat liberalizacji handlu. Miały zostać podjęte zagadnienia, dotyczące głównie rolnictwa. Czy i jak szybko znieść subwencje eksportowe? Czy produkty rolne można będzie traktować tak jak produkty przemysłowe? Czy wieś ma — oprócz produkcji rolnej — też inne (społeczne, ekologiczne) zadania do spełnienia i czy należy wspierać finansowo ich wykonanie? Czy należy podnieść standardy bezpieczeństwa pracy?

Konferencja zakończyła się totalnym fiaskiem. Z wielu przyczyn, m.in. z powodu sprzeczności interesów, fatalnego prowadzenia obrad, ale też dlatego, że organizatorzy nie potrafili stawić czoła demonstrantom. Nie bez wpływu na uczestników pozostał fakt, że ponad stu ministrów nie mogło dostać się na ceremonię otwarcia. Demonstracje przygotowywano od roku. Zapowiedziano je tuż po ogłoszeniu, że konferencja ma się odbyć w Seattle. Przeciwnicy — kierowani przez „Direct Action Network” — zaplanowali festiwal oporu, pozornie spontaniczny, ale dokładnie, precyzyjnie zaprogramowany, zarówno na obozach treningowych, jak też, a może przede wszystkim — za pomocą Internetu (www.Ibbs.org) i telefonów komórkowych. Internetowy „Z-Magazin” (od Zorro) przez wiele miesięcy nawoływał do marszu na Seattle.

Demonstranci zjechali się z całej Ameryki i z Europy. Poszczególne grupy otrzymały przydział na skrzyżowaniu ulic, które mieli „pokojowo blokować”. Ową pokojowość wcale dobrze godzili z siłowym powstrzymywaniem tych delegatów, którzy mimo blokad chcieli dostać się do centrum konferencyjnego. Policja najpierw przyglądała się biernie, nawet prezydent Clinton pochwalił demonstrantów za pokojowy charakter akcji, dopóki nie zorientował się, że już wtedy, gdy przemawiał, demolowano sklepy. Policji oberwało się z dwóch stron: najpierw od delegatów za bezczynność, potem od demonstrantów za „zbyt zdecydowane wkraczanie”. Pod koniec tygodnia miasto wyglądało jak po tornadzie.

Obserwatorzy zwrócili uwagę na podobieństwo organizatorów demonstracji do ruchów obrońców pokoju z lat 80. Podobne odznaki, podobne metody i taki sam fanatyzm ratowników świata. Założycielka „Z-Magazin”, Lydia Sargent, przyznaje, że jej korzenie polityczne tkwią w ruchu obrońców pokoju.

Demonstracje zwołano pod hasłem sprzeciwu wobec globalizacji, ale sami demonstranci sprytnie wykorzystują mechanizmy globalizacyjne: globalizacja protestu. Czeka więc nas nowa „cywilizacja protestu”. Wszystko jedno przeciw czemu, byle zaznaczyć swoją obecność.

Organizatorzy demonstracji triumfują: konferencja nie udała się. Oddalono termin łatwiejszego dostępu krajów ubogich do rynków krajów bogatych. Natomiast kupcy i hotelarze z Seattle powetują sobie straty, szyby się wprawi, a graffiti zmyje.

ks. Remigiusz Sobański

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama