Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (4/2000)
Trudno pojąć, jak sobie ludzie radzili jeszcze kilka lat temu bez „opłatków” firmowych, stowarzyszeniowych i stanowych. Badacze obyczajów odnotują narodziny czy też odrodzenie tej formy życia społecznego na przełomie tysiącleci. Nowy-stary obyczaj jest naszym przyczółkiem walki z macdonaldyzacją świata, bowiem poza naszym krajem urządza się raczej „Christmas party”; miejmy nadzieję, że ta odrobina kulturowej niezależności obroni się po ewentualnym przyjęciu do Unii Europejskiej i w Brukseli nie zakażą higienicznie ryzykownej procedury ich łamania. Dzielą się opłatkiem ludzie jak Polska długa i szeroka, wierzący, niewierzący, bez różnic. Podczas tych uroczystości śpiewamy kolędy i wymieniamy życzenia, wierząc, że słowa „ja ci życzę, czego i ty mi życzysz” są pozbawione dwuznaczności.
W grudniu mogliśmy oglądać na ekranach telewizorów jak opłatkiem dzielili się posłowie. Szczególnie eksponowano wymianę życzeń pomiędzy prawą i lewą ekstremą, co miało udowodnić, iż nawet skrajności się zbliżają w wyjątkowej atmosferze. Nie było już czasu na relacjonowanie życzeń składanych przez ludzi o podobnych, zdawałoby się, poglądach. A może trzeba było, bo jeśli skrajności mogą się zbliżać, to podobieństwa mogą się odpychać. No i rzeczywiście, jeszcze się święta na dobre nie rozkręciły, a już usłyszeliśmy o rozłamie po prawej stronie sejmu. Zamiast łamania opłatków — rozłam, zamiast życzeń — wniosek o dymisję ministra skarbu. Minister tak uwiera część posłów AWS-u, że cel — jego usunięcie — uświęcił środek, jakim jest faktyczne szukanie poparcia opozycji. Być może to porozumienie ponad podziałami jest owocem opłatkowego pojednania. Ładunek chrześcijańskiej miłości, która przedkłada kolaborację z adwersarzem ponad lojalność wobec partnera, jest dla mnie zbyt duży i nie potrafię go udźwignąć.
Posłowie, a i spora część ich wyborców, zapominają, że w przeciwieństwie do senatorów nie są wybierani indywidualnie, lecz jako członkowie jakiegoś ugrupowania. Tak np. nikt nie głosował na p. Adama Słomkę, tylko na p. Adama Słomkę z AWS. Logiczne się zatem wydaje, że jeśli ktoś z posłów występuje z klubu, to składa mandat — nikt przecież nie głosował za jego samodzielnym bytem w Sejmie. Niestety ordynacja tego wyraźnie nie mówi, a na poczucie honoru lub zwykłej przyzwoitości trudno liczyć w dzisiejszych czasach. Jednak bez wyraźnych postanowień w tej kwestii wyborcy wciąż będą oglądać żałosne spektakle posłów, u których miłość własna zabija poczucie wstydu. Wstydzić się bowiem powinni ci, którzy nie potrafią przekonać własnych kolegów, że minister skarbu powinien odejść. Nie potrafią, bo są kiepskimi politykami i dlatego sięgają po niekonwencjonalną w tym wypadku broń: sojusz taktyczny z opozycją. Jest to rozwiązanie powiedziałbym „putinowskie” — nie umiejąc sobie poradzić z gospodarką Rosji, Putin wywołał wojnę z Czeczenią; nie umiejąc znaleźć posłuchu wśród swoich, poseł Janowski idzie na wojnę z własnym rządem. Obyście panowie Polski nie „przeputinali”.