Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (6/2000)
„Dziel i rządź” to maksyma autorytarnych władców, cynicznie skłócających swoich przeciwników, by ci nie mieli czasu na opozycję. Nie wiem, czy znajomość klasycznych maksym kuleje, czy też polska klasa polityczna uwzięła się, żeby na nowo interpretować powszechnie przyjęte zasady, w każdym razie okazało się, że i w demokracji można „dzielić i rządzić”, ale inaczej niż to dotychczas bywało.
Jest tak: rządzący od ponad dwóch lat są tak zajęci sprawowaniem władzy i przeprowadzaniem reform, że zamiast dzielić swoich przeciwników, coraz bardziej ich jednoczą. Przychodzi to tym łatwiej, że dla naprawy państwa trzeba było wiele zmienić. Zaś im więcej reform, tym rządowi trudniej, bo niezadowoleni choćby z jednej dodają się, a zbiór zadowolonych ze wszystkiego jest tym mniejszy, im więcej jest powodów, z których należałoby się cieszyć. Natura jednak próżni nie znosi, pomyśleli polscy politycy i, skoro rząd nie ma czasu na dzielenie, wzięli sprawy we własne ręce. A gdy się nie udało podzielić przeciwników, to zrobili jak przodek nasz, Kopernik, co to wstrzymał Słońce, ruszył Ziemię. Politycy z tzw. koalicji rządowej (okazało się, że koalicja rządowa nie musi być ani koalicją, ani popierać rządu, jest to po prostu związek frazeologiczny — tak samo jak panna młoda) wstrzymali dzielenie opozycji i zaczęli się dzielić sami. Idzie im to zresztą bardzo udatnie i na pewno ich dokonania będą kiedyś opisywane w księgach. Zwłaszcza w Księdze Guinessa.
W sprawie dzielenia jest konsensus: podział AWS-u popierają ci z lewej i ci z prawej. Jeszcze bardziej jednomyślny bywa nasz Sejm tylko w kwestii obniżania pensji w spółkach Skarbu Państwa i w samorządach oraz dalszego, dynamicznego podwyższania diet parlamentarnych. Nikt się nie dziwi tej jednomyślności w tak podzielonym zazwyczaj parlamencie! Skoro jednak AWS jest zajęta dzieleniem samej siebie, to nie ma czasu na zdziwienie, ani tym bardziej na rządzenie. Pojawia się pytanie, czy przypadkiem nie rządzi ktoś zupełnie inny? Tutaj jednak zbliżamy się do spiskowej teorii dziejów polskiej demokracji, a spisków wystarczająco dużo odkrywają prawdziwi Polacy, potomkowie Rejtana (niektórzy posłowie bardzo chętnie odwołują się do Rejtana, widocznie zapomnieli nazwiska tego posła, który pierwszy skorzystał z liberum veto). Ze dwa spiski na tydzień odkrywają, a w niedzielę, jak się spotkają z rodziną, to jeszcze jeden zwęszą. Gdyby przyjąć ich tok rozumowania, wypadałoby uznać, iż są narzędziem w rękach tajemniczego imperatora.
Na szczęście imperatorom ostatnio też różnie się układa, czasem nawet ów rzekomo słaby polski rząd potrafi tupnąć i odesłać z powrotem imperialnych agentów. Bardziej jednak od spisku prawdopodobne jest przegrzanie obwodów podczas operacji przekształcania koalicji w opozycję. AWS-owscy magnaci z poważnymi minami domagają się teraz stanowczego stylu rządzenia, tak jakby mieli zamiar komukolwiek się podporządkować. Za niecałe dwa lata będą mieli i stanowczość, i dużo czasu po przegranych wyborach.