Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (9/2000)
W nawiązaniu do odwiecznej tradycji sąsiedzkiej, człowiek, który dostał kamerę, przede wszystkim używał jej do podglądania bliźnich. Lubimy patrzeć na innych ludzi, gdy oni sobie z tego nie zdają sprawy. Sądzę, że ogródki kawiarniane wymyślono po to, żeby goście mogli obserwować dyskretnie przechodniów. Jednak taśma jest droga, a za kawę też trzeba by płacić, czekając na ciekawego przechodnia, przeto lepiej prowokować zabawne sytuacje. Nazywało się to ,,ukryta kamera”, a pierwsze polskie próby sięgają co najmniej do lat sześćdziesiątych i programu ,,Małżeństwo doskonałe”, prezentowanego przez Kobielę z Fedorowiczem. Do dzisiaj mamy okazję oglądać przypadkowe ofiary zaaranżowanych przez reżysera żartów.
Żarty bywają różnej jakości i w miarę wyczerpywania się prostych zapasów pomysłowości stają się coraz bardziej wulgarne. Utrudnieniem dla realizatorów mogą być wciąż nowe prawa o ochronie prywatności. Żeby uniknąć kłopotów, a zarazem odświeżyć ,,ukrytą kamerę”, ktoś w Holandii postanowił ją odkryć, za to włączając na stałe w domu, w którym zamknięto kilkoro obcych ludzi. Powstał ,,hit” telewizji holenderskiej — program ,,Big Brother'', nawiązujący w tytule do ,,Wielkiego Brata'', który obserwował obywateli w powieści Orwella ,,Rok 1984”. Przez trzy miesiące cała Holandia mogła oglądać ochotników w najbardziej intymnych sytuacjach. Wkrótce potem pewien Niemiec zaproponował, że za milion marek przehandluje swoją żonę i pozwoli, żeby telewizja filmowała realizację transakcji.
Oglądalność holenderskiego programu była rekordowa. Skoro tak, to — jak doniosła prasa — licencję na analogiczną produkcję polską postanowiła kupić TVN. Jej prezes zapewne odpowie na ewentualne zarzuty, że przecież widzowie chcą to oglądać, a poza tym, co w tym złego, skoro wszyscy uczestnicy godzą się dobrowolnie na podglądanie w kuchni, łazience i sypialni. I teraz, gdy komukolwiek idea szerzenia podglądactwa się nie podoba, to będzie musiał długo i zapewne zawile tłumaczyć, co w tym złego. Doszliśmy do tego, że to nie ekshibicjoniści muszą się tłumaczyć, ale wszyscy, którzy uważają ekshibicjonizm za zboczenie.
Sytuacja, w której na bezczelne pytanie ,,dlaczego nie?” nie można po prostu odpowiedzieć ,,bo nie”, jest chora. Jest chora nie dlatego, że jakiś felietonista chciałby odpowiedzieć ,,bo nie”, ale dlatego, że najpierw przez wiele lat (nieco dłużej na Zachodzie, w Polsce szybko to poszło) podważano wszelkimi środkami autorytety moralne, kwestionując ich niezależność i wiarygodność. Dyskredytowano polityków, duchownych, nauczycieli, wyśmiewano etos, żeby łatwiej było przemycić stare grzechy. Dzisiaj nikt nie może powiedzieć ,,bo nie”, tylko musi się wikłać w bezproduktywne polemiki typu scholastyczno-rabinicznego. I dlatego pewnie doczekamy ,,Wielkiego Brata”, którego oczyma miliony małych kapusiów będą podglądać kilkoro nieszczęsnych ,,naturszczyków” kupczących swoją godnością. W roli stręczycieli, żeby nie powiedzieć dosadniej, wystąpią TVN i ewentualni reklamodawcy.
opr. mg/mg