Cotygodniowy komentarz z Gościa Niedzielnego (33/2000)
Temat lustracji kandydatów na prezydenta od prawie dwóch tygodni zdominował życie polityczne i odsunął na dalszy plan dyskusję nad wyborczymi programami. Prasa alarmistycznie komentuje sytuację, donosząc o lustracyjnym zamachu stanu lub zbrukanym symbolu "Solidarności". Mowa oczywiście o dwóch prezydentach III RP Aleksandrze Kwaśniewskim i Lechu Wałęsie, w sprawie których Urząd Ochrony Państwa przedstawił Sądowi Lustracyjnemu pewne dokumenty. Dzięki ustawie lustracyjnej sytuacja jest prosta: Sąd Lustracyjny ocenia, czy kandydat na prezydenta skłamał, czy powiedział prawdę w swoim oświadczeniu lustracyjnym. Ocenia to na podstawie materiałów dostarczonych z UOP, MSZ, MSWiA, Wojskowych Służb Informacyjnych oraz przesłuchań świadków. Jeśli okaże się, że kandydat skłamał, nie może kandydować w wyborach prezydenckich i przez najbliższe dziesięć lat nie będzie mógł pełnić funkcji publicznych. Nie warto więc oburzać się na "haniebną lustrację", bo zasady gry były jasne od początku. Każdy z kandydatów na prezydenta wiedział, że zostanie zlustrowany - niezależnie od tego, jak chwalebny ma życiorys i jakim cieszy się poparciem społecznym. Trzeba poczekać na wyrok Sądu Lustracyjnego. Jedyne, czego można sobie życzyć, to lepszej sprawności funkcjonowania UOP, którego przewlekłości działania nie tłumaczy duża liczba wniosków lustracyjnych. Teczka z dokumentami dotyczącymi Aleksandra Kwaśniewskiego - pierwszej osoby w państwie - powinna być skompletowana w pierwszej kolejności. Powinna też jak najszybciej trafić do rzecznika interesu publicznego, który o nią występował. Strzegąc bezpieczeństwa publicznego i posiadając materiały, na których opiera się proces lustracyjny, służby specjalne nie mogą pozwolić sobie na żadne uchybienia. A takich właśnie dopatrzyła się sejmowa komisja ds. służb specjalnych, badając zarzut manipulowania przez UOP materiałami dotyczącymi prezydenta Kwaśniewskiego. Sędzia Bogusław Nizieński zaś powinien być bardziej powściągliwy w wypowiedziach dla mediów. W atmosferze konkurencji sztabów wyborczych, presji sondaży popularności, przedwyborczej nerwowości, jedno słowo powiedziane przed wyrokiem Sądu Lustracyjnego może niepotrzebnie podgrzać społeczne emocje.
opr. mg/mg