Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (35/2000)
Nagłówki w wielu gazetach, niektóre programy radiowe, a nieraz relacje z bieżących wydarzeń politycznych, mimo woli, przypominają dawne pochody, kiedy to rozśpiewani rewolucjoniści zapowiadali nadejście nowych czasów, obwieszczając "sędziami wówczas będziem my". Chodziło oczywiście o objęcie władzy i wprowadzenie w życie ich pojmowania sprawiedliwości. Wspomniane skojarzenia biorą się stąd, że w owych gazetach i audycjach dużymi literami i donośnym głosem osądza się bliźnich, niektórych "ze wskazaniem", niektórych generalnie, grupowo czy wręcz rodzajowo. Jakby dawano upust skłonności do sądzenia. Wydaje się, że wielu ludziom trudno żyć bez osądzania innych. Wypowiadanie zdań o bliźnich nie może dziwić. Człowiek żyje wśród ludzi, widzi, słyszy, zestawia informacje i wypowiada się. Wprawdzie ktoś kiedyś zauważył, że ludzie mali mówią o bliźnich, średni o wydarzeniach, a wielcy o problemach, ale takiego spostrzeżenia nie sposób traktować dosłownie. Życie bez plotek byłoby nieludzkie, nasi bliźni na pewno zasługują na to, byśmy o nich mówili i plotkowali - czyli wypowiadali sądy. "Sąd" jednak nie zawsze znaczy to samo. Zwróćmy uwagę, że tą nazwą oznacza się zarówno czynność myślową prowadzącą do wypowiedzenia jakiegoś zdania, jak też instytucję, w której feruje się wyroki egzekwowane przez władzę. Są to dwa różne znaczenia, ale tylko pozornie treści nimi oznaczone są odległe od siebie. Nie przypadkiem jednym z pierwszych przedmiotów na studiach prawniczych jest logika, a tam główne miejsce zajmuje wykład o sądzie, właśnie o owych czynnościach myślowych. Jest tak dlatego, że praca sędziego polega na przyporządkowaniu i łączeniu różnych pojęć, faktów, wydarzeń - na ustalaniu prawdy, wyrażonej np. w wyroku: "A dokonał napadu": Sędzia stwierdza, że dwa pojęcia, mianowicie "osoba A" i "bandyta" należą do siebie. Właśnie taką czynność myślową nazywamy sądem: łączymy lub rozłączamy dwa pojęcia (np. "Jaś" i "dobry człowiek"). Sądem orzekamy coś o czymś ("Jaś jest..."). Aby wydać sąd, winniśmy mieć pewność, co do jego prawdziwości. Niestety, nierzadko wyrażamy sądy rzekome - zdania w formie twierdzenia, wyrażające jedynie nasze przypuszczenie. Co gorsza, ulegamy pokusie uznania przypuszczenia za pewność: wyrażamy przekonanie oparte na niepewnych czy zgoła fałszywych przesłankach. Nasz sąd jest wtedy błędny, a jeśli czynimy to świadomie, kłamiemy. Błąd to defekt logiczny, kłamstwo to ponadto defekt etyczny. Zwłaszcza gdy niezgodnie z prawdą orzekliśmy coś o bliźnich. Wspomniane na początku skojarzenia nasuwają się jednak nie z powodu naszych codziennych plotkarskich sądów ani też z powodu sensacyjek spotykanych w prasie, dawniej zwanej bulwarową. Chodzi o to, że sądy, jakimi się raczy bliźnich (i jakimi my sami raczymy się o nich), nabierają rangi osądu. Są oznajmiane w sposób pewny, autorytatywny. Mówiący jakby czuli się powołani do osądzania, wypowiadają się w tonacji ferowania wyroku. Czasem zastrzegają się energicznie, że chodzi im tylko o prawdę, czyli o sąd w sensie logicznym. Im więcej jednak zarzekania się, tym wyraźniej rysują się intencje: głoszony sąd ma wpłynąć na los innych, ma zadecydować o ludziach. Osądzający nie wdziali wprawdzie togi sędziowskiej, ale demonstrują maniery jakby instancji ostatecznej, przesądzającej nieodwołalnie. Kiedy się to czyta czy tego słucha, trudno oprzeć się pytaniu: czy nie za dużo wśród nas takich samozwańczych sędziów, którzy doczekali się: "sędziami będziem...". W wyznaniu wiary chrześcijan mieści się też zdanie: "Przyjdzie sądzić żywych i umarłych". Sąd nad ludźmi Ojciec przekazał Jezusowi (J 5,27). Osądzanie ludzi przysługuje Bogu, ich Panu - kto osądza kogoś, ten dokonuje czegoś, co Bogu zastrzeżone. Warto pamiętać o tym, gdy przybiera się pozę sędziowską. "Sędziami będziem..." śpiewano z podniesioną, zaciśniętą pięścią...
opr. mg/mg