Cotygodniowy komentarz z Gościa Niedzielnego (50/2000)
Głodówki pracowników służby zdrowia, odchodzenie od łóżek pacjentów, paraliż pracy niektórych oddziałów to wyraźny sygnał, że „na dole” służby zdrowia dzieje się źle. To wyraz również czysto ludzkiej desperacji tych, którzy pracują i nie są w stanie utrzymać siebie i rodziny. Ministerstwo zdrowia zamiast powtarzać, że nie jest stroną w konfliktach płacowych, powinno zastanowić się nad tym, co zmienić w kulejącym systemie, jak usprawnić i przyspieszyć reformę. Oczywistym jest, że to nie urzędnicy i politycy decydują o wysokości płac w poszczególnych szpitalach, ale od nich właśnie zależy finansowanie służby zdrowia na poziomie, który umożliwiłby godziwe wynagradzanie personelu medycznego. Tym bardziej że także pacjenci nie są zadowoleni z postępu reformy. Aż prawie trzy czwarte z nich uważa, że opieka medyczna jest zła.
Dwa lata reformy to jeszcze zbyt krótko, by uzdrowić niedoinwestowaną od lat służbę zdrowia. Pozytywne zmiany widać w tych zakładach opieki zdrowotnej, które się sprywatyzowały. Tam pieniądze są wydawane racjonalnie, płace personelu są wyższe i rzeczywiście zależą od wyników pracy. Ich przykłady świadczą o tym, że reforma w swoich założeniach się sprawdza, że zmiany następują w dobrym kierunku, chociaż wolniej i z większymi oporami niż można się było spodziewać. Problemem są ciągnące się w ogonie reformy zakłady publiczne, które balansują na granicy wypłacalności albo ponownie się zadłużają. A jest ich niemało.
Zasady rynkowe nie zadziałały w pełni w służbie zdrowia głównie z powodu braku pieniędzy. Kolejny rok kasy chorych zamkną deficytem. Wprawdzie w przyszłym roku, po podwyższeniu składki na ubezpieczenie zdrowotne, ich wpływy zwiększą się o jedną czwartą procenta, ale będą musiały je wydać na leczenie wysokospecjalistyczne, które do tej pory było finansowane z budżetu centralnego. Zawierając kontrakty na kolejny rok, kasy starają się dać wszystkim mało, ale po równo, zamiast rzeczywiście wybierać najlepsze placówki. Pieniądz nie idzie za pacjentem, bo szpitale i ośrodki są związane limitami zakontraktowanych usług. Nadal nie ma opracowanego koszyka świadczeń medycznych, czyli wykazu tego, co należy się pacjentowi w ramach jego składki ubezpieczeniowej. Wiadomo już, że w 2002 roku nie ruszą prywatne kasy chorych, ponieważ politycy obawiają się, że konkurencja może doprowadzić do bankructwa istniejące kasy. Nie wiadomo natomiast, dlaczego finanse kas chorych i procedury kontraktowe są utajnione, skoro dotyczą naszych składek. To tylko część niejasności, które w najbliższym czasie trzeba będzie rozstrzygnąć. Inaczej reforma może rozbić się o brak pieniędzy oraz kres cierpliwości leczących i leczonych.
opr. mg/mg