Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (5/2001)
Sondaże wskazują, że dzisiejsza opozycja będzie zmuszona do przejęcia władzy po następnych wyborach. Szkoda, bo osiągnięcia p. Millera i kolegów dla rozwoju ducha i języka opozycji są tak niezwykłe w naszej młodej demokracji, że uznając ten wkład, powinno się zrezygnować z konstytucyjnej zasady kadencyjności i uhonorować całą grupę dożywotnim mianowaniem "na opozycjonistę". Poza tym pojawiają się pewne niespodziewane trudności. Było oczywiste, że rządowy projekt budżetu nie może znaleźć uznania wśród przeciwników - to jednak nie jest nic niezwykłego, to międzynarodowy standard: opozycja zawsze wie lepiej. Jednak w tym dziwacznym kontekście nieuchronnej podobno zamiany miejsc, główni spece od eseldowskiej ekonomii straszą, że budżet sprawi kłopoty głównie pretendentowi do stanowiska premiera. Oczywiście byłoby dla p. Millera znacznie lepiej, gdyby obecny rząd jeszcze przez parę miesięcy zbierał wyłącznie podatki i nic nie wydawał, zaś całą kasę zostawił następcom, aby oni mogli nazajutrz po wyborach objawić się jako święci Mikołajowie i sypnąć szczodrze groszem. Jednak obecny rząd zupełnie się nie sprawdza w roli rakiety nośnej dla rządu przyszłego i na domiar złego wymyślił ustawę reprywatyzacyjną. Leją się nad nią krokodyle łzy eseldowskich ekspertów: ileż to będzie kosztowało! Jakiż zamęt! Żadnej refleksji na temat tych, którzy ten zamęt wprowadzili, kradnąc ongiś czyjąś własność i w dodatku tak nią zarządzali, że się wszystko zawaliło. Pewnie, że reprywatyzacja nie jest łatwa, ale przede wszystkim dlatego, że ktoś kiedyś w imię ideologii wywrócił naturalny porządek rzeczy. Skąd wiadomo, że naturalny? Choćby stąd, że również wśród zwolenników SLD wielu jest takich, którzy własność, zwłaszcza swoją, kochają, lubią i szanują. Prywatyzacja jest praktykowana przez tzw. polską lewicę, reprywatyzacja napawa ją obrzydzeniem. Trudno się jednak dziwić, bowiem cztery lata jej rządów wykazały, iż postkomuniści są specjalistami raczej od formy niż od reformy, a swoje istnienie zawdzięczają ewolucyjnemu, a nie rewolucyjnemu rozwojowi wypadków przed dwunastu laty. Wyzwania stojące przed przyszłym rządem zdają się potęgować każdego dnia. Co prawda Sojusz robi wrażenie, jakby w swoim łonie nosił cudowne panaceum na wszelkie dolegliwości i urodzi je zaraz po wyborach, ale jeśli ta ciąża okaże się urojona? Albo jeśli jest to ciąża typu górskiego, po której rodzi się mysz? Na wszelki wypadek p. Miller już dzisiaj puszcza w obieg pomysł, żeby przełożyć spłaty długu zagranicznego, zaciągniętego przez władców peerelu, gdy już przejedli to, czego teraz SLD nie chce oddać prawowitym właścicielom. Niestety, pomysłowi brak wsparcia ze strony UB, który przekonałby wierzycieli do poparcia tej jedynie słusznej idei, wobec czego wierzyciele reagują w sposób nieodpowiedzialny: tracą zaufanie do obecnego, przyszłego i wielu następnych rządów. Wygląda na to, że aby uniknąć kłopotów, SLD będzie zmuszony wycofać się z najbliższych wyborów - niech się męczą inni.
opr. mg/mg