Cotygodniowy komentarz z "Gościa Niedzielnego" (23/2001)
Uchwalony ostatnio przez Bundestag stan pokoju prawnego dla niemieckiego przemysłu usuwa ostatnią przeszkodę na drodze do zadośćuczynienia osobom poszkodowanym przez terror III Rzeszy. W końcu ci starzy i na ogół schorowani ludzie otrzymają symboliczną rekompensatę za lata poniżania, niewolniczej pracy i prześladowań. Nareszcie w stronę młodszego pokolenia poszedł czytelny sygnał, że Niemcy jako państwo są świadome okropnych przestępstw przeszłości, a II wojna światowa to nie tylko hekatomba ofiar i holokaust, ale również pochodzący z Europy Środkowej i Wschodniej robotnicy przymusowi. Sama suma wyasygnowana przez niemiecki przemysł nie szokuje: ostatecznie na konto Fundacji „Pamięć, Odpowiedzialność, Przyszłość” wpłynie 5 mld marek plus 100 mln odsetek, drugie tyle dorzuci państwo. To zaledwie 10 proc. sumy, jaką państwo niemieckie od 1953 r. wypłaciło ofiarom nazizmu. Nie trzeba przy tym udowadniać, jak niewielka suma z ponad 100 mld DM trafiła do poszkodowanych w byłych krajach komunistycznych. Ostatecznie w tym starciu z upiorami przeszłości z twarzą wychodzi jedynie 6300 niemieckich firm i instytucji, choć wiadomo, że z niewolniczej pracy korzystało ich znacznie więcej.
Dodatkowym czynnikiem ponaglającym starania rządu kanclerza Gerharda Schrödera były obawy, że niemiecki przemysł — w związku z pozwami w amerykańskich sądach — będzie musiał ponosić świadczenia odszkodowawcze dwukrotnie. Pokój prawny oddala takie niebezpieczeństwo, a dodatkowo niemiecki rząd uniknie komplikacji gospodarczych i politycznych w stosunkach z USA. Tylko że ten aspekt, tak szeroko omawiany i komentowany u naszych sąsiadów, do pokrzywdzonych zupełnie nie docierał. Spory najpierw o kwotę odszkodowania, a potem o tryb ich przyznawania, w końcu o rozpoczęcie wypłacania sprawiały wrażenie dziwnego targu, jaki dokonywał się nad ludźmi już i tak mocno poranionymi historią. Podobne odczucia towarzyszyły mi, kiedy słuchałem wystąpienia przedstawicieli 14 posłów głosujących przeciwko przyjęciu pokoju prawnego. Wprawdzie podkreślali, że ani słowami, ani też pieniędzmi nie można naprawić krzywd przeszłości, to jednak jednoczesne domaganie się zwrócenia uwagi na Niemców, którzy także byli po drugiej wojnie światowej robotnikami przymusowymi, zwłaszcza w ZSRR, i zrównanie ich sytuacji z reżimem hitlerowskim było nietaktem. Dobrze się stało, że w pierwszych komentarzach przyznane byłym robotnikom przymusowym świadczenia oceniono jedynie jako gest moralny, który nie może być traktowany jak zadośćuczynienie za krzywdy wyrządzone przez Niemców. Wielu pokrzywdzonych nie dożyło tego dnia, a samą inicjatywę podjęto ze sporym poślizgiem, ale —jak mówi polskie przysłowie — lepiej późno niż wcale.
opr. mg/mg