Władysław Kosiniak-Kamysz i jego partia, bez której projekt upadłby na starcie, robią to, co od pół wieku robi niemal cała zachodnia prawica – ustępują lewicowym radykałom, mętnie się tłumacząc. Związki tych, którzy „nie mogą zawrzeć małżeństwa” wymyślone są dla gejów i lesbijek. Chyba że chodziło o osoby blisko spokrewnione, nieletnie, albo mające już męża lub żonę.
Aby upoważnić kogoś do wglądu w swoją dokumentację medyczna, należy podpisać kwitek wydawany przez panią w recepcji przychodni, albo zrobić to samo przez internet. Upoważnić możemy męża lub żonę, dzieci, sąsiada, albo Cristiano Ronaldo, jeśli tylko znajdziemy gdzieś w internecie jego dane. Procedura trwa chwilę i jest darmowa – w przeciwieństwie do zawierania umowy u notariusza. Jest też powszechna, bo stosowny kwitek dostaje każdy, kto składa deklarację POZ.
Tyle na temat głównego argumentu o konieczności wprowadzenia w Polsce związków partnerskich. Stwierdzenie „chcemy się odwiedzać w szpitalach” to szantaż emocjonalny i nic więcej. Niezbyt zresztą wymyślny.
Lewica i Polskie Stronnictwo Ludowe zaprezentowały projekt ustawy o związkach nieformalnych – ze względów socjotechnicznych nie użyto słowa „partnerski”. Układ dwóch osób zawierany u notariusza ma dostać uprawnienia podobne do małżeńskich związane ze wspólnym mieszkaniem, alimentami (to zapewne w razie rozpadu związku) czy zwolnieniami podatkowymi.
Ale to już było
Władysław Kosiniak-Kamysz tłumaczy, że poparł propozycję Lewicy, bo inaczej byłby „skrajny”.
To tłumaczenie równie przekonujące co cały wypracowany przez lata wizerunek szefa PSL. Prawda jest taka, że Kosiniak-Kamysz i jego partia, bez której projekt upadłby na starcie, robią to, co od pół wieku robi niemal cała zachodnia prawica – ustępują lewicowym radykałom, mętnie się tłumacząc.
We Francji, Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, w bardzo katolickich Włoszech i Hiszpanii – wszędzie tam rewolucjoniści forsowali swoje postulaty (uderzające w rodzinę i poczęte dzieci) tylko dlatego, że opór miękł. Konserwatyści lub chadecy tłumaczyli, że inaczej się nie da, że to temat zastępczy, bo akurat trzeba zawalczyć o coś ważniejszego, że wola społeczeństwa, że właściwie ta ustawa to nie to, co myślicie…
W przekazie PSL jak dotąd dominuje to ostatnie hasło. Ludowcy przekonują, że ustawa po prostu ułatwi ludziom życie i skrzętnie omijają wątek związków jednopłciowych. Tymczasem pomysł związków dla tych, którzy – cytuję minister z Lewicy – „nie chcą lub nie mogą zawrzeć małżeństwa” pisany jest dla gejów i lesbijek.
Co innego znaczą słowa pani minister? Ślubu nie mogą zawierać osoby blisko spokrewnione, nieletnie, albo mające już męża lub żonę. Czy związki u notariusza mają być dla nich? Raczej nie, bo za to byłby paragraf. Na liście tych, którzy nie mogą zostają więc osoby tej samej płci.
Pozostaje mieć nadzieję, że sprawa ugrzęźnie, albo że więcej charakteru od Kosiniaka-Kamysza pokaże prezydent. Karol Nawrocki dotychczas prezentuje się jako bardziej zdecydowany nie tylko od zupełnie rozmiękłych ideowo ludowców, ale i od poprzednika. Oby tak zostało.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.