Dobre i złe ustawki. Nie można porównywać

W to, że Karol Nawrocki potrafił komuś przylutować, łatwo uwierzyć. A przechwałki Tuska przy winie o tym, jak ganiał Arkę po Trójmieście pozwolę sobie włożyć między sto konkretów a chemiczną kastrację pedofilów.

Nie uważam wcale, że ustawki powinny być legalne i niespecjalnie przekonuje mnie określanie ich szlachetną walką. Mordobicie to mordobicie. Zawsze lepiej, jeśli biją się chętni z chętnymi, ale nie jest wcale tak, że jeśli klubowa nabojka rozładuje emocje w lesie z udziałem drugiej nabojki, to nie zaczepi przy innej okazji osób postronnych.

Stał obok dilera

Niemniej jednak to, co dzieje się wokół domniemanego udziału Karola Nawrockiego w ustawkach jest metrem z Sèvres przegrzania tematu.

Nie twierdzę, że to najwyraźniejszy przykład przegrzania, bo konkurencja w czasie obecnej kampanii jest ostra (np. Michał Bilewicz ogłaszał, że w głosowaniu prezydenckim „wybór jest prosty: sprowadza się do tego, po której stronie stodoły w Jedwabnem staniesz. Czy z jej podpalaczami, dobijającymi ofiary siekierami i widłami?”), ale w ostatnim czasie sprawa ustawek jest zdecydowanie najgłośniejsza.

I nie chodzi jedynie o ilość tekstów, ale też o jakość. Warto zerknąć choćby na ten z Wirtualnej Polski, gdzie autor opisuje, jak w bójce, w której ponoć Nawrocki wziął udział, obok niego i po drugiej stronie byli dilerzy i handlarze bronią.

Walka za pomocą walki

Czy ta sprawa zaszkodzi Karolowi Nawrockiemu, nie wiem, ale raczej się tego nie spodziewam. Bądź co bądź tworzy wizerunek twardziela. Przydatny w niepewnych czasach, tym bardziej, że konkurent pracuje na opinię człowieka ze słabą psychiką. W dodatku kampania Nawrockiego przed drugą turą to mobilizacja elektoratów Grzegorza Brauna i Sławomira Menztena, a ich sprawa ustawek raczej nie zrazi. No a wyborcy Trzaskowskiego i Nawrockiego z pierwszej tury i tak nie zmienią zdania przed drugą.

 

Młodzież musi się wyszumieć

Do tego wszystkiego dochodzi przypomniany – a przecież opisywany już 5 lat temu przez „Przegląd sportowy” – udział w kibicowskich bójkach samego Donalda Tuska. „Panie Michale, w trzy minuty górka z żółto-niebieskiej zrobiła się biało-zielona! Kibice Arki stali w wodzie po kolana i mogli wyjść dopiero wtedy, gdy im na to pozwoliliśmy!” – miał się chwalić premier Michałowi Listkiewiczowi. Chuligaństwo? „Każdy w młodości miał jakieś szalone epizody” – to tłumaczenie Tuska załatwia sprawę. Z tego samego tekstu dowiadujemy się, że „Donald Tusk wspominał przy winie, jak na derbach Trójmiasta gonił kibiców drużyny przeciwnej”.

Uwierzyłbym na słowo

Symetria? Nie do końca.

Po pierwsze dlatego, że w to, iż Karol Nawrocki potrafił komuś przylutować, łatwo uwierzyć. A przechwałki Tuska przy winie o tym, jak  ganiał Arkę po Trójmieście pozwolę sobie włożyć między sto konkretów a chemiczną kastrację pedofilów.

Co innego, gdyby premier opowiadał, że namówił kolegów, żeby wklepali komuś z Arki, a on sam rozłożył bezradnie ręce i z rozczulającym uśmiechem tłumaczył, że takie już te chłopaki są i co on na to poradzi. W taką historię uwierzyłbym bez trudu.

Po drugie, mowa o Donaldzie Tusku, a nie o samym Rafale Trzaskowskim. I tego prezydent Warszawy powinien żałować, bo naprawdę przydałaby mu się jakaś historia pokazująca, że nie daje sobie w kaszę dmuchać, a przy tym trochę bardziej wiarygodna od pływania z rekinami. Kibolskie klimaty nie byłyby wcale złe. Trzaskowski miał już tyle przygód i poglądów, że kto wie, może jeszcze przed drugą turą okaże się, że to on osobiście wieszał na „Żylecie” przy Łazienkowskiej transparenty o „tęczowym Rafale” i „Sławku narkomanie”?

Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama