Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (42/2002)
Spotkałem kiedyś jegomościa w stanie „wskazującym na spożycie”, który głosił dość powszechną, niestety, dewizę życiową: — Mnie jest, panie, naprawdę wszystko jedno, kto w Polsce rządzi. Nieważne, czy to będą „komuchy”, czy „solidaruchy”; niechaj rządzi choćby i sam diabeł, byleby było co zjeść i co wypić! Takie miał standardy życiowe.
Upłynęło nieco czasu i stało się tak, jak sobie życzył ów apolityczny „Pan Byleby”. Półki sklepowe uginają się teraz od wszelakiego jadła i trunków, tyle tylko, że nazbyt wielu na zbyt wiele nie może sobie nadal pozwolić, z powodu braku pieniędzy. Kusi mnie, aby zapytać go, czy nadal sądzi, iż to obojętne, kto sprawuje rządy. Skoro jednak byłby on gotów zgodzić się nawet na władzę diabła, to obawiam się, że dałby mi byle jaką — stosownie do swych standardów życiowych — odpowiedź.
Pamiętamy kpiarzy wypisujących na murach u początków naszej nieszczęsnej transformacji ustrojowej — czyli przechodzenia od socjalizmu sowieckiego do eurosocjalizmu z (nie?) ludzką twarzą — haseł, w rodzaju: Bendzie wiencej miensa. Kiedy większość żyła złudzeniami, że nadeszły dla Rzeczpospolitej czasy normalności i przyzwoitości, uliczni pacykarze przewidywali, iż to płonne nadzieje. Skąd oni wiedzieli, iż nastała epoka, w której Nikodem Dyzma mógłby być znowu uznany za geniusza? Od tamtych dni upłynęło kilkanaście lat i doczekaliśmy chwili, w której, na tym samym murze, można dopisać: Bendzie wiencej wutki!
Po niedawnej decyzji rządowej o obniżeniu podatku akcyzowego aż o trzydzieści procent chciałoby się rzec: — Jak rząd chce, to potrafi! Można jednak powątpiewać, czy to krok we właściwym kierunku, czyli prowadzący do obniżenia wszystkich podatków. Wszakże obniżeniu uległa jedynie akcyza na wódkę, nawet nie na alkohole, bo przecież ceny win, nieprzyzwoicie wysokie, ani drgnęły. W konsekwencji relacja cenowa pomiędzy winami a wódkami ulega wyraźnemu spłaszczeniu, co już wkrótce może przełożyć się na zmianę struktury spożycia. Eksperci od zapobiegania i leczenia ludzi z problemem alkoholowym nie są zachwyceni, bo spodziewają się... wzrostu sprzedaży wódki. I, zapewne, mają rację, choć nie do końca.
Tymczasem krajowi producenci chcą w listopadzie przekonywać rząd do obniżenia akcyzy o kolejnych trzydzieści procent. Jeśli ich zamiar się powiedzie, to już na pewno „bendzie wiencej wutki”. A wówczas ci, którzy upierają się, że na trzeźwo byle jaka rzeczywistość jest nie do zniesienia, będą znowu usatysfakcjonowani. A najbardziej „Pan Byleby”.
Dobrze, że wódka potaniała, bo każdy przejaw obniżenia podatków jest pozytywny, tylko dlaczego na tym się skończyło? Skoro rząd zmniejsza akcyzę, aby zwiększyć wpływy do budżetu, to dlaczego nijak nie może pojąć, iż ów mechanizm dotyczy całej gospodarki! Gdyby wszystkie podatki uległy naraz obniżeniu, to w niedługim czasie nasza gospodarka przestałaby przypominać argentyńską.
Dane wykazują, że spożycie wódki spadło w Polsce z 4,5 l. do 1,5 l. spirytusu rocznie na głowę mieszkańca. A jednak pijemy niewiele mniej, bo ceny wódek u naszych sąsiadów są znacznie niższe, przez co ich nadwyżki upłynniane są nad Wisłą. Jest jeszcze inna przyczyna owej obniżki: „POLMOS”-y przygotowywane są właśnie do prywatyzacji, toteż są tacy, którym bardzo zależy, aby sprzedaż legalnego alkoholu wzrosła. Ale „Pan Byleby” i tak będzie wódkę kupować na bazarze za... siedem złotych.
opr. mg/mg