Wybory ostatniej szansy?

Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (11/2003)

Na brak wydarzeń ostatnio raczej nie można narzekać. „Rywingate”, Irak, nowe nominacje rządowe po rozpadzie koalicji. Niewykluczone jednak, że stosunkowo szybko Polakom przybędą nowe emocje, czyli przyspieszone wybory parlamentarne. Premier Miller co prawda stanowczo się od takiego scenariusza odżegnuje, jednak, jak wiadomo, polityk rzadko mówi naprawdę to, co myśli. Tym bardziej, że, zdaniem niektórych, przyspieszone wybory mogą stać się szansą na uratowanie lewicy. Paradoks tylko pozorny. Rząd SLD-UP-PSL notowania miał fatalne i nie wydaje się, aby obecny, mniejszościowy gabinet poprawił ten stan rzeczy. Dlaczego? Teoretycznie sytuacja po usunięciu niesfornych ludowców jest bardziej klarowana, niewykluczone nawet, że przy pomocy tzw. parlamentarnego planktonu, czyli małych kół poselskich, łatwiej będzie niektóre ustawy przegłosować. Opozycja już jednak zapowiada składanie wniosków o wotum nieufności dla poszczególny ministrów, wspomina o możliwości wymiany marszałka Borowskiego. Wcześniej rządząca koalicja mogła sobie kpić z tego typu usiłowań, teraz sprawa wygląda poważniej. O tym, jak miło rządzić pod ciągłą presją, przekonał się swego czasu premier Buzek i cała formacja AWS, a oni nie mieli tzw. afery Rywina. W każdym razie długo w ten sposób wytrzymać się nie da — najwyżej rok.

W tej chwili najważniejszym celem rządu wydaje się wygranie unijnego referendum. Mimo fatalnie prowadzonej kampanii informacyjnej, szanse są całkiem spore. Tym bardziej, że w tej sprawie SLD może liczyć na pomoc części opozycji oraz zmęczenie obywateli. Coraz częściej zdarza się bowiem słyszeć z ust niedawnych eurosceptyków twierdzenie, że integracja jest ostatnią szansą na uchronienie polskiej demokracji przed dalszą degrengoladą.

Zwycięskie referendum, a potem przyjęcie III RP do Unii (jeżeli oczywiście wszystko pójdzie zgodnie z planem) lewica z pewnością zdyskontuje jako swój sukces. I spora część wyborców to „kupi”. Wiosną przyszłego roku można więc liczyć na euforię przypominającą nastroje po zakończeniu decydującego szczytu Unii w Kopenhadze. Dobry moment na przyspieszone wybory. Dobry tym bardziej, że centro-prawicowa opozycja ciągle jest niezborna, podzielona i bez wyraźnego lidera. „Unia Wolności” wegetuje na obrzeżach pozaparlamentarnej sceny politycznej, a „Platforma Obywatelska” niemal nie istnieje. Najlepiej jeszcze wypada „Prawo i Sprawiedliwość”, partia zajmująca ostatnio w sondażach drugie miejsce. Do zwycięstwa to jednak za mało. Na przyspieszonych wyborach zyskają najprawdopodobniej także populistyczne Liga Rodzin Polskich oraz Samoobrona, ale raczej też nie w sposób umożliwiający przejęcie władzy. W tej sytuacji SLD może spokojnie wygrać, utrzymując swój dotychczasowy stan posiadania. Dlatego pojawiające się ostatnio głosy niektórych opozycyjnych ugrupowań nalegające na przyspieszone wybory wydają mi się troszeczkę „asking for troubles”, napraszaniem się o kłopoty.

Korespondent Sekcji Polskiej BBC

opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama