Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (48/2003)
W czasach zalewu afer kryminalnych, które wyciekają jak z zepsutej rury z partii rządzącej, wydawało się, że grozi nam totalny bunt i sprzeciw wobec polityki, albo obojętność. Wybraliśmy, jak wiele na to wskazuje - to drugie. Nie ma - w podsłuchiwanych przeze mnie tu i ówdzie rozmowach takich żalów i pretensji wobec lewicy, jak to bywało wobec prawicy. Nie ma działań prokuratorskich na miarę czynów, co nie może zresztą dziwić, bo kruk krukowi...
Niewiele obrusza nas ton prezydenta, który zamiast stanąć zgodnie z prawem w roli obywatela i dać się przesłuchać przez komisję prawnie ustanowioną, by odsłonić swą ewentualną niewinność (a może i winę, kto to wie...), oferuje ironicznie usługi artystyczne. Mówiąc, że może zaśpiewać i zatańczyć. Otóż, od początku pierwszej kadencji bardziej niż popisy disco polo w wydaniu pana prezydenta interesowała mnie sfera jego uczciwości (choćby na poziomie nie zapomnianego poziomu wykształcenia...).
Podobnie zresztą zachowuje się świat europejski. Zadziwia swoją obojętnością i brakiem wrażliwości. W czasie, gdy prezydent Rosji objawił nie po raz pierwszy swoje zapędy totalitarne i dyktatorskie (aresztując najbogatszego biznesmena, który zdawał się wyrastać na konkurenta politycznego i łamiąc go), tenże prezydent zyskuje w premierze Włoch ambasadora, rzecznika i przyjaciela.
Przypominają się reakcje Europy i Ameryki wobec Czeczenii, która była "sprawą wewnętrzną Rosji" (choć na przykład analogiczne mordy Kurdów przez Saddama okazały się - co prawda po paru latach - sprawą Ameryki, która jest sumieniem politycznym świata...).
Putin ma przyjaciół zarówno w Berlusconim, w kanclerzu Niemiec, jak i wpływowych Amerykanach, jak choćby odwiecznym Henry'ym Kissingerem. Przyjaźń jest dla nich stanem emocjonalnym, który każe zapomnieć o wartościach, o prawdzie, o zasadach i kierować się wyłącznie koniunkturalizmem.
I właśnie w takim czasie, w którym można byłoby zwątpić o tym, czy jeszcze coś jest nas wstanie poruszyć i przejąć - okazuje się, że jest. Przynajmniej w naszym kochanym kraju, gdzie sumieniem narodu wstrząsnął film o uboju świń. No cóż, człowiek nie świnia...
opr. mg/mg