Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (15/2004)
Nadszedł kres wielkopostnych porządków, zarówno tych domowych, jak i duchowych. Kolejna polska Wielkanoc, a więc czas dzielenia się jajkiem i radosnego świętowania.
Jedni dzielą się wielkanocnym jajeczkiem, a inni - politycznie, karmiąc siebie i gawiedź iluzją, że wystarczy przemalować nieco barwy klubowe, aby pozbyć się współodpowiedzialności za sprawowanie nieudolnych rządów. Czy lud, zwłaszcza jego niepoprawnie lewicowa część, kupi ów pomysł? Sama nazwa nowego tworu - oby tylko nie „nowotworu"! - na scenie politycznej przywodzi nieszczególne skojarzenia historyczne. Czyżby Socjaldemokracja Polska, która ma aspiracje bycia partią autentycznie lewicową - czego nijak nie da się powiedzieć o SLD - nawiązywała do Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy? Pamiętamy, że pośród przywódców SDKPiL byli tacy „patrioci" jak Róża Luksemburg, głosząca, iż należy dążyć nie tyle do Polski niepodległej, ile - w ramach republiki rosyjskiej - do internacjonalistycznej Europy socjalistycznej. Cóż, urzeczywistnia się kolejny „euro-socjalistyczny" eksperyment, więc może grupa Borowskiego, przed wejściem do UE, wie, co robi?
Ale zostawmy politykę, aby nie zatruwać nastroju świątecznego. Szkoda tylko, że tempora mutantur sed nos mutamur in illis - czasy się zmieniają, a my zmieniamy się wraz z nimi. Jak to bowiem jest z polską Wielkanocą? Jeszcze ktoś maluje jajka, gdzieniegdzie pojawią się tradycyjne potrawy, a w poniedziałek wielkanocny ktoś kogoś skropi wodą. Ale to już chyba wszystko? Dobrze jeszcze, jeśli dni świąteczne upłyną na spotkaniach w gronie najbliższych, gorzej jeśli już tylko przed ekranem telewizora. Kto dziś wędruje po kościołach, aby tradycyjnie nawiedzić siedem Grobów Pańskich? Gdzie jeszcze można znaleźć dynguśników chadzających z przyśpiewkami po wielkanocnej kolędzie? Gdzie młodziaki z drewnianym kurkiem na wózku, albo dziewczęta - z gaikiem?
Wydawało się, że po latach przymusowej sowietyzacji odżyją spontanicznie polskie obyczaje, towarzyszące rozmaitym świętom. Tymczasem poddaliśmy się bezwolnie amerykanizacji życia i dziwacznym modom, obcym nam kulturowo, na jakieś tam „walentynki" czy pogańskie „Halloween". Strach pomyśleć, co pozostanie po pięknych polskich tradycjach i zwyczajach, jeśli teraz co niektórzy zaczną nas na siłę europeizować!
A mamy przecież zdumiewające dzieło Oskara Kolberga, etnografa, folklorysty i kompozytora, którego tytanicznej pracowitości i umiłowaniu ojczystej kultury zawdzięczamy gigantyczny zbiór ludoznawczy. Tylko co pozostało w poszczególnych regionach Polski z opisanych przez niego zwyczajów, pieśni, tańców, obrzędów, czy zabaw? Większość z nich związana była z rokiem liturgicznym i największymi świętami kościelnymi, a także cyklem życia człowieka, od kołyski aż po grób. I są także dzieła Bystronia, „Encyklopedie staropolskie" Brucknera i Glogera oraz kilka solidnych opracowań popularnych, przybliżających pochodzenie, historię i symbolikę bogatej obrzędowości polskiej. Kiedy, jeśli nie w przededniu anschlussu unijnego, należałoby otoczyć ją szczególną troską, aby ocalała od zapomnienia dla przyszłych pokoleń Polaków? W niej jest przecież zaklęty duch narodu i malowniczy świat polskich obyczajów, ukazujący, jak naszą kulturę ludową przeniknęła na wskroś tradycja chrześcijańska.
Z nadzieją, że pomimo wszystko uda się ją ocalić, dzielę się more maiorum - zwyczajem przodków -święconym jajkiem.
opr. mg/mg