Model za modelem

Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (16/2004)

Zepsułeś się i wiem, co zrobię, zamienię Ciebie na lepszy model" - czyż nie właśnie tak, za wokalistką Kasią Klich, nucą ostatnimi czasy lewicowi politycy dotychczasowym liderom swoich partii? A szczególnie tym, którzy wyjątkowo nieudolnym sprawowaniem rządów wpędzili gospodarkę w nie lada tarapaty, bijąc przy tym wszelkie rekordy niepopularności, a przy okazji kompromitując własne ugrupowania polityczne. Nie tylko przecież rozsypujący się Sojusz Lewicy uznał model typu „Miller" za zużyty i wyjątkowo nieprzydatny, poszukując na gwałt zmiennika. Również zanikająca Unia Pracy dąży usilnie do zastąpienia wicepremiera - typ znany wśród gawiedzi jako „Marco Polo", albo „Winnetou" -nowym modelem. Ale to nie takie proste, skoro na zmienników typowane są, niestety, modele dobrze znane, by nie powiedzieć wcześniej już mocno eksploatowane, a więc nieco już sfatygowane. Parafrazując znaną piosenkę lwowskich batiarów, chciałoby się zanucić: „model za modelem, za modelem model, a za tym modelem jeszcze jeden model...".

Tymczasem niezadowolenie społeczne rośnie. I jest to nie tylko problem naszych socjaldemokratów. Wystarczy popatrzeć na Niemcy i setki tysięcy demonstrantów żądających ustąpienia kanclerza Schroedera, który przestał już być liderem swojej partii. Niedawno odwiedził on Millera, zresztą nie po raz pierwszy, w jego domu na warszawskim Ursynowie. Dość dziwaczne obyczaje panują pośród socjaldemokratów, nieprawdaż? Dla jakiej przyczyny takie spotkania odbywają się nie w budynkach rządowych, lecz w prywatnych domach? Kto wie, może były lider SLD, zbierający się opieszale - niczym owa sójka za morze - do odejścia z urzędu premiera, chciał się na koniec pochwalić przed swym kamratem z socjaldemokracji niemieckiej okazałą willą? Cóż, dobrze wiadomo, iż wszelacy specjaliści od „wrażliwości społecznej" nadzwyczaj rozmiłowani są w luksusie. Chociaż jednak tramwajami nie jeżdżą ani w czworakach nie zamieszkują, bardzo chętnie deklarują - z minami pełnymi współczucia - swoje zrozumienie dla bezrobotnych, bezdomnych, wdów, sierot i samotnych matek. Tyle, że niewiele z owych deklaracji dla ludu wynika, poza pustymi sloganami, przywoływanymi tym częściej, im bliżej do terminu wyborów.

Ich zmartwienia nie są jednak naszymi, wręcz przeciwnie: można mieć tylko nadzieję, że epidemia będzie się rozszerzać wśród innych liderów „różowych" ugrupowań politycznych Starego Kontynentu. A gdyby tak jeszcze w Europie nastąpił wyraźny zwrot na prawo, to może i funkcjonowanie UE dałoby się nie tylko jakoś przeżyć, ale i przemodelować. Najlepiej z typu przypominającego aż nadto model sowiecki na bardziej zbliżony do amerykańskiego? Ech, każdemu wolno pomarzyć, choćby o Europie Ojczyzn...

Za to nasi południowi sąsiedzi westchnęli z tęsknoty za „komuną" i w drugiej turze, na własne życzenie, będą wybierać pomiędzy Mecziarem a jego dawnym towarzyszem partyjnym. Wbrew przewidywaniom odpadł bowiem Kuka, który wydawał się pewnym i bardzo pożądanym dla centroprawicowego rządu kandydatem na prezydenta. Choć Słowakom życzymy, oczywiście, jak najlepiej, w zaistniałej sytuacji możemy się spodziewać, iż niebawem zacznie się im odmieniać na gorsze. A wtedy, być może, przestaną wreszcie wygrywać z nami kolejne starania o inwestycje zagraniczne. Do tej pory bowiem słowacka Żylina ogrywała nas jak chciała!

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama