Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (22/2005)
Rezygnacja Włodzimierza Cimoszewicza z kandydowania w wyborach prezydenckich to cios dla obozu postkomunistycznej lewicy. Trudno się dziwić Cimoszewiczowi. To żaden zaszczyt firmować swoim nazwiskiem skompromitowane SLD, zaś poparcia szerszego bloku nie udało mu się pozyskać. Obecny marszałek Sejmu liczył na deklarację poparcia ze strony Partii Demokratycznej Władysława Frasyniuka. Politycy PD jednak, mimo skrętu w lewo, nie byli gotowi wejść do rydwanu wyborczego Sojuszu. Jak można podejrzewać, pięćdziesięcioczteroletni Cimoszewicz uznał więc, że ma jeszcze czas i lepiej poczekać na pojawienie się za parę lat nowej formacji lewicy. Obecny marszałek już raz zgodził się wystawić swe nazwisko w skazanej na klęskę kampanii prezydenckiej '90 roku. Teraz woli wrócić do swojej ulubionej Puszczy Białowieskiej i być rezerwowym autorytetem lewicy.
Ale odejście Cimoszewicza z wyborczej rozgrywki, to zniknięcie ostatniego polityka lewicy o stosunkowo czystej karcie. Na placu boju pozostaje więc Marek Borowski - lider SdPl. Ale może być on kojarzony pośrednio z epoką Millera. Ponadto jest on znienawidzony przez SLD jako zdrajca, który opuścił chyłkiem Sojusz. Na złość Borowskiemu stygnące SLD wystawi zapewne obecnego ministra obrony — Jerzego Szmajdzińskiego. Ale wizja trojga kandydatów lewicy - bo zgłasza się też Izabela Jaruga-Nowacka - to niemal pewność, że żaden z nich nie przejdzie do II tury.
Jakby tego wszystkiego było mało, dziennik postkomunistów „Trybuna" z zadziwiającym uporem lansuje na prezydenta postać profesora Adama Gierka. Ten mało wyróżniający się dotąd specjalista od metalurgii zawdzięcza swoją karierę niemal jedynie nazwisku swojego ojca. To na fali nostalgii do Edwarda Gierka wybrano go kiedyś na senatora z listy SLD, a potem na eurodeputowanego. Teraz Gierek ma zostać poparty przez wyborców, aby jak pisze „Trybuna", „obrócić w niwecz projekty historycznego odwetu". Ale elektorat aktywistów, wspominających ze łzą byłego szefa PZPR, nie wystarczy na pokonanie prawicy i pokazuje skalę zamętu, jaki zapanował w obozie postkomunistów.
Po kompromitacji rządów Millera i upadku autorytetu Aleksandra Kwaśniewskiego obóz lewicy przypomina polityczną pustynię. Okazało się, że wszyscy byli w coś zamieszani lub zdążyli się skompromitować. Jak w takiej sytuacji znaleźć atrakcyjnego kandydata na prezydenta?
Lewica ciężko zapracowała na sytuację, w której na tej pustyni zostało tylko dwóch mało porywających kandydatów - nudny Szmajdziński i kandydat nostalgii Adam Gierek. W tej sytuacji wielu wyborców lewicy, szczególnie tych młodszych, może po prostu w dzień wyborów zostać w domu, a przed wyborczymi urnami obejrzymy defiladę byłych ormowców, przodowników pracy i górników pamiętających przywileje z epoki towarzysza Edwarda.
opr. mg/mg