Kocia muzyka

Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (48/2005)

Nie wiem jak was, zacni utracjusze raju, ale mnie zaczyna już irytować to nieustanne biadolenie nad nowym rządem. Trudno zachować spokój, gdy np. jedna ze znanych dziennikarek wieści rychły początek... akcji antyinteligenckiej (?). Może, nieszczęsna, przysnęła w łatach schyłkowego Gomułki, skoro do tej pory nie potrafi zrezygnować z poetyki Marca 1968 r.? Nie ona jedna ma ten kłopot, bo co i rusz gdzieś słyszę albo czytam, że warto zastanowić się nad emigracją. Cóż, nie przypominam sobie, aby w chwili przejmowania władzy przez Leszka Millera ktoś z tych malkontentów zapowiadał, że czas wskakiwać na ponton dryfujący w kierunku Skandynawii. Teraz zaś zewsząd dochodzi „kocia muzyka", narzekanie i czarnowidztwo, jaki też ten rząd będzie beznadziejny.

Kto wie, czy za chwilę ekipie Marcinkiewicza nie będzie już wszystko jedno co o niej napiszą i powiedzą, skoro i tak z góry wiadomo, że nic im się nie uda i cokolwiek uczynią, spotka ich krytyka. To najlepszy dowód, jak bardzo w Polsce została zachwiana równowaga medialna. Ale niebawem może okazać się, że cała ta antypropaganda przyniesie skutki odwrotne do zamierzonych, bo ludzie są ostatnio coraz bardziej podejrzliwi wobec mediów. A wtedy popularność rządu może jeszcze wzrosnąć.

Najzabawniejsi są politycy PO, ciągle obrażeni po wyborach na rzeczywistość, niczym maluchy z przedszkola „Nadąsanego Gucia" na kolegów z grupy starszaków. Wygłaszają o swoich niedoszłych koalicjantach z PiS mnóstwo niemądrych opinii i coraz bardziej przypominają mi SLD sprzed czterech lat, który przez długi czas znęcał się nad rządem Buźka. Chociaż do entuzjastów AWS nigdy nie należałem, to im więcej „drogi Leszek" pastwił się nad nim, tym bardziej odżywały we mnie solidarnościowe resentymenty. Nic dziwnego, bo człek solidaryzuje się emocjonalnie zazwyczaj z tymi, których atakują, zwłaszcza gdy napastnicy zupełnie nie budzą zaufania.

Tak też się dzieje, gdy słyszę, jak niedoszły „premier z Krakowa" straszy nas państwem policyjnym, a niedoszły „prezydent z Kaszub" opowiada niedorzeczności o „moherowej koalicji". Popularności przez to zapewne nie zyska, bo obrażanie elektoratu jakiejkolwiek partii świadczy o braku klasy oraz nieudolności w kreowaniu własnego wizerunku. Myślę, że zawodowcy od marketingu politycznego będą musieli go nieco podszkolić, aby zapamiętał, że co przystoi publicystom, nie uchodzi politykom. Choć może nie warto, bo zachowuje się tak, jakby już sam przeczuwał, że mija ostatecznie jego pięć minut.

Za to premier Marcinkiewicz w swoim expose był elegancki i nikogo nie zaatakował, nawet rządu SLD, choć powodów miał aż nadto. Jego zawziętych krytyków chyba najbardziej zaskoczyło poparcie, które uzyskał od jedenastu organizacji biznesowych, o czym oznajmił p. Goliszewski, prezes Business Centre Club. Kto wie, może mu się powiedzie?

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama