Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (37/2006)
Wprawdzie o lipcowych upałach zdążyliśmy już zapomnieć, ale ukrop panujący na scenie politycznej nie ustępuje. Ostatnio np. zagotowało się po odejściu Władysława Bartoszewskiego z Rady Instytutu Spraw Międzynarodowych, z powodu braku reakcji MSZ i premiera po wcześniejszym wrzeniu, wywołanym osławionym „skrótem myślowym" likwidatora WSI. I chociaż, rzeczywiście, nazwiska wielu szefów MSZ pojawiały się wcześniej na rozmaitych listach peerelowskich agentów - a więc aktywnych w okresie, gdy Polska była sowieckim satelitą - to Macierewicz popełnił błąd. Bo człowiek zajmujący się służbami specjalnymi powinien milczeć, a przynajmniej nie mówić więcej niż trzeba. Fakt, że nie został odwołany, świadczy, jak ważna jest dla obecnej ekipy rządzącej przebudowa wojskowych służb specjalnych.
W tym powszechnym wrzeniu trudno jednak zrozumieć, dlaczego nie zagotowało się w mediach po liście skierowanym do premiera przez pp. Gwiazdów, Annę Walentynowicz i Krzysztofa Wyszkowskiego, którzy apelowali, aby nie ulegał nagonce na Macierewicza? Miałoby to oznaczać, że niektóre „newsy" nadal opłaca się przemilczeć..?
Za to nie przestaje się gotować po artykule „Życia Warszawy" o kilkuletnich negocjacjach Jacka Kuronia z bezpieką. Adam Michnik nazwał to draństwem - nie negocjacje z SB, lecz ujawnienie tego faktu, zaś nieoceniony Lech Wałęsa oświadczył, że osobiście upoważnił Kuronia i grupę innych osób do prowadzenia takich rozmów. Dziwne, skoro Władysław Frasyniuk powiedział w TVN 24, że Wałęsa nie powinien tak mówić, bo... żadnych negocjacji nie było! Wałęsa zaliczył do grona „negocjatorów" również braci Kaczyńskich, ale Kancelaria Prezydenta i rzecznik rządu stanowczo zaprzeczyli.
Choć domyślam się, komu jesteście skłonni dać wiarę, zacni utracjusze raju, zapytam: czy jest to plugawienie legend opozycji, zrzucanie im aureoli znad głów i strącanie z cokołów? Bo w takim tonie komentują ów artykuł media, powołując się na „kontekst polityczny". A może - zamiast się oburzać - lepiej byłoby przyklasnąć, że wreszcie będziemy wiedzieli, w jaki sposób uprawiano politykę w końcu lat osiemdziesiątych? Szkoda, że materiał IPN trafił do mediów tuż przed przyjęciem ustawy lustracyjnej, ale stało się. Może więc należy cieszyć się, że wreszcie wiemy, jak liderzy opozycji uprawiali politykę w tamtych czasach.
opr. mg/mg