Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (36/2007)
Konferencja prasowa prokuratury była swoistym majstersztykiem, a ręce same składały się do oklasków. Okazało się, że Kaczmarek to zwyczajny matacz, bezczelnie okłamujący organy sprawiedliwości. Pocieszające zaś jest to, że mamy wreszcie ekipę rządową, która potrafi dokonać publicznie bolesnego samooczyszczenia.
A swoją drogą, to zdumiewające, że cała ta wcześniejsza histeria opozycji i mediów oparta była o słowa miłośnika „prawdy inaczej". Czegóż to nie mówiono! Namnożyło się „sprawiedliwych", którzy usiłowali przekonać nas, że PiS niczym nie różni się od poprzednich aferzystów, a prokuratura została upolityczniona. Ziobro działał niezgodnie z prawem - mówił zarozumiały, jak zwykle, Ryszard Kalisz. Słyszeliśmy też o państwie totalitarnym, metodach sowieckich, Berezie Kartuskiej, gangsterach politycznych, czasach stalinowskich i polskiej aferze Watergate. Poseł Gadzinowski, ten od Urbana, przebąkiwał coś o podobieństwie do „putinowskiej walki z oligarchami", Michnik pisał o „pełzającym zamachu stanu", zaś Wałęsa - powiedział, co wiedział - że to „ucznie Stalina".
Znaj proporcje, mocium panie! -chciałoby się odrzec tym wszystkim mędrcom. A zwłaszcza Kwaśniewskiemu, który z zatroskaną miną prawił coś o Białorusi. Czyżby sądził, że zapomnieliśmy o liderach opolskiego SLD, którzy siedzą teraz za kratkami, albo o aferze starachowickiej? I o tym, jak lewica kryła wówczas swoich ludzi, a kiedy już doszło do ich skazania, on sam - na zwieńczenie swej prezydentury - ułaskawił towarzysza Sobotkę? Śmieszą więc jego wywody o konieczności powołania komisji śledczej, bo przecież kiedy sam miał stanąć przed taką komisją, obwieścił, że może nawet zaśpiewać i zatańczyć, a potem wymigał się przed przesłuchaniem. Cóż, prezydent Kaczyński ponosi polityczną odpowiedzialność za wyniesienie na szczyty władzy tych wszystkich Kaczmarków i Kornatowskich. Wynika z tego, że ma nie najlepszą rękę do nominacji kadrowych. Paradoksem jest i to, że właśnie w ekipie rządzącej ujawnił się układ, o którym tyle mówili wcześniej bracia Kaczyńscy. Choć kpiny, których nie brak, są raczej nie na miejscu. Bo czymże innym są te wszystkie „układy", jeśli nie realnie istniejącymi grupami interesu, wpływającymi pasożytniczo na rządy, poza oficjalnymi procedurami?
opr. mg/mg