Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (39/2007)
Kampania wyborcza ruszyła pełną parą. Dla katolika udział w wyborach jest wyrazem konkretyzacji wiary. Nie powinniśmy zamykać jej w kruchcie kościoła, bo stanowi ona nasz sposób życia we wszystkich wymiarach. Spotykam czasami ludzi, którzy twierdzą, że nie wezmą udziału w wyborach, ponieważ nie znajdują kandydatów, na których chcieliby oddać swój glos. To prawda, że w przeszłości niektórzy nas zawiedli, ale trzeba pamiętać, że na świecie nie ma idealnych polityków. Nikt nie zapewni nam trwałego szczęścia na ziemi. Można poprzeć tych, którzy najbardziej odpowiadają naszym przekonaniom. W kilkudziesięciomilionowym narodzie takich ludzi nie brakuje.
Idąc do wyborów, warto spytać, w jakim stopniu zrealizowali swoje obietnice ci, na których głosowaliśmy ostatnim razem. Słyszymy znowu wiele deklaracji padających z różnych stron. Niektóre media katolickie głośno oświadczyły, że nie będą prowadziły agitacji na rzecz żadnej z partii startujących w wyścigu do parlamentu. To słuszna decyzja, ponieważ Kościół nie powinien być utożsamiany z żadnym ugrupowaniem, a szczególnie nie powinien wikłać się w układy z politykami o wątpliwej reputacji moralnej. To prowadzi do utraty wiarygodności i rodzi niepotrzebne podziały. Kościół nie może również zgodzić się na instrumentalne traktowanie przez tych polityków, którzy chcieliby posłużyć się nim dla wzmocnienia swojej pozycji. Ludzie ubiegający się o władzę powinni działać w swoim imieniu oraz przekonywać wyborców siłą argumentów swoich programów. Pewnie wkrótce poznamy ich szczegóły.
Na razie jesteśmy świadkami różnych transferów z partii do partii. Tworzą się listy wyborcze z nazwiskami, których nigdy wcześniej nie zestawilibyśmy razem. To pokazuje, że dążenie do władzy lub jej utrzymanie staje się celem samym w sobie. Wzajemne podbieranie sobie różnych osób przypomina obrazki z piaskownicy, w której dzieciaki zabierają sobie wzajemnie zabawki, krzycząc przy tym ze wszystkich sił: to moje, nie rusz!
Przy okazji ostatniej wizyty w Polsce kard. Tarcisio Bertone, watykański sekretarz stanu, powiedział w swoim wystąpieniu w Krakowie, że „kto chce pełnić autentyczną służbę na polu polityki, musi być gotowy pójść pod prąd". Myślę, że także pod prąd swoim uprzedzeniom, grupowym i partyjnym korzyściom, a nade wszystko powinien opowiedzieć się za sprawiedliwością i prawdą, nawet wbrew opinii większości. Na takich ludzi warto głosować.
opr. mg/mg