Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (5/2008)
Chyba już dawno w takim napięciu nie wsłuchiwaliśmy się w informacje napływające z giełd światowych. Sytuacja na rynkach papierów wartościowych budzi ostatnio sporo emocji i niejeden zastanawia się, czy jest to już zwiastun nadchodzącego krachu. A może to tylko przejściowe załamanie, bessa po czterech latach hossy?
Ktoś powiedział, że giełda jest miejscem testowania przyszłości, stąd swoiste napięcie pomiędzy dowartościowaniem a przewartościowaniem, czy może raczej między strachem a chciwością. Ilekroć następuje przesilenie w jedną albo drugą stronę, tylekroć musi w końcu nastąpić korekta. A George Soros, ekstramacher od spekulacji finansowych - który swego czasu złamał Bank Anglii, walcząc z funtem szterlingiem, zaś ostatnimi czasy walczył głównie z prezydentem Bushem - prorokuje, że na 50 procent czeka nas największy krach od zakończenia ostatniej wojny. Większość analityków nie jest jednak w tej kwestii zgodna; zdają się przeważać głosy uspokojenia, tłumiące emocje.
A mamy ich w Polsce ostatnio nazbyt wiele. Wystarczy przypomnieć choćby dyskusje o minie prezydenta podczas Rady Gabinetowej, która nie wiadomo po co właściwie została zwołana. Nawet gdyby premier w tym czasie robił zeza, a prezydent nadymał policzki, co to nas, zacni utracjusze raju, obchodzi? Chyba że miałby to być gombrowiczowski pojedynek na miny: kto kogo przestraszy. Przestrogą powinien być los owego błazna, który pokazał królowi figę, a monarcha skazał go za... zdradę tajemnicy państwowej!
Odnosi się wrażenie, że w sporze pomiędzy pałacami - tzw. mniejszym i większym - zaczyna brakować zwyczajnej kindersztuby. Bo sam spór niechaj trwa, skoro premier i prezydent różnią się politycznie, ale dlaczego tak wiele w nim emocji, a tak mało treści? Polityka jest przecież nie tyle grą sentymentów, ile raczej interesów. Wolałbym więc, aby toczyły się spory w sprawach realnych, istotnych dla Polski. Tymczasem jesteśmy świadkami wymiany uszczypliwości, a Tusk zamiast próby dialogu idzie z prezydentem na udry. Świadczy o tym i sposób powołania szefów specsłużb, i fakt, że nie poinformował prezydenta o planach zwiększenia polskiej misji w Afganistanie. Taki z niego zapominalski?
Nad emocjami próbowano za to zapanować podczas niedawnej debaty o naprawie służby zdrowia, czyli „białego szczytu". Miejmy nadzieję, że nie była to tylko symulacja działania, co zauważyła m.in. p. Ochman z „Solidarności", pytając premiera nie o posunięcia doraźne, lecz o rozwiązania systemowe. Wszyscy bowiem raz jeszcze usiłowali zdiagnozować złą sytuację, a konkretnych propozycji zabrakło. Ale może debata miała przede wszystkim znaczenie terapeutyczne, aby wyciszyć emocje? Szkoda tylko, że nie było reprezentacji pacjentów. Czyli - nikt nas nie pyta o zdanie.
opr. mg/mg