Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (13/2008)
1 kwietnia przyszli na świat Hugo Kołłątaj, Józef Mackiewicz, Siergiej Rachmaninow i Otto von Bismarck. A także, jak powszechnie niegdyś sądzono, Judasz. To taki primaaprilisowy „święty". Znane porzekadło przestrzega w tym dniu przed łatwowiernością, bo rozmaite psoty, a także niestworzone historyjki, mogą nas zwieść i łatwo się pomylić.
Skąd wziął się ów obyczaj, dokładnie nie wiadomo, choć łacińska nazwa zdaje się wskazywać na Rzym. Rozpowszechnił się w krajach zachodniej Europy, a u nas musiał być znany już w XVI w, skoro Wacław Potocki pisał: „Prima aprilis; albo najpierwszy dzień kwietnia / Do rozmaitych żartów moda staroletnia / Niejeden się nabiega, nacieszy, zasmęci / Po próżnicy, przeto go zawsze mieć w pamięci". Początkowo jednak praktykowany bywał tylko w kręgach szlacheckich, a także pośród młodziaków. W 1747 r. ukazała się kilkustronicowa broszurka „Kurier Wszędziebylski z oficyny Figiel Baja uniwersalnego nominarza wyprawiony", zawierająca propozycje rozmaitych żartów primaaprilisowych. Zaś nad Sekwaną do dziś nazywają owe psikusy „kwietniowymi rybami", ponieważ o tej właśnie porze słońce wchodzi w zodiakalny znak Ryb. Mnie jednak najbardziej przypadła do gustu swojska nazwa „zwodzijaszek", bo to przecież dzień zwodzenia bliźnich.
Ludziska miewają rozmaite poczucie humoru, toteż żarty bywają i lepsze, i gorsze. Póki się jednak wszyscy dobrze bawią, nic złego się nie dzieje. Przed kilku laty 1 kwietnia była niedziela, więc w niektórych parafiach kapłani robili - sobie nawzajem i swoim parafianom - rozmaite figle, niekiedy podczas ogłoszeń parafialnych. I tak np. w jednym z sandomierskich kościołów ksiądz zwrócił się do parafian z prośbą, aby starannie wycierali buty wychodząc z kościoła, bo piasek z posadzki jest poświęcony i nie powinien być roznoszony po całym osiedlu. Natomiast tych, którzy mają zwyczaj przyklękania tylko na lewym kolanie, poprosił, aby zaczęli klękać na oba albo - dla odmiany - tylko na prawym, bo posadzka w kościele z lewej strony jest coraz bardziej wytarta.
Zdarza się jednak, że żart sprawia uciechę tylko figlarzowi, który go wymyślił, podczas gdy inni czują się zażenowani, a czasem nawet ośmieszeni. Ten i ów nadrabia wówczas miną, bo nie chce uchodzić w oczach bliźnich za „mamuta", ale wcale mu nie do śmiechu. Żartujmy więc, zacni utracjusze raju, ale raczej unikajmy polowania na przysłowiowych „jeleni".
Przyznam, że sam nie zamierzam tym razem nikomu mydlić oczu; dawniej powiedziano by raczej: nie będę nikomu wcierał mydła w oczy. A to dlatego, bo - jak ktoś kiedyś powiedział - w naszych zakłamanych czasach autentyczną wesołość mogłoby wywołać jedynie mówienie 1 kwietnia samej prawdy. O tak, wtedy byłoby wesoło, zwłaszcza, gdyby to musieli czynić politycy.
opr. mg/mg