Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (34/2008)
Nad Rzym co roku w połowie sierpnia nadciągają burze. Znaczą przełom, po którym powietrze staje się lżejsze i powoli kończą się najgorsze upały. W tym roku było inaczej.
Burze meteorologiczne uprzedziła burza polityczno-medialna, którą udało się wywołać najpoczytniejszemu we Włoszech pismu katolickiemu. Od kilku już tygodni „Famiglia Cristiana" bez opamiętania przywala obecnemu rządowi. Krytykuje go w zasadzie niemal za wszystko, począwszy od walki z przestępczością, przez zwiększanie kompetencji władz regionalnych, a skończywszy na odziedziczonej po poprzednim gabinecie zapaści gospodarczej. Wali na oślep i co ważne czyni to w artykułach redakcyjnych, dając jasno do zrozumienia, że taka jest właśnie linia pisma.
W ostatnim numerze należące do paulistów pismo posunęło się chyba za daleko, bo we Włoszech naprawdę zawrzało. Tym razem, krytykując Berlusconiego, katolicki tygodnik straszył czytelnika faszyzmem, a wstępniak opatrzył zdjęciem z warszawskiego getta. W zasadzie nie było w tym nic oryginalnego, bo już przed miesiącem Wspólnota św. Idziego porównywała gabinet Berlusconiego do rządu marszałka Petaina. O ile wtedy połajankami dość upolitycznionej - czy jak chcą jej członkowie „socjalnie orientowanej" - wspólnoty, nikt się poważnie nie przejmował, o tyle tym razem miarka się przebrała i w mediach posypały się gromy oburzenia. W komunistycznych dziennikach oberwało się nawet opozycji za to, że w krytyce rządu nie nadąża za katolikami. Sytuacja stała się na tyle poważna, że potrzebna była interwencja Stolicy Apostolskiej, która oświadczyła po prostu, że „Famiglia Cristiana" w swej krytyce wobec rządu i innych polityków nie wyraża stanowiska Kościoła.
Włoski kryzys, bliźniaczo podobny do polskich problemów z „Tygodnikiem Powszechnym" i Radiem Maryja, katolickimi mediami o wyraźnej orientacji politycznej, pokazuje, że rozdział Kościoła od polityki, jaki chciał wprowadzić Sobór Watykański II, w praktyce nie został jeszcze dość dobrze dopracowany. Stąd pojawiające się od czasu do czasu zgrzyty. Czasami można się pytać, po co pauliści czy redemptoryści wtrącają się w nie swoje sprawy, skoro Sobór zostawił je świeckim? Innym z kolei razem długo trzeba czekać, by Kościół wreszcie się odezwał, jak w czasie wojny w Gruzji, kiedy, z tego co wiem, jedynie czescy biskupi nazwali rzecz po imieniu, oświadczając, że „interwencja rosyjskiej armii jest faktyczną inwazją i pokazowym użyciem siły".
opr. mg/mg