Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" 36/2008
Od igrzysk w Pekinie upłynęło już trochę czasu, ale dyskusje poolimpijskie nie milkną. Przebija z nich gorycz, bo osiągnięcia naszej reprezentacji były skromne. Czy może raczej nadreprezentacji, zważywszy na proporcje między liczbą uczestników a liczbą zdobytych medali. Znowu mówi się więc o konieczności przeprowadzenia w polskim sporcie głębokich zmian systemowych i strukturalnych, ale czy starzy działacze dopuszczą do jakichkolwiek zmian w tej zbiurokratyzowanej machinie trwonienia budżetowych pieniędzy? Spodziewajmy się więc, że za kilka tygodni dyskusje przycichną, a odżyją dopiero... za cztery lata, kiedy olimpijczycy powrócą z Londynu. Duszpasterz polskich sportowców arbitralnie przyznał im jedenasty medal olimpijski za świadectwo wiary i liczne uczestnictwo w niedzielnych Mszach św. Co jednak nie znaczy, że w 2012 r. mamy prawo oczekiwać cudów. Bo choć cuda również w naszych czasach się zdarzają - wbrew porzekadłu głoszącemu, że cudów nie ma - zamiast liczyć na to, że się nam przytrafią, lepiej zakasać rękawy i wziąć się do ciężkiej, acz sensownej pracy.
Choćby takiej, jakiej podjęła się dyplomacja polska, doprowadzając wreszcie do podpisania porozumienia z USA w sprawie budowy tarczy antyrakietowej, przechwytującej pociski balistyczne. Wiążąc się strategicznie z najpotężniejszym mocarstwem świata, zbaczamy nieco z kursu prounijnego oraz osi Paryż - Berlin. I bardzo dobrze, bo u progu kolejnej rocznicy wybuchu drugiej wojny światowej nie zapominamy, ile warte były gwarancje naszych europejskich sojuszników z tamtych lat. Z historii warto wyciągać wnioski, abyśmy - gdyby, nie daj Boże, przyszło co do czego - nie musieli znowu wysłuchiwać, że układy układami, ale za Gdańsk nikt nie będzie umierać. Wzmacniając się militarnie budzimy, oczywiście, niechęć Moskwy, która - po serii pogróżek - zdążyła już przetestować rakietę zdolną do przełamania elementów owej tarczy. Najlepiej, rzecz jasna, gdybyśmy nigdy nie musieli przekonywać się na własnej skórze o skuteczności tych wszystkich nowinek techniki militarnej.
Na razie Rosja, przywołując precedens Kosowa, uznała niepodległość Osetii Południowej i Abchazji. Prezydent Kaczyński nadal angażuje się w organizowanie jednolitego stanowiska „pribałtyki" - co po ratyfikacji traktatu lizbońskiego byłoby wykluczone - przywódcy UE demonstrują niezadowolenie, zaś prezydent Miedwiediew zachęca do pragmatyzmu, czyli pogodzenia się z rzeczywistością. Czy dowodów takiego pragmatyzmu nie daje kanclerz Merkel? Partnerstwo strategiczne Moskwa - Berlin ma się całkiem dobrze, a jego ucieleśnieniem jest umowa ws. budowy gazociągu północnego, przypominająca pakt Ribbentrop-Mołotow. Gdyby, mimo wszystko, ta rura pod dnem Bałtyku nie powstała, to byłby dopiero cud!
opr. mg/mg