Cotygodniowy felieton z Przewodnika Katolickiego (48/2008)
Rocznica rządów ekipy premiera Tuska upłynęła w atmosferze samochwalstwa, jakby to było pasmo niezwykłych sukcesów. Z kolei opozycja uznała miniony rok rządów za wielką PO-rażkę. W związku z tym szumne zapowiedzi o rychłym zawieszeniu broni między „platformersami" a „pisiakami" okazały się tylko pobożnym życzeniem. Ale czy powinniśmy się temu dziwić, zacni utracjusze raju, skoro trwający konflikt pozwala obu partiom na niemal całkowite zdominowanie sceny politycznej? Pozostaje bowiem na niej jeszcze tylko wyciszone - bo nasycone stanowiskami rządowymi - PSL oraz rozsypujący się i dlatego coraz bardziej kanapowy SLD. Ci ostatni, pod rządami wojowniczego do niedawna Napieralskiego, wyraźnie ostatnio złagodnieli, ponieważ nie za bardzo potrafią funkcjonować jako opozycja. I dlatego nawet pożegnanie Rakowskiego, ostatniego I sekretarza PZPR, wyglądało jak ronienie łez nad bezideowością towarzyszy, którzy coraz bardziej boją się własnej lewicowości.
Ale oprócz rocznic przeżywamy także Rocznice. W Wielkopolsce już od Święta Niepodległości odliczamy dni dzielące nas od obchodów 90. rocznicy pamiętnego zrywu niepodległościowego. Sejm i Senat mają z tej okazji ogłosić uchwałę, a nam pozostaje nadzieja, że Powstanie Wielkopolskie zyska kiedyś w świadomości wszystkich Polaków rangę nie mniejszą od Powstania Warszawskiego. Choćby z tego powodu, że było jedynym takim polskim czynem zbrojnym zakończonym sukcesem: Wielkopolska została przyłączona do odradzającej się Rzeczypospolitej dopiero po zwycięskim powstaniu.
Tymczasem prezydent Kaczyński udał się do Kijowa, aby wziąć udział w obchodach 75. rocznicy Wielkiego Głodu. Zginęło wówczas 3,5 do 7 milionów ludzi, przede wszystkim chłopów; nie tylko Ukraińców, również Rosjan, Kazachów i Polaków. Prezydent Juszczenko oczekuje, że ONZ wyda rezolucję, w której uzna Wielki Głód za sowieckie ludobójstwo. Czy to jednak realne? Wiadomo przecież nie od dziś, że ONZ - podobnie zresztą, jak Unia Europejska - drży z obawy przed pogorszeniem stosunków z Kremlem. Udział polskiego prezydenta wywołał wiele głosów krytycznych, zwłaszcza ze strony rozgoryczonych Kresowian i kombatantów. A to dlatego, że w lipcu uchylił się on od udziału w obchodach 65. rocznicy rzezi wołyńskiej, kiedy - pod hasłem „śmierć Lachom" - nacjonaliści ukraińscy wymordowali z wyjątkowym okrucieństwem blisko 100 tysięcy Polaków.
Młode państwo ukraińskie jest obecnie dla nas największym sąsiadem i strategicznym partnerem, toteż obecność prezydenta w Kijowie miała swoją wymowę. Ale troska o bieżące i przyszłe relacje z Ukrainą nie może oznaczać niepamięci o ofiarach zbrodni na Wołyniu. Bo pojednania i współpracy nie da się budować na przemilczeniach, które zakłamują przeszłość.
opr. mg/mg