Poczobut

Ogromny wpływ na wychowanie młodych ludzi może mieć patron prawdziwy, a takim na pewno jest Romuald Traugutt, od ponad stu lat przewodzący harcerzom warszawskiej „Czarnej Jedynki” – przekonuje felietonista Opoki, Piotr Semka. Siła idealizmu nie rzuca się w oczy, ale potrafi być sto razy silniejsza niż tak wychwalany niekiedy realizm polityczny.

Niedawno obchodziliśmy okrągłą 80-tą rocznicę Powstania Warszawskiego, a 6 sierpnia mija inna ważna data. 160 lat temu na terenie Cytadeli Warszawskiej stracono Romualda Traugutta, ostatniego przywódcę Powstania Styczniowego. Z tej okazji wybitny publicysta katolicki Paweł Milcarek przypomniał swoje przemówienie, które w 2011 roku wygłosił z okazji stulecia powstania drużyny harcerskiej im. Romualda Traugutta, zwanej „Czarną Jedynką”. Droga rozwoju Milcarka jako publicysty i myśliciela katolickiego zawsze nawiązywała do symbolu wielkiej ofiary Romualda Traugutta. Już w chwili śmierci dyktator powstania traktowany był jak ktoś wyjątkowy.

„Na chwilę przed swoją śmiercią na szubienicy Traugutt zdjął okulary i odrzucił je, już mu niepotrzebne. Okulary te mają swoją dalszą historię – zostały podniesione jak relikwia, przekazywano je sobie potem jak jedną ze świętości, wędrowały po świecie”. Gdy czytam te słowa myślę sobie, jak fascynujący mógłby być film o historii całego łańcucha ludzi, którzy traktowali ten niewielki przedmiot należący do Traugutta niczym świętość.

Jeśli na tle innych bohaterów Traugutt jaśnieje tak mocno i wywarł tak ogromny wpływ na wielu harcerzy warszawskiej drużyny to dlatego, że wybrał logikę służby, a nie logikę układania się z przejmującą siłą rosyjskiej okupacji. I to pokazuje, jak ogromny wpływ na wychowanie młodych ludzi może mieć patron prawdziwy.

Paweł Milcarek pisze: „Oficjalni patroni dzielą się na niegodnych, karłowatych i prawdziwych. Niegodnych zwykle się narzuca – i bywało, że w naszych szkołach (w epoce PRL – przyp. aut.) mieliśmy takich «patronów», których się czuło jak but postawiony na karku leżącego. Są też patroni karłowaci, czyli tacy których ludzie sobie wybierają ze świadomością ich przeciętności czy wręcz bylejakości – po to, żeby nie musieć ani czcić, ani szanować takiego patrona, traktowanego wyłącznie jako ktoś taki sam jak my. Inaczej jest z patronami prawdziwymi: tych przyjmujemy w kulcie swoistej odwagi, zestawiając nasze życie z ich bohaterstwem. Do takiego patrona idzie się «pod górę» – po przykład, po świadectwo, po naukę”.  

Tak jest z Romualdem Trauguttem, który od początku nieprzerwanie jest patronem „Czarnej Jedynki”, przez sto lat jej historii. Ówczesny namiestnik carski w Warszawie Mikołaj Berg pozostawił po sobie zapiski, w których znaleźć można zaskakujący zapis wskazujący na to, że zachowanie Traugutta zrobiło wrażenie nawet na nim, ślepym wykonawcy brutalnej polityki represji na terenie Królestwa Polskiego. Berg zapisał, że Traugutt zachowywał się w swych ostatnich chwilach z wyjątkowym opanowaniem. Postawiony pod szubienicą w ostatniej chwili złożył ręce i wzniósł oczy do nieba – i w tej pozycji zastygł także wtedy, gdy go powieszono. To zachowanie skłaniało i skłania do supozycji, że warto by rozważyć proces beatyfikacyjny. Nie wiem, czy ta propozycja ma jakieś szanse realizacji, ale linia myślenia podjęta przez Pawła Milcarka przypomina magnetyczną siłę męczeństwa, które oddziałuje na wielu ludzi po dziesiątkach lat i uruchamia w ich duszach jakieś pozytywne procesy. My katolicy wiemy to bardzo dobrze z racji kultu męczenników, towarzyszącego naszej wierze od samych początków.

I to nie przypadek, że ludzie których irytuje chrześcijaństwo wciąż wracają do pytania o sens tych ofiar.

Ostatnio taką próbą wypaczenia intelektualnego sensu martyrologii był film Martina Scorsese „Milczenie”, który gloryfikował bohatera jezuitę działającego w Japonii w okresie prześladowania chrześcijaństwa. Film sugerował, że jego zaprzaństwo było rozsądniejszym wyborem niż droga zaakceptowania kaźni przez jego współbraci. Tyle że film „Milczenie” przejdzie do historii kina raczej jako ciekawostka. Martin Scorsese zapewne nikogo lub prawie nikogo nie skłonił tym filmem do odmienienia swego życia. Jeśli już, film ten był raczej alibi dla iluś konformistów, którzy znaleźli w nim potwierdzenie, że zrobili mądrze, nie idąc za swymi wcześniejszymi ideałami.

Co innego postać Romualda Traugutta. Jeśli spojrzymy na dzieje warszawskiej pierwszej drużyny harcerskiej, to zobaczymy, że wyłoniła ona z siebie całą generację opozycjonistów, którzy rzucili wyzwanie PRL. I to, że nie pękli na przesłuchaniach, że nie dali się zastraszyć tajniakom, że odrzucali z pogardą podsuwane propozycje zostania współpracownikami SB mogło być efektem chęci bycia godnym tradycji ostatniego przywódcy Powstania Styczniowego.

Przemówienie Milcarka skojarzyło mi się z wcześniejszą, kolejną rocznicową odsłoną sporu o sens Powstania Warszawskiego. Gdyby nasi przodkowie odwołali godzinę „W”, to może ocalałaby Warszawa, może iluś młodych akowców by przetrwało. Ale ostatnią wojnę przetrwała też czeska Praga. Ale w parę lat po wojnie została totalnie skomunizowana, a przykłady oporu przeciwko komunizmowi były w tym mieście nieporównanie słabsze niż w zburzonej Warszawie.

Siła idealizmu nie rzuca się w oczy, ale potrafi być sto razy silniejsza w perspektywie kolejnych dekad niż tak wychwalany niekiedy realizm polityczny. Bo człowiek dąży do tego co szlachetne, godne i wyjątkowe.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama