Co Paweł Kowal miał na myśli, sugerując, że brak istnienia państwa ukraińskiego w czasie wojny zwalnia od odpowiedzialności dzisiejszą Ukrainę od odniesienia się do tragedii sprzed ponad 80 lat? Przecież państwo ukraińskie przyznaje się do tradycji Ukraińskiej Powstańczej Armii i uhonorowało jej weteranów statusem kombatanckim – pisze felietonista Opoki Piotr Semka.
Przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych sejmu, poseł Paweł Kowal z PO udzielił wywiadu portalowi Interia. W rozmowie padło parę bulwersujących tez dotyczących zaszłości historycznych między Polakami i Ukraińcami z lat II wojny światowej. Wiele z nich zaszokowało sporą część opinii publicznej.
Zacznijmy od pierwszego cytatu: „ Przyjaźnię się z Ukraińcami i często im mówię: za dużo tego. Tak się nie da, bo uważamy, że rzeź wołyńska była ludobójstwem. To kategoria prawna. Rzecz w tym, że państwo ukraińskie nie ma z tym za wiele wspólnego bo nie istniało. Może trzeba to wyjaśnić jeszcze raz Polakom, którzy nie mają tego właściwie ułożonego?”
Co polityk Platformy miał na myśli, sugerując, że brak istnienia państwa ukraińskiego w czasie wojny zwalnia od odpowiedzialności dzisiejszą Ukrainę od odniesienia się do tragedii sprzed ponad 80 lat? Przecież państwo ukraińskie przyznaje się do tradycji Ukraińskiej Powstańczej Armii i uhonorowało jej weteranów statusem kombatanckim. Wielu przywódców UPA zyskało oficjalny status Bohaterów Ukrainy.
Co z tego, że nie było wcześniej państwa ukraińskiego. Jeden z internautów kąśliwie wskazał, że na podobnej zasadzie można by twierdzić, że Nobel dla Sienkiewicza w XIX wieku nie był nagrodą dla Polaka ale dla obywatela Rosji bo takie w XIX wieku obywatelstwo miał autor Trylogii. Po co zasłużony skądinąd w dialogu z Ukraińcami poseł używa tak karkołomnych tez na dodatek przyjmując jeszcze mentorski ton, że: „trzeba to jeszcze wyjaśnić Polakom, którzy nie mają tego właściwie ułożonego”. Kolejna bulwersująca teza z wywiadu Pawła Kowala to opinia, że rzeź wołyńska, to zbrodnia która dokonana została przez obywateli polskich na innych polskich obywatelach.
I dalej: „Jedni byli narodowości ukraińskiej, drudzy polskiej. Nie uznajemy zmiany tej granicy, której dokonano w 1939 roku. To była część Polski pod okupacją niemiecką lub nieformalną okupacją sowiecką”. Tyle Kowal.
Aż prosi się o małą salonową uwagę: co ma piernik do wiatraka? Przecież bojownicy UPA, którzy zazwyczaj wcześniej kolaborowali z Niemcami, a potem przystąpili do mordów na polskiej ludności w oczywisty sposób złamali swoją lojalność wobec państwa polskiego. Przypominanie że formalnie w czasie wojny byli obywatelami RP – nie ma żadnego sensu. To tak jakby opowiadać o zbrodniach niemieckiego Selbschutzu złożonego z przedstawicieli niemieckiej nazistowskiej piątej kolumny, która mordowała polskich patriotów we wrześniu 1939 roku na terenie Pomorza i Wielkopolski jako polskich obywateli zabijających innych polskich obywateli?
I wreszcie trzeci cytat: „Dogadać się (z Ukraińcami – przyp. aut.) można się jedynie na ekshumacje i oznaczenie grobów. Jeżeli Ukraińcy uznają, że nie jest to dla nich ważna rzecz, trzeba poczekać aż zmienią zdanie. Przecież nie będziemy działać na siłę. Jeżeli ktoś ma pomysł żeby co drugą ulicę na Ukrainie nazwać Arterią Romana Szuchewycza (jednego z przywódców UPA) niech to zrobi. To nie jest powód do najeżdżania Ukrainy, prawda?”
I znów można zadać pytanie. A niby kto mówi o najeżdżaniu Ukrainy w ramach jakiegoś odwetu za odwlekanie kwestii godziwego pochówku polskich ofiar na Wołyniu?
Po co używać tak demagogicznego chwytu retorycznego.
Dialog dotyczący przyszłości polsko-ukraińskiej jest i tak niełatwy. Nie ma co obciążać go dodatkowo bardzo ryzykownymi figurami retorycznymi, które muszą być bolesne dla ludzi kultywujących pamięć o ofiarach ostatniej wojny. A jeśli robi to szef Komisji Spraw Zagranicznych polskiego sejmu to sprawa jest w dwójnasób drastyczna. Paweł Kowal zajmuje się dialogiem z Ukrainą od ponad dwóch dekad. Skąd u niego takie nagłe zobojętnienie na drażliwość tematu?