Już najwyższy czas pomyśleć o współpracy Kościoła z kancelariami prawnymi, ponieważ ofiary nagonki nie mają siły się same bronić
Wydarzenia związane z otrzęsinami w szkole w Lubinie nie są tylko incydentem, o którym możemy już zapomnieć. Mówią nam bardzo dużo o nas jako o odbiorcach informacji, mówią o mediach - świeckich i katolickich; o wspólnocie wiary - jej solidarności z osobami skrzywdzonymi; mówią o przygotowaniu Kościoła na reagowanie w sytuacjach kryzysowych.
To co się wydarzyło po pojawieniu się newsa w lokalnej TV można zrozumieć, gdy ma się świadomość istnienia dwóch paralelnych światów – świata rzeczywistego i świata wykreowanego przez media. Ryszard Kapuściński wyjaśnia, że współczesne media już nie opisują zastanej rzeczywistości, ale ją kreują, same tworzą, narzucają swoją wizję świata. Mamy więc do czynienia z dwoma rzeczywistościami – realną i fikcyjną.
Gdy próbujemy oceniać co się stało we wspomnianej szkole musimy być świadomi, do której rzeczywistości się odwołujemy. Czy odwołujemy się do emocji powstałych na bazie interpretacji zdjęcia czy do emocji jakie przeżywali uczestnicy zabawy? Czy chcemy ustalać fakty poprzez rozmowę z księdzem i młodzieżą, czy będziemy interpretować zdarzenia na podstawie skojarzeń związanych z ich fotograficzną odbitką.
Realne wydarzenie, to znana od dawna zabawa. Wystarczy wpisać w internecie „kolano Neptuna” albo „kolano Prozerpiny”, aby zobaczyć przeróżne sceny całowania męskiego kolana. Dobrze jest wyszukać na You Tube filmiki ze Chrztu Neptuna, aby zapoznać się z atmosferą otrzęsin i zrozumieć o co chodzi. Obrzęd całowania kolana funkcjonuje w tradycji otrzęsin od niepamiętnych czasów. Pocałowanie kolana Neptuna, pokrytego musztardą, śmietaną, dżemem czy czekoladą jest ostatnim etapem poprzedzającym stanie się pełnoprawnym uczestnikiem grupy. Aby tradycji było zadość uczniowie całowali posmarowane kolano „władcy mórz” – Neptuna szkoły, jej dyrektora, a zarazem księdza. Na obu kolanach dyrektora znajdowała się gruba warstwa pianki do golenia. Elementem zabawy było dotknięcie ustami nie kolan, ale pianki do golenia (uczniowie myśleli, że jest to bita śmietana) i moment zdziwienia, gdy poczuli w ustach smak pianki do golenia. Pierwszoklasiści, jak to „koty”, miały się nią umorusać. Obrzęd ten nie ma żadnych podtekstów seksualnych i do tej pory nikt takich podtekstów się w nim nie doszukiwał. Nie wszyscy lubią takie zabawy, dlatego do hołdu podchodzili tylko chętni. Nie byli upokorzeni. W realnej rzeczywistości nie było przekroczenia obyczajowej normy. Nie ma powodu oburzać się, dystansować moralnie, czuć zniesmaczonym. Są poważniejsze problemy, które wymagają takich reakcji.
Media nie przedstawiały nam relacji z wydarzenia, ale komentarze oparte na grze skojarzeń jaka może się pojawić przy oglądaniu zdjęcia. Inne skojarzenia mają ludzie znający ryt otrzęsin z własnego doświadczenia, inaczej ludzie, którzy nie umieją poprawnie odczytać kontekstu. Oczywiście, gdy zasugeruje się, że jest to zdjęcie symbolizujące seks oralny nastolatków z dorosłym mężczyzną, to taka interpretacja może się wydawać prawdziwa. Tym bardziej, gdy ogląda się zdjęcie z zamazanymi twarzami, które odbiera się jako komunikat, że dzieci są ofiarami molestowania seksualnego ze złapanym na gorącym uczynku pedofilem. Skojarzenia nie mówią jednak nic o tym co się wydarzyło naprawdę w Salezjańskim Gimnazjum, a jedynie o tym co się dzieje w umyśle ludzi oglądających zdjęcie. Powodem narzucających się skojarzeń seksualnych może być nie tylko lęk przed krzywdą zrobioną dziecku, ale także nadmierne rozseksualizowanie sporej części ludzi, które sprawia, że zbyt dużo rzeczy zaczyna kojarzyć się z seksem.
Jeżeli psycholog na podstawie zdjęcia z otrzęsin dostrzega oznaki molestowania seksualnego dzieci, z którymi nawet przez chwilę nie rozmawiał, i na dodatek stwierdza, że dzieci wypierają swoje upokorzenie, które na pewno wtedy przeżyły, a znany polityk nazywa księdza pedofilem i zboczeńcem nie mając przed sobą ani wyników badań jego osobowości, ani wyroku sądu, to znaczy, że ci ludzie nie nadają się do pracy w swoim zawodzie. Dziennikarzom, którzy nagłośnili „aferę” nie chciało się nawet pojechać na miejsce zdarzenia, aby popytać uczniów, nauczycieli, sprawdzić, poznać osobiście, zrozumieć. Wystarczyło zdjęcie i jego najbardziej pikantna interpretacja. Jak można w tak delikatnej sprawie, która naraża setki dzieci na stygmatyzację bycia molestowanym, nie przeprowadzić rzetelnego śledztwa dziennikarskiego, puszczać w obieg niesprawdzone dokładnie informacje? Nawet Rzecznikowi Praw Dziecka wystarczyło zdjęcie, aby w szkolnej „zabawie”, (użyte w cudzysłowie) dopatrzył się zachowań „co najmniej dwuznacznych” i skierować sprawę do prokuratury. Jest taki stary dowcip o Jasiu, który chciał zostać psychoanalitykiem. Zadaje on Pani pytanie: „pierwsza kobieta ssie loda, druga go gryzie, a trzecia liże”. Która z nich jest mężatką? Pani odpowiada, że pewnie ta, która ssie. Wtedy Jasiu wyjaśnia: „to jest właśnie projekcja seksualna, bo mężatką jest ta która ma obrączkę”.
Komentarze do zdjęcia nie tylko zniesławiły oddanego młodzieży księdza, ale także są krzywdzące dla dzieci, narażając je na drwiny i zaczepki. Wielu dorosłych nie wytrzymałoby psychicznie bycia w centrum tak ostro krytykowanych wydarzeń, a co dopiero młodzież, w trudnym okresie dorastania. W tej sprawie już protestowali rodzice widząc, że dobro dzieci jest zagrożone. Krytycy nie mają pojęcia o salezjańskim systemie wychowawczym, który potrafi łączyć zabawę z nauką, przyjacielski i bliski kontakt z dyscyplinę i autorytetem. Owocem jest zdrowa emocjonalnie relacja z uczniami, którzy czują się i kochani i szanowani. To podejście wychowawcze odniosło sukces. Uczniów szkoły nie interesują fantazje seksualne dorosłych, ich estetyczne wrażenia czy uczone dywagacje o poniżaniu dzieci, ale rzeczywistość, którą znają i którą dobrze rozumieją. Dlatego traktują swoich medialnych obrońców jako agresorów, którzy po prostu kłamią i robią im krzywdę! Jest to porażka wszystkich autorytetów, które występowały jako obrońcy upokarzanych dzieci.
Widzimy, że media bez trudu mogą wywołać aferę na podstawie bardzo kruchych dowodów. Wystarczy jeden news, nawet w lokalnych mediach, aby stać się znanym na całą Polskę pedofilem i zboczeńcem. Jeżeli trafi się na dziennikarza chcącego zrobić na sensacyjnej informacji karierę, na kogoś niezrównoważonego emocjonalnie, nie znającego wagi wypowiadanych słów, nie mającego szacunku dla ludzi, kogoś z problemami seksualnymi, skłóconego z Bogiem, agresywnie nastawionego do Kościoła, to każde słowo, gest, mimika twarzy mogą być wykorzystane do kompromitacji. Nie łudźmy się, że afery mogłoby nie być, gdyby ksiądz był bardziej roztropny i przewidujący. Nie mamy wpływu na to co o nas myślą, piszą i co o nas mówią, jak nas skomentują, w jakim kontekście nas umieszczą. Każdy ma zdjęcie, na którym źle wyszedł. Co się podzieje, zależy po prostu od tego na kogo się trafi i jak będzie chciał przetworzyć zdobyte informacje. Potem rusza lawina, a kolejne gazety i portale nie sprawdzają wiarygodności informacji.
W mediach newsy żyją najwyżej kilka dni, aby ustąpić miejsca nowym. Gdy temat „lizania kolana” zniknął, wielu katolików odetchnęło z ulgą. „Afera” się wreszcie skończyła. Jest to poważny błąd percepcji. Skończyła się w mediach, ale nie w realu, na który media mają wpływ. Nie ma w dzisiejszych czasach poważniejszego oskarżenia wobec kapłana, jak oskarżyć go o pedofilię. Śledztwo prokuratury, które nadal trwa!, zaczęło się nie z powodu „głupiej” zabawy, ale z powodu posądzenia o molestowanie seksualne nieletnich. Gdy redakcje większości gazet spostrzegły, że zarzut molestowania dzieci był nieprawdziwy dziwnie szybko zapomniano, że ten zarzut się jednak pojawił, że był wielokrotnie powtarzany przez znanych ludzi, że wielu w niego uwierzyło, że spowodował cierpienie dzieci i dorosłych, że są jego ofiary, że trwają przesłuchania podjęte z powodu jego postawienia. Ludzie tak bardzo dbający o ludzką godność, tak wrażliwi estetycznie, zadziwiająco szybko przestali odczuwać niesmak z powodu zniesławiania człowieka.
Posądzenie księdza wychowawcę o molestowanie seksualne powierzonych mu dzieci jest o wiele poważniejszym zarzutem niż nazwanie Premiera „matołem”, znanego dziennikarza „obrońcą byłych ubeków”, albo sugerowanie, że lider dużej partii ma problemy psychiczne. W tym ostatnim przypadku dla zilustrowania stawianej tezy także dobrano odpowiednie zdjęcia. Wszystkie te sprawy skończyły się w sądzie przegraną pozwanych i wypłatą odszkodowań. Publiczne zniesławienie Dyrektora Szkoły domaga się publicznego odwołania i przeprosin, odpowiedniego zadośćuczynienia, także ze względu na dobro powierzonych mu dzieci. Zawód nauczyciela wymaga szczególnej ochrony dóbr osobistych tak samo jak zawód dziennikarza czy polityka.
Jeżeli dzisiaj katolicy, pozwolą na bezkarne zniesławienie Księdza Dyrektora, a pośrednio prestiżu szkół katolickich, to będziemy przeżywać tego typu afery coraz częściej, a wielu niewinnych księży i nauczycieli świeckich (szczególnie tych, którzy pracują wśród młodzieży) zostanie zlinczowanych medialnie, a nawet zniszczonych psychicznie. Już najwyższy czas pomyśleć o współpracy Kościoła z kancelariami prawnymi, ponieważ ofiary nagonki nie mają siły się same bronić. W przeciwnym wypadku, katolicy, zamiast odważnie bronić dobrego imienia osób niewinnie posądzonych będą się bać zabierać głos. Zdobędą się jedynie na ubolewanie z powodu niewłaściwego zachowania. Co "odważniejsi" będą domagać się ukarania sprawcy zamieszania - ukarania za to, że media źle o nim mówią.
opr. aś/aś