Polak żydożerca

Czy słuszne są oskarżenia Polaków o antysemityzm? Jak wyglądała historia naszych wzajemnych stosunków?

No więc mamy kolejny odcinek tragikomicznego serialu „Wojna polsko-żydowska”, choć jak wiadomo jest to oczywiście wojna polsko-polska, gdzie Polak Polaka Żydem po głowie okłada. Bo przecież w Polsce Żydów prawie nie ma, a już szczególnie tych, którzy się do swojej narodowości przyznają, a takich wierzących to mniej niż Adwentystów Dnia Siódmego. Nie ma więc Żyda, z którym można by powalczyć. Niemało za to mamy różnorakich miłośników judaizmu, co to ze wszystkich sił dokładają starań, aby płomień antysemityzmu w Polsce nie ugasł. Czy tacy przyjaciele, co to wilczą przysługę wyświadczają, są samym Żydom potrzebni, to już trzeba by Żydów zapytać?

Prezes z całego zamieszania wyszedł bardzo finezyjnie: zrobił krok do tyłu, aby potem zrobić dwa do przodu. Kto wie, może swoich narodowych hunwejbinów świadomie wypuścił na patriotyczną nowelizację IPN, aby potem móc się wycofać. Jak wiadomo nic tak nie pomaga w negocjacjach jak ustępstwa. Ale czyżby sprytni Żydzi na coś takiego się nabrali? Trudno uwierzyć. W każdym razie sukces na froncie żydowskim jest niepodważalny. Prezes zagrał temu i owemu na nosie.

Nowelizacja broniąca Polski przed zarzutami udziału w holokauście, była zdrową, choć niezbyt rozsądną, reakcją na lata batożenia Polaków za ich genetyczny antysemityzm. Większość Polaków ma już tego po dziurki w nosie. Gdyby Francuzi, Litwini lub Ukraińcy tak samo jak Polacy, proporcjonalnie do swojego zaangażowania w holokaust, się batożyli, to by już dawno pod batami zdechli.

Miałem szczęście być świadkiem jednej wojny etnicznej: takie rzeczy niestety się na Ziemi zdarzają. Niestety zdarza się, że jeden naród drugiego nie lubi. Między Polakami i Żydami też bywało różnie. Jednak bardzo długo była Polska  dla nich nienajgorszą ojczyzną: w porównaniu z pogromami w Niemczech, Francji lub państwowymi prześladowaniami w Hiszpanii. Polska arystokracja zapraszała ich do siebie i wspierała. Psuć się zaczęło w czasie zaborów, gdzie wielu Żydów, szczególnie litwacy, którzy z polskością niezbyt byli związani i czuli się przed wszystkim poddanymi carów niż polskimi patriotami. Uciskani Polacy zaczęli się więc obawiać coraz bardziej liczniejszych Żydów. Obraz Żyda karczmarza spijającego polskiego chłopa i Żyda lichwiarza zabierającego ojcowiznę za długi nie jest bynajmniej czczym wymysłem. Jednak mimo tej niechęci w Polsce nie było takich programów jak w Rosji na przełomie XIX i XX wieku.

W Polsce niepodległej żydzi cieszyli się opieką Piłsudzkiego, choć duża część społeczeństwa patrzyła z niepokojem na ogromną społeczność żydowską, coraz mocniejszą w finansach i zawodach wymagających wykształcenia jak prawnicy czy lekarze. Była więc to reakcja większości, która czuła się zagrożona przez dynamiczną mniejszość. Mniejszość która różniła się kulturą, religią, a nawet językiem. Żydowskie powiedzonko: wasze ulice, nasze kamienice — dobrze obrazuje, że Żydzi nie zawsze rozsądnie odnosili się do swojego nieproporcjonalnego statusu materialnego w polskim społeczeństwie.

Antysemickie hasła narodowców wzbudzały więc u wielu sympatię. Było co prawda mnóstwo zasymilowanych Żydów, którzy wnieśli ogromny wkład w rozwój polskiej kultury, choćby poezji i literatury, ale ci znowu zazwyczaj mieli poglądy lewicowe, co znowu niezbyt się Kościołowi podobało. Polskiego antysemityzmu nie można nijak porównać z nazistowskim: nasi endecy co najwyżej krzyczeli „żydzi na Madagaskar”, a wielu Żydów z hitlerowskich Niemiec uciekło do Polski. Endecy współpracowali też z syjonistami w akcji emigracji Żydów do Palestyny i za to państwo Izrael pewnie mogłoby im pomnik postawić. Często idealizuje się obecnie obraz wieloetnicznej międzywojennej Polski, ale nie powinno się zapominać, że Polacy mieli wówczas na pieńku nie tylko z Żydami, ale tak samo z Ukraińcami, Litwinami czy Niemcami. Była wrogość oraz niechęć, a antysemityzm nie był tutaj czymś szczególnym. Nawet trzeba podkreślić, że władze stanowczo sprzeciwiały się aktom przemocy wobec Żydów, a już wobec Ukraińców same je organizowały.

I przyszła wojna. Polacy mieli być takim samym bydłem rzeźnym jak Żydzi, tylko drudzy w kolejce. Bo przecież Niemcy zaczęli wojnę, aby powiększyć swoją przestrzeń życiową, a ta najbliższa przestrzeń to była właśnie Polska. Pamiętajmy też, że w pierwszym okresie wojny to Polacy byli mordowani, a Żydzi zamykani w getcie. Do nieba przez komin najpierw szli Polacy w Oświęcimiu, a tylko potem Żydzi w Brzezince. Z tego też powodu Polacy zbytnio się nad losem Żydów nie użalali. Polacy heroicznie nie poszli na żadne ugody z Niemcami i nie zgodzili się na antyradziecką krucjatę, za co im się Stalin pięknie odpłacił. Nasze instytucje w żaden sposób nie współpracowały z Niemcami w dziele holokaustu tak jak to było we Francji, Węgrzech czy Słowacji.

Bardziej skomplikowana sytuacja była na terenach zajętych przez Sowietów. Niestety wielu Żydów pomagało NKWD tworzyć listy Polaków do wysyłki, wielu założyło czerwone opaski i paradowało z nimi po takich miastach jak Białystok czy Grodno. Kiedy przyszli Niemcy dokonano zemsty na zasadach odpowiedzialności zbiorowej: przykładem tego Jedwabne. I znowu ówczesna zemsta Ukraińców czy Litwinów na Żydach była o wiele bardziej masowa, zorganizowana i okrutna.

Książki prof. Engelking nie czytałem, więc trudno mi oceniać jej obiektywizm, bo przecież praca historyczna też może być wybiórcza i tendencyjna. To że wielu Polaków wydawało Żydów Niemcom, że byli szmalcownicy, to fakt tak samo bezsporny jak ŻEGOTa, rodzina Ulmów czy wysiłki polskich władz, aby zainteresować aliantów (w tym amerykańskich żydów) tragedią holokaustu. Teraz to żydzi amerykańscy, którzy nic prawie nie zrobili, by ratować swoich braci najbardziej na temat holokaustu gardłują. No cóż taka jest ludzka (nie tylko żydowska) natura zraniona grzechem pierworodnym. Polacy mają najwięcej Sprawiedliwy wśród Narodów Świata i największą cenę za pomoc Żydom płacili. Jeśli chodzi o tych, którzy zhańbili się pomocą Niemcom w eksterminacji Żydów, to pamiętajmy, że było też mnóstwo Polaków, którzy współpracowali z Gestapo i oddawali w ręce oprawców swoich rodaków. Wielu z tych ludzi po wojnie zasiliło szeregi UB i MO, a podczas wojny Polskie Państwo wydawało na nich tysiączne wyroki śmierci. Tak więc i w tym wypadku wojna pokazała swoje straszne oblicze, a ofiarami donosów byli tak Żydzi jak Polacy.

Po wojnie niestety relacje między Polakami i Żydami się nie poprawiły. Do Polski wróciło mnóstwo Żydów, którzy przetrwali okupację w ZSRR. W Dżalalabadzie, gdzie żyłem, schroniło się 20 tyś. polskich obywateli — prawie wszyscy Żydzi. Ostatni transport repatriantów wyruszył do Polski w 1946. Ci ludzi nie doświadczyli gehenny niemieckich prześladowań, za to niestety wielu z nich zaangażowało się w budowanie komunizmu, który dla Polaków był czymś zupełnie obcym i wrogim. Większość dyrektorów departamentów MBP to byli Żydzi, żeby nie wspomnieć takie nazwiska jak Bermann lub Hinz. Żydokomuna to nie jest żaden propagandowy wymysł. Nie może to usprawiedliwić jakiejkolwiek zasady odpowiedzialności zbiorowej, ale może tłumaczyć skąd się wziął pogrom w Kielcach, czy inne antysemickie zachowania.

Jak pokrótce widać polski antysemityzm, nie jest już taki zwierzęcy, ani genetyczny jak się nam chce wmówić. Wzajemna niechęć i wrogość miała wiele powodów i nie była irracjonalna. Nie była też czymś szczególnym na tle nieprostych zazwyczaj relacji między narodami, które kaprysem historii muszą dzielić ze sobą ulice i kamienice. Miejmy nadzieję, że podpisane porozumienie polsko-izraelskie nasze relacje uspokoi i zracjonalizuje, i że Polak Polaka więcej po głowie Żydem łoić nie będzie, bo przecież Żydowi od tego lepiej nie jest.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama