Artykuł z tygodnika Echo katolickie 18 (722)
Zazwyczaj nie zwracamy uwagi na pracę europosłów. Chyba, że dotrą do nas informacje o skandalach obyczajowych lub przepisach takich, jak ten określający krzywiznę banana. Tymczasem 60% prawa, które powstaje w instytucjach europejskich, jest wdrażane do polskiego systemu prawnego.
Przed nami 7 czerwca, czyli wybory do europarlamentu - jedynego bezpośrednio wybieranego organu UE. Liczba posłów reprezentujących dane państwo jest uzależniona od liczby jego mieszkańców. Każde z nich dysponuje stałą liczbą miejsc - od 99 dla Niemiec do 5 dla Malty. Nasz kraj reprezentować będzie 50 posłów. W związku z wejściem do UE Rumunii i Bułgarii, polskich przedstawicieli jest o 4 mniej niż przed 5 laty, kiedy po raz pierwszy braliśmy udział w wyborach.
Parlament Europejski ma 3 siedziby: w Strasburgu, Brukseli i Luksemburgu. Za oficjalną siedzibę przyjmuje się Strasburg, gdzie raz w miesiącu odbywają się sesje plenarne i obrady grup politycznych, a także debata budżetowa. W Brukseli, również raz w miesiącu, mają miejsce mini sesje. Tutaj też pracują komisje parlamentarne i znajdują się kluby poselskie. W Luksemburgu natomiast mieści się Sekretariat Generalny Parlamentu.
Decyzje w sprawach unijnych zapadają w trójkącie: Komisja Europejska, Parlament oraz Rada UE. W niektórych przypadkach parlament ma rolę współstanowiącą, ale w dużej części spraw - opiniodawczą. A decyduje Rada Ministrów UE. Zasadniczo to Komisja występuje z wnioskami dotyczącymi nowych aktów prawnych, natomiast Parlament i Rada je przyjmują. Posłowie do Parlamentu Europejskiego nie zasiadają w delegacjach narodowych, ale łączą się w ponadnarodowe grupy polityczne według kryterium podobieństwa poglądów politycznych. Grup jest siedem, a w każdej z nich muszą się znaleźć reprezentanci co najmniej sześciu narodowości. Do głównych frakcji należą: chrześcijańscy demokraci - 288 deputowanych, socjaliści - 217 i liberałowie - 100. Z polskich europoslów najwięcej, bo 20, należy do czwartej pod względem wielkości, liczącej 44 członków grupy Unia na rzecz Europy Narodów. Kolejnych 15 jest wśród chrześcijańskich demokratów.
To właśnie poszczególne grupy polityczne zgłaszają problemy, którymi ich zdaniem powinien zająć się Parlament. Zanim jednak to nastąpi, posłowie muszą wypracować wspólne ustalenia na forum grupy politycznej. A to nie zawsze jest łatwe, zwłaszcza gdy trzeba pogodzić sprzeczne interesy przedstawicieli różnych państw. Choć o przeforsowanie własnych inicjatyw najtrudniej w największych grupach politycznych, to one mają największą siłę przebicia w parlamencie.
Z utartym przekonaniem, że przynależność do mniejszych grup to żadna skuteczność, nie zgadza się europoseł Zbigniew Kuźmiuk z Polskiego Stronnictwa Ludowego. Początkowo należał do największej frakcji - Europejskiej Partii Ludowej (Chrześcijańscy Demokraci) i Europejskich Demokratów (EPP-ED), a teraz do Unii na rzecz Europy Narodów. - Decydując się na takie przejście po roku funkcjonowania w Parlamencie, kierowałem się głównie tym, że tam nie zawsze można było swobodnie wyrażać swoje zdanie na temat tego, co dzieje się w Unii. W obecnej frakcji możemy proponować przedsięwzięcia, których nie byliśmy w stanie inicjować wcześniej - wyjaśnia europoseł. W grupie tzw. chadeckiej z dominującą rolą Niemców, na co zwraca uwagę Kuźmiuk, wielu pomysłów nie można było zaprezentować w Parlamencie, gdyż zwyczajnie blokowane były już na poziomie grupy. - Po tych doświadczeniach doszliśmy do wniosku, że jednak łatwiej i bardziej w zgodzie ze swoimi przekonaniami będziemy działać, jeżeli będziemy tam, gdzie ta swoboda wyrażania opinii jest pełna - dodaje poseł, z którym do Unii na rzecz Europy Narodów dołączyli głównie przedstawiciele Prawa i Sprawiedliwości.
Członkowie poszczególnych grup mają również możliwość zadawania indywidualnych pytań, na które Komisja musi w określonym czasie odpowiedzieć. - Ale oczywiście to nie oznacza, że podnosząc jakąś kwestię, jesteśmy w stanie zmusić ją do zachowań, jakich byśmy sobie życzyli. Można jednak w ten sposób wywołać problem czy sprowokować jakąś formę debaty - tłumaczy Kuźmiuk, który z takiej możliwości skorzystał. W lutym poseł zadał pytanie w sprawie nierównego traktowania przedsiębiorstw „starej” i „nowej” Unii. Chodziło o zakwestionowane programy restrukturyzacyjne dotyczące polskich stoczni. Tymczasem, jak zauważa Kuźmiuk, programy wsparcia dla przemysłu samochodowego w „starej” Unii były akceptowane w ciągu kilka dni, a pomoc dużo większa. W odpowiedzi europoseł usłyszał, że o żadnej dyskryminacji nie może być mowy, a przemysł samochodowy otrzymał wsparcie, gdyż dotknął go kryzys ekonomiczny. Dużo więcej udało się polskim europarlamentarzystom w sprawie ochrony europejskiego rynku owoców miękkich przed nadmiernym importem z krajów spoza Unii. Po dwóch latach starań wprowadzono cła wyrównawcze na import z Chin.
Posłowie mogą również inicjować rezolucje, zbierając pod nimi podpisy. - Jeśli uda się je zdobyć od więcej niż połowy posłów, ta rezolucja jest oficjalnym dokumentem parlamentu. Co nie oznacza, że Komisja musi go zrealizować - wyjaśnia Kuźmiuk i przyznaje, że w tym systemie instytucji publicznych poseł jest zdecydowanie mniejszym trybikiem, niż w przypadku choćby polskiego parlamentu.
Jednak nie tylko świadomość tego, ile tak naprawdę może poseł, powoduje, że jeżeli chodzi o frekwencję w wyborach, jesteśmy na szarym końcu wśród państw Unii. Brak wsparcia kandydatów potęgują wieści o tym, jak niebotyczne są zarobki europosłów. - Pracujemy na rzecz Europy, ale płaci nam kancelaria Sejmu. Mamy identyczne wynagrodzenie zasadnicze jak posłowie do polskiego parlamentu. Dodatkowo jedynie otrzymujemy zwrot kosztów przelotu i diety, za które podczas obrad mamy mieszkać i się utrzymać - wyjaśnia europoseł.
Pokutuje również przekonanie, że Parlament zajmuje się sprawami mającymi nieduży związek z życiem codziennym i które są tym samym dalekie od zainteresowań przeciętnego wyborcy w kraju. Zapomina się przy tym, że choć codzienna praca PE jest mało efektowna, aż 60% przepisów powstających w instytucjach europejskich jest wdrażane do polskiego systemu prawnego. Tym samym to większość prawa, jaka obowiązuje Polaków. A dotyczy ono jedzenia na naszych stołach, powietrza, które wdychamy, czy choćby naszego bezpieczeństwa.
Zniechęcenie do europarlamentu związane jest często również z tym, że do opinii publicznej częściej docierają informacje dotyczące niekorzystnych dla nas decyzji podjętych przez UE. - Co jakiś czas słyszymy choćby, że Unia chce podnieść najniższą stawkę VAT na zabawki. Kończy się to dużym dystansem Polaków do spraw europejskich - przyznaje Kuźmiuk. Tymczasem nie można zapominać o unijnych dofinansowaniach wspierających instytucje, a co za tym idzie, różne przedsięwzięcia, choćby kulturalne czy edukacyjne. - To też ważny argument, który powinien zachęcać do udziału w wyborach - przekonuje europoseł.
opr. aw/aw