Funkcjonować prawidłowo

O pamięci, patriotyzmie i odpowiedzialności z Zuzanną Kurtyką, wdową po prezesie Instytutu Pamięci Narodowej prof. Januszu Kurtyce, rozmawia Anna Wolańska

Niedawno wróciła Pani z Chicago. Proszę podzielić się wrażeniami z obchodzonych tam uroczystości rocznicowych poświęconych tragedii smoleńskiej.

Jestem pod wrażeniem ogromnego rozmachu, z którym się tam spotkałam. Na wszystkie uroczystości i spotkania z nami przychodziły ogromne rzesze ludzi. Jestem też pod wrażeniem bardzo jednoznacznej postawy Polonii, jej patriotyzmu, manifestowania polskości na zewnątrz. Byłam w Stanach 18 lat temu, wtedy wszyscy wstydzili się przyznać, że są Polakami. Teraz wydaje mi się, że jest wręcz modne być tam Polakiem. Prawdę mówiąc, nie zdawałam sobie sprawy, że w Chicago mamy aż dwa miliony rodaków. Nasze spotkania przeradzały się w „długie, nocne Polaków rozmowy”. To był bardzo budujący, ale też i męczący wyjazd.

Kilka dni temu, na poświęconej Januszowi Kurtyce konferencji zapowiedziała Pani utworzenie fundacji jego imienia.

Tak, chciałabym, jeżeli będę miała taką możliwość, żeby te pieniądze, które tak szumnie zostały zadeklarowane przez rząd i ciągle jeszcze nie zostały przyznane, stały się fundamentem dla fundacji im. Janusza Kurtyki, która by propagowała najlepsze książki historyczne w świecie. To byłaby również forma promocji Polski za granicą.

Jest Pani zadowolona ze sposobów upamiętniania męża?

Te uroczystości mają różnorodny charakter. 8 kwietnia odsłonięto tablicę poświęconą jego pamięci przy kościele Reformatów w Krakowie, 14 byłam w Przemyślu, gdzie też odsłonięto obelisk pamięci Lecha Kaczyńskiego i Janusza Kurtyki (mąż był tam wykładowcą w Państwowej Wyższej Szkole Wschodnioeuropejskiej). To było połączone z marszem pamięci ulicami Przemyśla. 15 i 16 kwietnia miała miejsce konferencja naukowa w Krakowie. Myślę, że szczególnie to podobałoby się mojemu mężowi...

W sprawie katastrofy smoleńskiej wiele osób przyjęło rosyjską optykę...

Istnieje coś takiego, jak kultura medialna. Postrzeganie tragedii w Smoleńsku i myślenie o niej w różnych kategoriach jest tego najlepszym przykładem. Myślę, że cały problem to jest rozgrywka na poziomie grup interesu, które kierują zwłaszcza tymi większymi mediami. One mają ten sam interes, co aktualnie rządząca w Polsce grupa. I stąd taki, a nie inny przekaz. Natomiast jeśli chodzi o odbiór społeczny, to ja bym tego nie generalizowała. Jest bardzo dużo ludzi, którzy myślą inaczej. Ale żeby myśleć inaczej, trzeba uruchomić proces myślenia, trzeba się zastanowić, coś przeanalizować, sięgnąć do jakichś źródeł. To wymaga wysiłku. Ludzie powinni zrozumieć, że pewne rzeczy ogólne, które się dzieją, wpływają na obronność państwa, to z kolei wpływa na politykę ekonomiczną, a ekonomia przekłada się na poziom zarobków, na nasze własne życie. Jeżeli media nie generują takiego przekazu, to nie zmuszają do pewnego rodzaju analizy, tylko podają gotowe tak zwane prawdy do przyswojenia. One nie niepokoją, nie burzą obrazu wykreowanej rzeczywistości, wyzwalają spokój, przekonują, że wszystko jest w porządku. I dlatego są akceptowalne przez większość społeczeństwa i zaczynają funkcjonować na zasadzie prawd oczekiwanych. To jest mechanizm, który widać na podstawie wydarzeń w Smoleńsku.

I śledztwo, i podporządkowane temu relacje polsko-rosyjskie sprawiają wrażenie wyjętych z historycznego kontekstu. A przecież najwyższe urzędy sprawują u nas historycy.

Wydawałoby się, że najbardziej kompetentną i powołaną do sprawowania władzy grupą powinni być właśnie historycy, którzy mają odpowiednie przygotowanie i którzy potrafią korzystać z doświadczeń przeszłości. A jednak osoby, które aktualnie pełnią władzę i które mają wykształcenie historyczne, zachowują się tak, jakby przeszły przez te studia przypadkiem. Nasuwa się pytanie, kto właściwie za tym stoi. Czyje interesy ta władza reprezentuje, bo na pewno nie polskiego narodu. To można od razu powiedzieć na sto procent.

Pani nazwisko pojawiało się ostatnio wiele razy w związku z zamienioną tablicą w miejscu katastrofy. Ktoś użył nawet sformułowania „dyktatura wdów”.

O, to jest duża nobilitacja. To właśnie świadczy o strukturach naszego państwa, one po prostu nie działają i obywatele muszą spełniać rolę instytucji państwowych oraz wypełniać powierzone instytucjom w normalnych krajach zadania. Więc ktoś, kto tak mówi, kompromituje te instytucje, bo to jest właśnie dowód, jak działa państwo polskie, skoro wdowy muszą się brać za wykonywanie jego podstawowych obowiązków. Bo to jest obowiązek państwa polskiego, żeby o pewne rzeczy zadbać, żeby ludzi, którzy Polsce służyli, upamiętnić.

Można odnieść wrażenie, że władza chce, aby pamięć katastrofy stała się pamięcią domową, a nie historyczną. Komu pamięć tych, którzy zginęli, aż tak bardzo przeszkadza?

Nie wiem, nie potrafię tego zrozumieć, ale widocznie jakieś wyrzuty sumienia funkcjonują. Liczba takich wystąpień sugeruje, że te wyrzuty są bardzo duże i w jakiejś ważnej sprawie. Inaczej taka postawa trudna jest do zinterpretowania. Natomiast z punktu widzenia socjologicznego taka postawa implikuje opór. Polacy są społeczeństwem bardzo rogatym i jeżeli się im mówi, co mają robić, to starają się robić coś dokładnie przeciwnego. Więc im więcej będzie takich wypowiedzi z góry, że czas zapomnieć, że znowu coś trzeba odkreślić, to jednak ja mam wrażenie, że odbiór społeczny jest dokładnie przeciwny do oczekiwanego. Człowiek ma dwie pamięci: jedną osobniczą, drugą zbiorową, tą zbiorową pamięcią jest historia, i jeżeli brakuje którejś, człowiek nie potrafi funkcjonować prawidłowo.

Po zamianie tablic tuż przed uroczystością w Smoleńsku prezydent Bronisław Komorowski złożył wieniec pod brzozą, którą ściął Tu-154M.

Wieńce złożone zostały nie pod tą brzozą, której konar został ucięty, tylko w miejscu, gdzie spadł samolot i w tę brzozę wbiły się odłamki samolotu. To musiała być ogromna siła, skoro nikt (a Rosjanie próbowali parokrotnie) nie był w stanie ich z tego drzewa wyciągnąć. Składanie wieńców pod brzozą, głaskanie jej, jakieś takie dziwne gesty wykonywane przez polskiego prezydenta w sytuacji, kiedy obok stoi duży krzyż, to jest jakaś forma fetyszyzmu chyba. Dla mnie jest to po prostu ośmieszanie się.

Jednak prezydenci Polski i Rosji uzgodnili, że zostanie ogłoszony międzynarodowy konkurs na formę trwałego upamiętnienia ofiar katastrofy.

Jest to takie kultywowanie obłudy, no bo jak można inaczej to nazwać. Upamiętnienie nic nie kosztuje, nie trzeba przyznawać się do winy, to tylko taki gest. Jednocześnie prawdopodobnie napis będzie analogiczny jak na tej zmienionej tablicy, czasem się po prostu upamiętnia katastrofy samolotowe. Taki napis będzie świadczył tylko o tym, że samolot spadł sobie w Smoleńsku, być może leciał do Tokio. I spadło mu się po drodze. Jest bardzo enigmatyczny, mało czytelny i w ogóle nie oddaje sensu tego, co się stało.

Przeprowadzony ostatnio na Tupolewie eksperyment pokazał, że można było poderwać samolot przy włączonym autopilocie, czyli piloci nie popełnili błędu. To przecież niezwykle ważna informacja, a media zupełnie jej nie nagłośniły.

Bo to jest niewygodne dla strony rosyjskiej, czyli można postawić znak równości, że nie jest to wygodne także dla aktualnego polskiego rządu. To jest tak zwany proces marginalizacji, jedna z podstawowych zasad, którymi kierują się media, jeżeli chcą coś z publicznej świadomości odsunąć albo zniszczyć. O trudnych rzeczach wcale się z Rosjanami nie rozmawia. O tablicy też nie było rozmowy. To są trudne rzeczy, ale tylko dla Polski. Proszę zobaczyć, jak jednostronny jest układ naszych stosunków. Rosjanie o trudnych dla nas sprawach rozmawiają. Oni mają do załatwienia swój interes i nie przejmują się nami. Natomiast u nas ta polityka jest tak strasznie prowadzona nie w interesie Polski, że naprawdę pojawia się pytanie, kto inspiruje, kto za tą formą polityki stoi i jaki to ma związek z Polską, polskością czy polskim narodem.

W Polsce podkreślanie narodowości, patriotyzm są utożsamiane z zacofaniem, z PiS-em.

Tak, dlatego że państwo polskie nie prowadzi polityki historycznej. Natomiast można różne rzeczy mówić o Rosjanach albo na przykład o Niemcach, ale oni mają bardzo konsekwentnie, bardzo sensownie prowadzoną politykę historyczną. Jest to coś, co na pewno zasługuje na szacunek czy wręcz na podziw, i takich rzeczy powinniśmy się od naszych sąsiadów uczyć. Natomiast rzeczywiście jedyną partią w tym momencie, która zdaje sobie sprawę, jak ważna jest polityka historyczna, jedyną partią - wśród swoich rozlicznych kłopotów czy niedociągnięć - która w tych kategoriach myśli, jest Prawo i Sprawiedliwość. Nikt inny o to nie dba, nikt inny w ogóle nie rozumie, po co to jest. Nikt inny w ogóle w tych kategoriach nie myśli. Ale żeby takie rzeczy rozumieć, trzeba mieć jakąś wiedzę, także wiedzę historyczną. I to wymaga od społeczeństwa pewnej dojrzałości.

Wierzy Pani w wyjaśnienie katastrofy smoleńskiej?

Tak, ale nie będzie to szybko.

Dziękuję za rozmowę.

Echo Katolickie 16/2011

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama