Czy honor należy zawiesić na kołku, bo bardziej trzeba kultywować pracowitość i uczciwość?
Święto Odzyskania Niepodległości stanowi doskonałą kanwę do wszelakich rozważań „ojczyźnianych”, a większość z publicystów za punkt honoru stawia sobie oryginalność wypowiedzi, według nich gwarantującą „niezależność” myślenia.
Dlatego mamy już tony tekstów opisujących tzw. „nowoczesny” patriotyzm, który zdaje się więcej mieć wspólnego z dbałością o odpowiednią długość trawy w przydomowym ogródku lub też ze sprzątaniem odchodów po czworonożnych pupilach. Nie przeczę, iż takie teksty są jak najbardziej wskazane, ale nie w rozważaniach o Ojczyźnie, lecz w lokalnych gazetkach osiedlowych, tłumaczących zasady działania podajników z torebkami na psie ekskrementy. I to nie dlatego, że mogły być uznane za „uwłaczające powadze” takowych rozważań, lecz raczej dlatego, że stanowią doskonałe wręcz zaciemnienie problematyki narodowej i ojczyźnianej. Zwracają bowiem nasze myślenie na działanie bez określenia przedmiotu i celu owego działania. Podobnie zresztą rzecz ma się z powtarzaną dzisiaj Norwidowską sentencją, iż Ojczyzna stanowi wielki zbiorowy obowiązek. Sens jej zużyliśmy już całkowicie, a w świadomości społecznej stanowi ona raczej uzasadnienie dla nakładania danin podatkowych, niżeli dla wyrażenia naszego zobowiązania. Zasadniczą dzisiaj sprawą jawi się określenie, czym właściwie jest ta „Ojczyzna”.
Śmieszy mnie dzisiaj wyznawanie, iż honor należy zawiesić na kołku, bo bardziej trzeba kultywować pracowitość i uczciwość. Nie można tego uczynić, gdyż właśnie honor (czyt. duma z narodowej przynależności) motywuje mnie do bycia uczciwym i pracowitym.
Większość dzisiejszych publicystów będzie zapewne zgodnych, że mówiąc o Ojczyźnie, nie mamy na myśli przede wszystkim języka, dzieł sztuki, terytorium, struktur państwowych czy też historycznej przeszłości. I zapewne przywiązani do myśli tradycyjnej zaatakują taki pogląd, ponieważ wydawać by się mogło, że obrona tych szańców jest właśnie działaniem patriotycznym. Obie strony nie zauważają jednak, że wszystkie wymienione przeze mnie czynniki z jednej strony stanowią wyraz pewnej wspólnoty, która jawi się raczej jako uzasadnienie dla nich, a nie odwrotnie, z drugiej zaś strony są one wspornikami pozwalającymi twórczo rozwijać tożsamość tejże wspólnoty. Ojczyzna jawi się zatem przede wszystkim jako pewna zbiorowość ludzi, i to zbiorowość, która przekracza czas i w pewnym sensie również przestrzeń (istnienie różnych diaspor jest tego jasnym przykładem). Zasadniczym więc dla istnienia „Ojczyzny” czy też „narodu” jest utożsamienie się z pewną wspólnotą ludzi, przy czym najważniejszymi czynnikami są tożsamość i wspólnota. Problem jednakże w tym, że nie można tych czynników opisać terminami czysto socjologicznymi. Pytanie socjologa o sprawy ojczyźniane wcześniej czy później zakończy się relatywizacją ojczyzny do współczesności z lekką domieszką sentymentalnych wspominek i poszukiwaniem owej „nowoczesnej formy patriotyzmu”, która będzie bardziej czy mniej zideologizowaną próbą uzasadniania własnych folklorystycznych zachowań. Terminy „wspólnota” i „tożsamość” świadczą raczej o rozpoznaniu celu. Mówienie o Ojczyźnie zawiera więc w sobie włączenie się (czyli oddanie jakiejś części własnej „do-wolności” na rzecz zbiorowości) przy równoczesnym odkryciu własnej struktury i indywidualności w ramach wspólnoty, a dokonuje się to ze względu na cel, dla którego owa społeczność istnieje. Włączenie w różnorakie wspólnoty może dokonywać się w sposób naturalny (jak jest w przypadku rodziny), bądź konwencjonalny (zapisanie się do kółka wędkarskiego). Wydaje mi się, iż w przypadku Ojczyzny mówić należy o połączeniu naturalnego włączania się z konwencjonalnym, a mianowicie o zrodzeniu i wychowaniu w pewnej strukturze kulturowej. Jeśli wychowanie określimy jako ukształtowanie pewnych sposobów zachowania, to wówczas możemy mówić, iż tożsamość narodowa jest tym, co uzasadnia i nadaje sens naszemu postępowaniu. Stanowi więc o naszej formie zachowania się w tym świecie i stanowi cel podejmowanych przez nas działań. Ojczyzna więc jest tym, co tworzy przestrzeń właściwego dla człowieka sposobu życia oraz na ludzki sposób wzmacnia i motywuje. Najlepiej widać to w prostym stwierdzeniu, powtarzanym przez wieszczów, iż pewne zachowania Polakowi nie przystoją dlatego, że jest Polakiem.
Granice, język, kulturalne arcydzieła, zwyczaje, państwowość etc. są pochodnymi podjęcia owej tożsamości. Naród może istnieć bez własnego państwa, co więcej owe czynniki również mogą przetrwać bez więzi narodowej (przykład łaciny czy chociażby „zaszczepialność” zwyczajów jednych narodów wśród innych). Nie oznacza to jednak całkowitego ich zbanalizowania, lecz raczej właściwego postawienia akcentów. Tożsamość narodowa wyraża się bowiem poprzez symbole. Takim symbolem jest chociażby dewiza „Bóg - Honor - Ojczyzna”, która wyraża jasno nie działania, lecz cele dla których owe działania są podejmowane. Śmieszy mnie dzisiaj wyznawanie, iż honor należy zawiesić na kołku, bo bardziej trzeba kultywować pracowitość i uczciwość. Nie można tego uczynić, gdyż właśnie honor (czyt. duma z narodowej przynależności) motywuje mnie do bycia uczciwym i pracowitym. Tym, co ożywia owe symbole nie są próby ich „uwspółcześniania”, ile raczej zachowanie pamięci narodowej. Ojczyzna znajduje sobie właściwe miejsce właśnie w rezerwuarach pamięci, dzięki której możliwe jest odnalezienie łączności z tym, co było, a zarazem pozwala nam wytyczyć właściwy szlak w przyszłości, bo wiem, co należy za wszelką cenę zachować. Prostym, lecz może dość szokującym dla wielu, może być w tym przypadku przykład tzw. „zmiany płci”. Ludzie, którzy poddają się temu procederowi, zmieniają zazwyczaj tzw. trzeciorzędne cechy płciowe, niekiedy także dokonuje się zmiana w ich psychice. Nie mogą jednak dokonać zasadniczej zmiany genetycznej. Zatem w tym, co stanowi podstawę ich tożsamości, pozostają nadal kobietą lub mężczyzną, choć będą udawać, że jest inaczej. W narodowej tożsamości jest podobnie. Jeśli więc dzisiaj chcemy podejmować rozważania nad Ojczyzną, to dotyczyć one winny nie trzeciorzędnych cech, czy też sposobów przeżywania narodowej tożsamości (nawet gdy chodzi o wielkie inscenizacje batalistyczne czy kultywowanie folkloru ojczyźnianego), lecz raczej owego „jądra genetycznego” polskości, czyli pamięci i tożsamości. W innym bowiem wypadku sprzedajemy naszą polskość na targowisku świata za marny pieniądz nowoczesności. Fragment z piosenki M. Grechuty, stanowiący tytuł niniejszego felietonu, jest dość lapidarnym ukazaniem właśnie tego zadania. W mojej tożsamości odbitym musi być to, co jest pamięcią.
opr. ab/ab