Toksyczna miłość

O toksycznych rodzicach mówi się coraz więcej. Terapeuci i duszpasterze z poradni rodzinnych twierdzą, że wiele problemów małżeńskich to skutek toksycznych relacji męża lub żony z rodzicem.

W latach 80 amerykańska terapeutka Susan Forward ukuła termin „toksyczni rodzice”. Miał określać tych, którzy niszczą swoje dzieci, tyranizując je i poniżając. Dzisiaj „toksyczność” rozlała się szeroką falą i zaczęła nabierać nowych znaczeń.

Toksyczna miłość

 źródło: photogenica

Niektórzy rodzice nie potrafią pogodzić się z faktem, że ich dziecko stało się dorosłym człowiekiem i trzymają je na uczuciowej pępowinie niczym na smyczy. Bywa też, że wtrącają się w życie nowej rodziny, wymagając podporządkowania i postępowania według ich instrukcji. Zasypują złotymi radami na temat wychowania dzieci, spędzania wolnego czasu, zakupów, urządzenia mieszkania, wpadają bez zapowiedzi w odwiedziny. Znosimy to wszystko w milczeniu, nie chcąc urazić rodziców, których przecież kochamy. Z drugiej strony denerwujemy się, jakim prawem ingerują w nasze dorosłe życie.

Zdaniem psycholog Joanny Nowak wielu rodziców ma problemy ze sobą oraz z właściwym zrozumieniem swojej roli. - Nie wiedzą o tym i nie potrafią pogodzić się z tym, że rodzicielstwo polega na wychowaniu dziecka tak, aby mogło samodzielnie funkcjonować w społeczeństwie, stworzyć własną rodzinę. Zwykle toksyczni rodzice to osoby, którymi kieruje egoizm, niezaspokojone potrzeby, np. nie układa im się w związku, nieuzasadnione lęki i dlatego chcą zachować dziecko przy sobie, są zaborczy, manipulują całą rodziną. Najczęściej żyją złudzeniami, że są posiadaczami jedynej właściwej recepty na życie - tłumaczy.

Wojna nad kołyską

Jakiś czas temu, czekając w kolejce na badania, byłam świadkiem pewnej sytuacji. Do laboratorium przyszła młoda mama z miesięczną córeczką, towarzyszyła im babcia. Chociaż nie jestem pewna, czy nie było odwrotnie. Tak, właściwie to młoda kobieta towarzyszyła babci i wnuczce. Zaczęło się od rugania, że dziecko za lekko ubrane, że ma brzydką czapkę, a przecież babcia, o czym nie omieszkała poinformować wszystkich pacjentów, kupiła taką piękną - różową. Potem orzekła, iż dziewczynka raczej pięknością nie będzie, bo w zasadzie to wygląda jak chłopak. A wszystkiemu winien nos, który dziecko odziedziczyło po mamie. „Byleby jeszcze figury nie dostała w spadku po tobie, bo już w ogóle będzie przechlapane” - dodała. Kiedy okazało się, że małej trzeba zmienić pieluszkę, a młoda kobieta zasugerowała, iż zrobi to w samochodzie, oburzona babcia wzniosła oczy ku niebu, karcąc córkę słowami: „Czyś ty oszalała, chcesz, żeby się przeziębiła! Wiele się jeszcze musisz nauczyć jako matka”. Gdy w końcu przyszła kolej na badanie, mama chciała wziąć dziecko na ręce. Babcia jednak uznała, że ona przytrzyma dziewczynkę podczas pobierania krwi, bo w końcu wychowała trójkę dzieci i wie lepiej, co i jak. Nie pomogły nawet słowa pielęgniarki, która poprosiła kobietę o opuszczenie gabinetu. Kiedy kilka razy spojrzałam na twarz młodej mamy, zauważyłam, iż zaciska żeby, próbując powstrzymać łzy. Nie odezwała się jednak ani słowem.

Kiedy opowiadałam tę historię znajomej psycholog, stwierdziła, że to właśnie klasyczny przykład toksycznej relacji i nieodciętej pępowiny, co zazwyczaj ma fatalne skutki. Jednym z nich może być niemożność stworzenia szczęśliwej rodziny.

Życie w czworokącie

Kiedy Małgorzata mówi o swoim małżeństwie, zawsze przywołuje scenę z filmu Woody'ego Allena: para kochanków w łóżku, a wraz z nimi cztery inne osoby - rodzice każdej ze stron. To jakby o niej. Gosia i jej mąż Paweł plus jego rodzice. Teściowa nigdy nie chciała zauważyć, że jej syn jest dorosłym człowiekiem. Dla niej był ciągle potrzebującym pomocy chłopcem, a Małgorzata wrogiem, który niszczy mu życie.

Zanim jednak stosunki z teściami się zaogniły, Gosia pamięta moment, w którym poznała rodziców Pawła. Była zachwycona: rozmowni, troskliwi i tacy nowocześni. - Kiedy urodził się synek, teściowie pomogli kupić nam mieszkanie. Sami je znaleźli nieopodal swojego domu. Niestety był to największy błąd. Teściowie wpadali do nas kilka razy dziennie. Kiedy gotowałam obiad, niemal natychmiast pojawiała się mama Pawła ze słoikiem zupy, bo jej jest zdrowsza - opowiada Małgorzata. Kiedy poprosiła rodziców męża, by dzwonili, jeśli chcą złożyć wizytę, teść poskarżył się synowi, że Gośka nie życzy sobie ich odwiedzin, pomocy itd. - A ja czasami chciałabym zjeść pizzę, ale tylko we dwójkę. Nie dałam rady tego wytrzymać, myślałam, że zwariuję. Kłóciliśmy się, słyszałam, jaka jestem niewdzięczna, że oni tyle nam pomagają, że rozbijam zgraną rodzinę, chcę poróżnić syna z rodzicami. Mówiłam Pawłowi, iż nie da się żyć w tym czworokącie. Mąż twierdził, że to normalne, że rodzina sobie pomaga - mówi Gosia. - Teściowie zniszczyli nam życie. Bardzo kochałam Pawła. Kiedy wyprowadził się do mamusi i tatusia, wyłam z rozpaczy. Rozstaliśmy się, ale widywaliśmy się nadal, bo przychodził do synka - opowiada kobieta.

W końcu postanowili spróbować jeszcze raz. Okazja nadarzyła się, kiedy Paweł awansował i musiał przeprowadzić się do innego miasta. Wtedy Gosia zaproponowała, że przeniesie się razem z nim, że spróbują odbudować rodzinę.

Zdaniem J. Nowak, kiedy dziecko dorasta i zakłada rodzinę, rodzice powinni pozwolić mu żyć własnym życiem. Zdarza się jednak, że nie chcą zauważyć, iż syn czy córka są już dorośli i nie zostawiają im miejsca na samodzielność. Tymczasem nieodcięta pępowina może zniszczyć związek. - Dzieje się tak wtedy, gdy młodzi godzą się na ingerencję rodziców, zapominając o tym, z kim są w danym momencie związani i kto dla nich jest najważniejszy. Wiele małżeństw rozpada się z tego powodu, zwłaszcza na początku wspólnego pożycia, ponieważ, nie dając sobie szansy na samodzielne rozwiązywanie konfliktów, pozwalają rodzicom, aby im w tym pomagali. Tym samym nie cementują związku własnymi siłami, zdają się na osoby trzecie, jednocześnie oddalając się od siebie - ostrzega J. Nowak.

Wyznaczyć granice

O tym, że - zamiast mieszkania na strzeżonym osiedlu - kupili zrujnowany dom na wsi, Ewa i Piotr powiedzieli rodzicom dopiero miesiąc temu. Powód? Bali się ich reakcji. I słusznie, bo gdy młodzi małżonkowie wyjawili w końcu prawdę, tata Ewy podsumował to jednym zdaniem: „Chyba oszaleliście!”. Co prawda zaangażował się w remont, ale gdy ostatnio sam zdecydował o wyburzeniu ścianki działowej, która zawaliła się wraz z częścią sufitu, Piotr nie wytrzymał. „Powiedz ojcu, żeby się nie wtrącał, albo ja to zrobię!” - uprzedził Ewę. „Nie mogę... Będzie mu przykro, a przecież on to robi z miłości!”, rozpłakała się ona.

Kochamy naszych rodziców. Właśnie dlatego tak trudno im powiedzieć, żeby przestali, dali nam spokój, zajęli się sobą, przestali nas strofować, krytykować, emocjonalnie szantażować, wzbudzając poczucie winy.

Jak grzecznie, ale skutecznie przypomnieć rodzicom, że jesteśmy dorośli, mamy własny plan na życie i sami chcemy decydować o tym, jak wychować nasze dzieci? Przede wszystkim wyznaczyć jasne granice. To nie zawsze okazuje się łatwe, bo rodzice manipulują poczuciem winy na zasadzie „tyle dla ciebie robię, a ty jesteś niewdzięczna”.

Kością niezgody w wielu rodzinach jest również kwestia wychowania dzieci. Zdarza się, że prowadzi to do ostrych konfliktów. Jak sobie z nimi radzić? - W delikatny sposób przypominać, że dzieci są nasze i dlatego sami chcielibyśmy decydować, jak z nimi postępować, jednocześnie doceniając wkład rodziców w nasze wychowanie. Należy jednak pamiętać o tym, że dziadkowie łatwo nie zrezygnują. Dużo zależy od tego, czy sami jesteśmy konsekwentni i przekonani o słuszności naszych metod wychowawczych i czy tak łatwo nie ulegniemy - zastrzega J. Nowak, dodając, iż należy w sposób asertywny informować o tym, co nam przeszkadza w zachowaniu dziadków, ale jeżeli poczujemy, że ich uraziliśmy, trzeba przeprosić. - Zwykle jednak nasze postępowanie wynika z troski o dobro dziecka i swoje. Rozsądny dziadek to przemyśli i wyciągnie właściwe wnioski. Jeśli nie, trzeba po prostu poczekać, a po tym jak emocje ochłoną, spokojnie wytłumaczyć motywy swojego zachowania - puentuje psycholog.

JKD

Joanna Nowak ukończyła psychologię na UKSW, jest członkiem Stowarzyszenia Psychologów Chrześcijańskich. Więcej informacji na www.psycholog-siedlce.pl

3 PYTANIA

ks. dr Jacek Sereda, duszpasterz rodzin diecezji siedleckiej

O toksycznych rodzicach mówi się coraz więcej. Terapeuci i duszpasterze z poradni rodzinnych twierdzą, że wiele problemów małżeńskich to skutek toksycznych relacji męża lub żony z rodzicem. Co Ksiądz o tym sądzi?

Jedną z form wychowania jest naśladowanie. Patrzymy z podziwem na ludzi mądrych, wiedzących, o co chodzi w życiu. Podobnie jest w rodzinie. Pełne miłości relacje między rodzicami są kodowane przez dzieci. Niestety te, w których występuje nienawiść - również. Pokazuje to film pt. „Pręgi”. Opowiada o trudnych relacjach ojca i syna, ukazując system wychowawczy opierający się wyłącznie na rozkazach i rękoczynach. Mężczyzna dorastający w takiej atmosferze nie potrafi odnaleźć się w dorosłym życiu, założyć własnej rodziny. To pierwsza płaszczyzna toksyczności. Druga to tzw. nieodcięta pępowina. Rodzice traktują dziecko jak swoją własność. Kiedy odchodzi z domu, pozostaje pustka. Jej powodem jest brak relacji między rodzicami. Całkowite poświęcenie się dziecku sprawia, iż małżonkowie rozchodzą się emocjonalnie. Świadczą o tym statystyki rozwodów, np. po 25 latach małżeństwa. Istnieje też spora grupa tzw. dorosłych dzieci, które nie potrafią żyć bez mamusi i tatusia. Dlatego odcięcie pępowiny jest konieczne.

Z jednej strony Dekalog i przykazanie „Czcij ojca swego i matkę swoją”, z drugiej słowa z Księgi Rodzaju: „Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją, i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem”. Biblijny fragment wskazuje na lojalność względem małżonka, który musi mieć priorytet nawet przed sprawami rodziny, z której się pochodzi. Co zrobić, aby relacje w rodzinie były zdrowe?

Dla wierzących ogromną podpowiedzią jest postawa samego Boga. On stale się oddaje stworzeniom, a więc nam. Myślę, że to fundamentalna sprawa, by widzieć swoje życie jako dar dla drugiego. Na ziemi nie mamy trwałej wartości. Samo życie nie jest własnością człowieka. Wszystko jest łaską. Jeśli przyjmiemy to jako punkt wyjścia, nie będziemy traktowali małżeństwa, dzieci jako własności. Kiedy człowiek właściwie czyta życie, widzi, iż przemijanie i przekazywanie „pałeczki” pokoleniom to naturalna kolej rzeczy. Nowa rodzina to nowy świat, w którym najważniejszą osobą dla męża staje się żona, i odwrotnie. Jednak relacje między rodzicami a dziećmi wciąż są bardzo mocne. Wzajemny szacunek pozostaje, gdyż jest on rękojmią błogosławieństwa samego Boga. Rodzice muszą również widzieć, że dzieci mają swoje życie. Niestety nie wszyscy to rozumieją. Zdarza się, że dzieci słyszą słowa: „Pamiętaj, matkę i ojca masz tylko jedną/jednego”. Trzeba jednak podkreślić, iż nie da się zbudować nowej rodziny bez odcięcia pępowiny od rodzinnego domu. Chrystus wyraźnie mówi: „ Opuści człowiek ojca swego, matkę i złączy się ze swoją żoną”. Opuści, ale nie zerwie relacji z rodzicami. Miłość małżeńska nie wyklucza miłości rodzicielskiej. Dobre relacje z rodzicami i teściami, to wspaniały kapitał przyjaźni, który często owocuje pomocą dziadków np. w wychowaniu wnuków.

Jak powinna wyglądać relacja z rodzicami i teściami, by pomagała małżonkom wzrastać?

Ma polegać na tym, że wszyscy czują się rodziną, troszczą się o siebie, zachowując jednocześnie pewną autonomię. Rodzice i dziadkowie to jeden świat, młodzi - drugi, przy czym rodzice są szczęśliwi, kiedy szczęśliwe są ich dzieci. I radość życia młodych wynika ze szczęścia starszych. Gdybym miał określić tę prawidłową relację jednym zadaniem, powiedziałbym, że od znajomości trzeba przejść do przyjaźni. Oczywiście to proces wymagający cierpliwości, przebaczenia, modlitwy, nieustannego niesienia ciężaru drugiej osoby. Podczas ostatniego spotkania z rodzinami w Rzymie papież Franciszek wskazał trzy sposoby budowania mocy rodzin. Ta droga to życie według słów: proszę, przepraszam, dziękuję.

NOT. JKD
Echo Katolickie 44/2013

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama