• Echo katolickie

Życie na kredycie

Artykuł z tygodnika Echo katolickie 36 (740)


Jolanta Krasnowska-Dyńka

Życie na kredycie

Polacy żyją na kredyt. To najpopularniejszy sposób na realizację marzeń przeciętnego Kowalskiego. Zaciągamy pożyczki na mieszkania, wymianę okien, zakup samochodu, lodówki, wyprawkę dla dzieci. Coraz częściej mamy też kłopoty ze spłatą swoich zobowiązań.

Dzisiaj wystarczy mieć zaledwie 500 zł miesięcznego dochodu, by w większości banków bez problemu dostać kredyt. Poza tym w ciągu ostatnich lat niemal na każdym rogu ulicy, niczym grzyby po deszczu, wyrastają centra finansowe, które udzielają pożyczek bez zaświadczenia o stałych zarobkach. W dodatku slogany reklamowe zewsząd kuszą niskimi ratami, tanimi kredytami. Nic, tylko brać. I bierzemy: na nową pralkę, wakacje za granicą, komunię, wesele dziecka, dom za miastem, samochód. Jednak każdą pożyczkę trzeba kiedyś zwrócić. Dopóki jest praca, jakoś sobie radzimy. Kłopoty zaczynają się zwykle, kiedy szef wręcza nam wypowiedzenie albo pojawiają się problemy zdrowotne czy rodzinne. Wtedy okazuje się, że rosnące koszty życia plus kredyt hipoteczny, rata za telewizor plazmowy czy nowy traktor sprawiają, iż domowe budżety ledwo się dopinają. Zaczyna brakować na bieżące rachunki. Dlatego ratujemy się kolejną pożyczką, wpadając w ten sposób w jeszcze większe długi.

Cienka czerwona linia

34-letni Maciej mówi o sobie, że stał się zakładnikiem gospodarczego boomu. Kilka lat temu miał przed sobą dobrze rokującą karierę w międzynarodowym koncernie spożywczym, piękną żonę i kredyt na segment na jednym z siedleckich osiedli. Umeblowali się drogo, trochę ponad stan, dodatkowo zadłużyli się przy tym. Ale wszystkie raty regularnie spłacali. Problem pojawił się, kiedy Maciej stracił pracę. Postanowili wtedy sprzedać samochód, a drogie sprzęty AGD wystawili na Allegro. Starczyło na kilka miesięcy życia.

Telefon z banku zadzwonił już pierwszego dnia, gdy opóźniła się spłata raty. Potem były kolejne rozmowy, coraz ostrzejsze, perspektywa licytacji. Ale windykacja przeprowadzona przez komornika to dla banku żaden interes i dodatkowe koszty. Zaproponował więc układ. Wstrzymują na trzy miesiące spłatę kredytu, a Maciej na własną rękę szuka kupca na mieszkanie. Z kwoty, którą uzyskali w ten sposób, spłacili dług. Nawet trochę zostało i z pomocą rodziny wyszli na prostą. Kupili niewielkie mieszkanko w bloku. Dzisiaj wraz z żoną chcą założyć własną firmę. Ale do jej rozkręcenia potrzebny jest kredyt. Jak o tym pomyślą, ściska ich w dołku.

Natomiast Maria i Andrzej pierwszy kredyt - 4 tys. zł - wzięli, gdy kupili mieszkanie i trzeba było je urządzić. Nie starczyło. Tymczasem bank przysłał ofertę zachęcającą do wzięcia następnego kredytu. - Pożyczyłam 3 tys. zł. Potem, w prosty sposób, bo przez telefon, następne 4 tys. zł od firmy pośrednictwa finansowego. W tej samej firmie wziął kredyt mąż, też 4 tys. - opowiada pani Maria. - Później zaciągnęliśmy kredyt w innym banku - ja i mąż po 4 tys. Potem w dwóch bankach wzięliśmy kolejne 4 tys. - dodaje.

Wszystkie kredyty zaciągnęli zaledwie w ciągu dwóch lat w czterech bankach i dwóch firmach pośredniczących. Nie zauważyli, kiedy przekroczyli cienką czerwoną linię. Gdy pan Andrzej uległ wypadkowi i nie mógł dorabiać, zaczęli spóźniać się ze spłatami. Banki wystąpiły do sądu. - Błagałam o wyrozumiałość, ale bezskutecznie. Komornik wszedł na emerytury, zabiera nam 536 zł miesięcznie. Mamy 1160 zł z dwóch emerytur - mówi pani Maria. Po zabraniu rat, opłaceniu rachunków na życie, zostaje zaledwie 150 zł miesięcznie. Małżeństwo wegetuje za 5 zł dziennie.

- Wszystko nam się zawaliło, nie mamy środków do życia. Jemy tylko chleb, gotuję zupy na kilka dni - pani Maria ma łzy w oczach. - Połaszczyliśmy się na te pieniądze, ale banki same nas do tego zachęcały. W jednym z nich pan namawiał do wzięcia kolejnego kredytu, mówił, żebym się nie martwiła, bo i tak pewnie część mi umorzą - dodaje. Nie umorzyli.

Profil dłużnika

W podobnej sytuacji jak Maria i Andrzej jest ponad milion Polaków. Tak wynika z najnowszego raportu InfoDług, opublikowanego przez InfoMonitor Biuro Informacji Gospodarczej S.A. Ogólna kwota przeterminowanych zobowiązań wynosi 9,87 mld zł. - Przyrasta ona znaczniej szybciej niż liczba osób zadłużonych, co oznacza, że przede wszystkim powiększają się zaległości tych, którzy już wcześniej mieli problemy ze spłatą zobowiązań - uważa Mariusz Hildebrand, prezes zarządu InfoMonitor.

Z opracowania wynika także, że statystyczny polski dłużnik to mężczyzna w wieku pomiędzy 30 a 39 rokiem życia, mieszkający w województwie śląskim i mazowieckim. Niemal połowa (820.560 czyli 46%) osób, które nie płacą na czas, to „drobni dłużnicy”, których zobowiązania nie przekraczają 2 tys. zł. Jednak są i rekordziści. Listę 10 największych dłużników (osób fizycznych) w Polsce otwierają mieszkańcy Mazowsza. Pierwszy z nich ma do spłacenia „zaledwie” 75 mln zł, drugi 30 mln, a trzeci 11 mln.

Kredyty gotówkowe kulą u nogi

O ile jakoś radzimy sobie z ratami kredytów hipotecznych, to z gotówkowymi i spłatą kart kredytowych już niekoniecznie. Zdaniem analityka Michała Macierzyńskiego z portalu Bankier.pl dzieje się tak dlatego, że banki, udzielając pożyczek pod hipotekę, bardzo dokładnie prześwietlają status finansowy klienta. Sprawdzają zarobki nawet kilka lat wstecz, historię rachunków osobistych. Mają określone wymogi co do wysokości wynagrodzenia potencjalnego klienta. - Ze względu na wzrost cen nieruchomości takie kredyty otrzymują osoby o wyższych dochodach - tłumaczy M. Macierzyński. - Wiadomo również, że kiedy grozi nam utrata mieszkania, większość osób robi wszystko, żeby tylko regularnie spłacać zadłużenie. Ogranicza konsumpcję, pożycza pieniądze od rodziny, a w skrajnych przypadkach wynajmuje się kupione mieszkanie po to, aby go nie stracić - dodaje.

- Natomiast - jak tłumaczy analityk - w przypadku kredytów konsumpcyjnych mówimy o zupełnie innym profilu klienta. Są to osoby z niskimi dochodami, słabo wyedukowani finansowo. Zwykle zaciągają kredyty na drobne, ale często potrzebne wydatki. Banki nie sprawdzały tak dokładnie wiarygodności kredytobiorców. Wystarczało im, że dotychczasowe kredyty były spłacane w sposób regularny.

- Niestety, w sytuacji spowolnienia gospodarczego i rosnącego bezrobocia, coraz więcej osób ma kłopoty z regulowaniem swoich zobowiązań. W pierwszym rzędzie rezygnują z płacenia rachunków, w dalszej kolejności z rat kredytów gotówkowych. Są to najczęściej klienci, którym zaczyna brakować pieniędzy na bieżące potrzeby i po to właśnie zaciągały taki kredyty. Nie myśląc o konsekwencjach i sposobie spłaty - mówi Macierzyński.

Zaczyna się ryzyko

Kiedy zatem nasze miesięczne zobowiązania wkraczają na niebezpieczny poziom? Zdaniem Macierzyńskiego, jeżeli miesięczne obciążenia kredytowe stanowią 20-30% dochodów rodziny, to wszystko jest w porządku. Ryzyko zaczyna się, gdy wskaźnik ten zostanie przekroczony. - Natomiast poziom powyżej połowy dochodów idących na raty kredytów oceniany jest jako skrajnie niebezpieczny. Takie przekredytowane gospodarstwo domowe nie powinno już zaciągać nowych zobowiązań tylko szybko zmniejszyć swojego zadłużenie - radzi M. Macierzyński.

Jakoś to będzie?

W szkockim humorze pada pytanie: „Czy masz pieniądze?”. „Jak nie będę wydawał, to do końca życia mi wystarczy” - następuje odpowiedź. Niemcy czy Brytyjczycy znani są raczej z oszczędnego życia. Z kolei my, Polacy, lubimy wydawać pieniądze. Liczymy je dopiero, jak już je upłynnimy. Niestety, przeszłość niewiele nas nauczyła, a przyszłość jest głęboko zepchnięta do podświadomości. Głębiej niż sama śmierć. Bo o niej jeszcze czasami pomyślimy, a co będzie jutro, czas pokaże. Polacy są jednymi z nielicznych, którzy potrafią żyć na „a, jakoś to będzie” albo - tak jak popularny Ferdek Kiepski - z renty babki, pensji żony, kredytu. Ot, byle do pierwszego. Niestety, Polak oszczędzać nie potrafi. Być może jest to wina poprzedniego systemu, który wbił nam do głowy, że pieniądze i tak przyjdą, że praca znajdzie się sama, że nie ma się czym przejmować... Poza tym większość rodaków nie lubi tych, którym dobrze się powodzi. To także jedna z naszych narodowych cech. Bo - w dzisiejszych realiach - bogaty do pieniędzy na pewno nie doszedł uczciwą pracą. Nakradł, nie zapracował. Przy takich podatkach, gdzie ze statystyk wynika, iż połowę roku szary Kowalski pracuje na podatki i opłaty, jest to po prostu niemożliwe. Dlatego wielu rodaków mówi, że wręcz nie stać ich na oszczędzanie. Inni natomiast twierdzą, że w skarpetę odkładają ci, którzy muszą albo zaznali w życiu biedy. Oczywiście, twierdzenia te wzajemnie się wykluczają. I tak naprawdę życie potwierdza, że umiejętność oszczędzania nie zależy od tego, ile zarabiamy, ale od tego, czy potrafimy to robić, czy widzimy sensowność tej czynności, czy mamy taki nawyk, czy też nie.

A dlaczego powinniśmy oszczędzać? Powód jest prosty. Nigdy bowiem nie wiadomo, co czeka nas jutro, czy nagle nie będziemy potrzebować dodatkowej gotówki dla siebie bądź kogoś z rodziny.

SONDA

Czy Polacy żyją ponad stan?

Zbigniew Czarnocki, rencista

Wiele polskich rodzin żyje w biedzie, nie ma pieniędzy na jedzenie, opłaty, książki do szkoły. Dlatego korzysta z pomocy punktów bankowych, które owszem pieniądze dają od ręki, ale trzeba im zwróci niemal dwa razy tyle, ile się pożyczyło. Trudno to nazwać życiem ponad stan, bo większość ludzi pożycza nie dla kaprysu, ale z konieczności. W mediach wciąż słychać, że Polacy nie mają oszczędności. Czy jednak ktoś zastanowi się, publikując takie banały, dlaczego nasze konta są puste? Odpowiedź jest prosta: nasze kochane państwo nie pomaga nam w oszczędzaniu. Wręcz przeciwnie, cały czas zabiera nam to, co jeszcze mamy, np. odliczenia od podatku. Nie mówiąc już o marnych wynagrodzeniach. Dlatego, patrząc na to wszystko, co dzieje się ostatnio w Polsce, nie wydaje mi się, że żyjemy ponad stan. Żyjemy raczej skromnie, bo na nic nas nie stać. Chociaż jesteśmy też świetni w oszczędzaniu, ale oszczędzamy sobie nadziei na możliwość kupienia czegokolwiek spoza listy „obowiązkowej”. I jesteśmy mistrzami w odmawianiu sobie nowych butów, nowych mebli czy płaszcza.

Alicja Rogowska, bankowiec

Lepsza sytuacja materialna, karty debetowe i kredytowe, łatwy dostęp do gotówki spowodowały, że ludzie zaczęli wydawać często więcej niż powinni, a „jakieś tam” 50% oszczędności wielu przestało cieszyć. Dziwne to, ale, niestety, Polacy nie mają wrodzonej skłonności do oszczędzania. Robią to, jeśli muszą, a gdy jest tylko troszkę lepiej, od razu szastają pieniędzmi w iście polskim stylu. I choć niewielu stać na najnowszy model audi czy wakacje w Dubaju, to mimo wszystko pakujemy się w kolejne pożyczki. W końcu niech sąsiedzi widzą, że mimo recesji wciąż powodzi się nam świetnie. Muszę jednak przyznać, że w ciągu ostatnich miesięcy, a zwłaszcza w lutym i marcu, ludzie trochę wyhamowali w braniu kredytów. Być może przestraszyli się kryzysu i możliwości utraty pracy. Jednak dzisiaj sytuacja powoli wraca do normy. Chcemy żyć tak, jak nasi zachodni sąsiedzi, których stać na wakacje w ciepłych krajach, samochód, dom. I co z tego, że nasze renty, emerytury czy wynagrodzenia nie pozwalają na taki standard? Przecież od tego mamy banki i różne punkty finansowe, które w ciągu godziny są w stanie spełnić nasze marzenia.

Monika Kopeć, nauczycielka

Może faktycznie jeszcze kilka lat temu żyliśmy ponad stan. Jednak od kiedy kryzys zapukał do polskich drzwi, większość z nas zaczęła bardziej przyglądać się domowym budżetom. Jeszcze nie tak dawno, kiedy szłam po zakupy do sklepu, w koszyku lądowało wiele niepotrzebnych rzeczy. Teraz, idąc do osiedlowego warzywniaka, trzymam w ręku listę zakupów. Staram się nie wydawać nic ponad plan. Mam jednak wielu znajomych, którzy, aby spłacić jeden kredyt, musieli zaciągnąć kolejny. Potem jeszcze jeden itd. Przyzwyczaili się do pewnych standardów życia i za nic nie chcieli z nich zrezygnować. Wielu z nich otrzeźwiła dopiero wizyta komornika. Osobiście jak ognia boję się kredytów, pożyczek i rat. Wolę przez kilka miesięcy pożyć oszczędniej, odłożyć pieniądze i np. kupić coś za gotówkę niż pożyczać od banku. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że nie wszystkich stać na takie wyrzeczenia. Dlatego tacy ludzie zwykle mają potem kłopoty i wpadają w kredytową pętlę, z której niestety trudno się wykaraskać.

ROZMOWA

Apel o ostrożność

Agnieszka Majchrzak
biuro prasowe Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów

Tysiące rodaków ma coraz większe kłopoty ze spłatą długów. Niestety, wielu z nich - czasami z własnej winy, a czasami banku - podpisało niekorzystną dla siebie umowę kredytową. Co robić w takiej sytuacji?

Spróbujmy porozmawiać z przedsiębiorcą. Ponowne negocjacje warunków umowy mogą zakończyć się pozytywnie, jeżeli np. wykażemy, że zawiera ona niedozwolone klauzule. Ich rejestr prowadzi prezes UOKiK na stronie www.uokik.gov.pl. W przypadku, gdy przedsiębiorca nie wyraża zgody na zmianę kwestionowanych punktów kontraktu, najlepiej zmienić kontrahenta. Natomiast jeśli umowa zawiera niedozwolone postanowienia, to - zgodnie z kodeksem cywilnym - takie klauzule nie wiążą nas z mocy prawa. Jeżeli przedsiębiorca nie przychyli się do tego stanowiska, należy zwrócić się do sądu o uznanie danego postanowienia za niewiążące. Na przykład, jeżeli chcemy odstąpić od umowy, a w jej warunkach znajduje się postanowienie wykluczające taką możliwość lub przewidujące rażąco wygórowaną karę, to możemy powołać się na niedozwolony charakter postanowienia umownego i jeżeli przedsiębiorca nie uwzględni naszych racji, dochodzić swych roszczeń sądownie. Można przy tym korzystać z pomocy miejskiego lub powiatowego rzecznika konsumentów lub finansowanych z budżetu państwa organizacji konsumenckich.

Jak nie wpaść w kredytową pułapkę?

Zawarcie umowy na sfinansowanie zakupu domu lub mieszkania jest jedną z ważniejszych życiowych inwestycji. Większość osób pożyczających pieniądze udaje się do banku. Konsumenci korzystają także z usług instytucji finansowych, które nie są bankami. Na ich oferty decydujemy się np. w sytuacji, gdy wniosek został odrzucony przez bank bądź też nie mamy zdolności kredytowej. Bardzo często czynnikiem decydującym jest czas - chcemy otrzymać pieniądze „od ręki”, omijając bankowe procedury. Pożyczając, pamiętajmy, by szczególnie zwrócić uwagę na warunki pożyczki. Często „szybciej” nie oznacza „taniej”. UOKiK apeluje do wszystkich konsumentów, żeby ze szczególną ostrożnością podchodzili do ofert „szybkich i tanich” pożyczek, proponowanych głównie przez instytucje niebędące bankami. Decydując się na zawarcie umowy, zawsze należy ją dokładnie przeanalizować bądź poprosić o pomoc rzecznika konsumentów, który oceni zawarte w niej postanowienia.

Okazuje się, że wiele nieprzyjemnych niespodzianek kryją w sobie także popularne i na pierwszy rzut oka niegroźne karty kredytowe. Dlaczego?

Rynek kart płatniczych w Polsce rozwija się bardzo dynamicznie. Korzystanie z nich jest zjawiskiem powszechnym. Powoduje to szereg problemów związanych z bezpieczeństwem dokonywanych transakcji, a także kształtowaniem praw i obowiązków użytkowników kart oraz ich wydawców. Niemal każda czynność związana z użytkowaniem kart płatniczych podlega opłacie. Niektóre z nich mogą się kumulować. Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów zakwestionował opłatę za nieterminową spłatę zadłużenia na karcie kredytowej pobieraną przez Raiffeisen Bank Polska niezależnie od naliczanych z tego samego tytułu odsetek. Niedozwolonym postanowieniem umownym jest również klauzula zobowiązująca konsumenta do wniesienia opłaty za rozpatrzenie nieuzasadnionej reklamacji - przy czym to bank dokonuje arbitralnej oceny zasadności roszczenia oraz kosztów jego zbadania.

Czy w sytuacji, kiedy już podpisaliśmy umowę kredytu, a potem znaleźliśmy korzystniejszą ofertę, możemy wycofać się z zawartej umowy?

Jeżeli nie przewiduje ona możliwości odstąpienia, niestety, możemy to zrobić jedynie za zgodą drugiej strony. Są jednak wyjątki, kiedy konsument może odstąpić bez podawania przyczyn od umowy: zawartej poza lokalem przedsiębiorstwa - w ciągu 10 dni, zawartej na odległość - w ciągu 10 dni, kredytu konsumenckiego - w ciągu 10 dni, ubezpieczeniowej zawartej na okres dłuższy niż 6 miesięcy - w ciągu 30 dni.

Ostatnio modne są tzw. kredyty konsolidacyjne. Czy dla wszystkich jest to dobre rozwiązanie?

Kredyt konsolidacyjny pozwala połączyć kilka różnych kredytów i pożyczek, np. kredyt hipoteczny, samochodowy, zadłużenie na karcie kredytowej, raty. Takie rozwiązanie z pewnością pomaga „uporządkować” domowe finanse - nie musimy pamiętać o terminach kolejnych rat, o ich wysokościach, czy numerach kont bankowych. Zamiana wielu zobowiązań w jedno powinno być świadomą decyzją konsumenta - najlepiej, żeby przed tym wyborem skorzystał z pomocy fachowego doradcy.

opr. aw/aw



Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama